~"Vanitas vanitatum et omnia vanitas." - "Marność nad marnościami i wszystko marność." (z Kisięgi Koheleta)
02.03.2022r.
Pov. Misaki
Całkowicie odcięłam się od wszystkich. Tamtego dnia, kiedy dowództwo zebrało się w salonie, nałożyłam słuchawki na uszy, żeby nie słyszeć ich dalszej rozmowy najprawdopodobniej na mój temat.
Jakoś ogarnęłam rozkład tramwajów i lokalizację stacji metra, chociaż nie było łatwo. Na początku spóźniałam się na przystanek i przychodziłam dopiero w połowie lekcji. Nauczyciele poddali się w komentowaniu mojego braku kompetencji. Wiele uczniów rozmawiało o mnie za plecami, plotkowało na wyimaginowane tematy, czy też patrzyło się na mnie wywyższającym wzrokiem. Często słyszałam słowa: "O, to ta wieśniara" skierowane w moim kierunku, jednak ledwo obijały mi się o uszy. Dorastałam, ignorując większość ludzi. Oni nic dla mnie nie znaczyli, byli tylko kolejnymi, przypadkowo napotkanymi osobami w moim życiu tak, jak postacie epizodyczne w filmach, które pojawiają się w jednym momencie fabuły i nie mają na nią większego wpływu. U mnie tą fabułą był ten jeden, ostatni rok liceum, podczas którego nie chciałam ani nie potrzebowałam mieć z nikim kontaktu.
Unikałam Bajiego jak ognia. Specjalnie chodziłam do łazienki w środku nocy, kiedy miałam pewność, że siedzi w swoim pokoju albo zwyczajnie śpi. Wstawałam z samego rana, po cichu robiłam śniadanie i wcześnie wychodziłam z mieszkania. Idealny plan mijania się każdego dnia, nawet bez powiedzenia sobie "cześć".
Jedynym problemem była szkoła, gdzie nie mogłam unikać pewnych dwóch osób. Co prawda poświęciłam się i usiadłam w jednej z pierwszych ławek, żeby nie mieć z nimi kontaktu wzrokowego, ale to nie wystarczało. Dzień w dzień Mikey witał się ze mną, kiedy ja patrzyłam się w okno i go ignorowałam. Gdy to robiłam, czułam jakieś dziwne kłucie w sercu, jednak starałam się nie zwracać na nie większej uwagi. Zinterpretowałam to jako moje powstające z martwych, budzące się sumienie, którego dawno się pozbyłam.
Od walki Toman z Moebiusem minęło aż kilka tygodni. Moje ramie nie było jeszcze na tyle wyleczone, żebym mogła ćwiczyć sztuki walki. Bardzo tego żałowałam, bo wiedziałam, że to zajęcie może zabić ten samotny dla mnie czas.
Po lekcjach po prostu siedziałam na dachu szkoły, wiedząc, że nikt nie będzie próbował mnie tam zaczepiać. Widziałam, jak grupki uczniów każdego dnia opuszczają szkołę i idą gdzieś razem, śmiejąc się i obejmując za ramiona. Za każdym razem przewracałam oczami, wgryzając się w kawałek chleba przyniesiony przeze mnie z mieszkania.
- Co robisz? - usłyszałam za plecami pewnego dnia. Moje ciało zadrżało, ramiona wykonały szybki, wertykalny ruch. Odwróciwszy się całkowicie, dostrzegłam stojącego kilka metrów ode mnie, niskiego wzrostu chłopaka. Dwukolorowe, po części rozjaśnione włosy, okalały jego symetryczną twarz. Srebrne kolczyki w kształcie kółek odbijały światło w moją stronę, rażąc mój wzrok. Obdarzył mnie swoim przenikliwym zielonym spojrzeniem.
Co za wyjątkowy kolor oczu u Azjaty...
- Siedzę i zabijam czas - odpowiedziałam na pytanie, ciągle lustrując go wzrokiem.
- Rozumiem - potwierdził - Myślałem, że nikogo tu nigdy nie spotkam. To miejsce jest mało uczęszczane - wyznał.
- W takim razie musiałam cię zaskoczyć - westchnęłam, myśląc, że zniechęcę go tym do rozmowy, jednak grubo się pomyliłam. Zamiast tego chłopak usiadł obok mnie i zaczął taksować mnie wnikliwie swoim spojrzeniem. Czułam się coraz bardziej niekomfortowo.
- Misaki, tak? - nagle zapytał. Skąd on, do cholery, znał moje imię? Widząc moją zaskoczoną twarz, postanowił znowu się odezwać - Spokojnie, nie śledzę cię - powiedział łagodnym tonem, co wywołało u mnie jeszcze większą niechęć - Słyszałem od różnych ludzi opinie na twój temat - wytłumaczył. To ani trochę mnie nie uspokoiło.
CZYTASZ
A world devoid of colours
FanfictionMisaki Mei z przyczyn osobistych pewnego dnia zmuszona jest wyjechać do Tokio, gdzie ma nadzieję na zaczęcie od nowa i wymazanie swoich wcześniejszych postępków. Mieszkanie musi dzielić z Bajim - synem znajomych jej zmarłych rodziców, więc już pierw...