14. Życie jest marnością

752 43 23
                                    

~"Zbyt cierpiałem, by żyć, ale byłem zbyt wielkim tchórzem, by umrzeć. I wówczas...Wysłałeś mnie w tę podróż z jakiegoś powodu. Doszedłem do wniosku, że jedynym sposobem na uhonorowanie ciebie jest żyć dalej(..)Moje serce znów nauczy się bić." - Niclays Roos "Zakon Drzewa Pomarańczy cz.2"~

06.05.2022

Pov. Misaki

Wczorajszy wieczór z Mikeyem był zdecydowanie jednym z najbardziej unikalnych przeżyć,  których kiedykolwiek mogłam doświadczyć. Zaczęłam, chociaż tylko na chwilę, postrzegać świat w barwach, jednak z rana wylała się na mnie miska zimnej wody, która przekazała mi informację:" To było jednorazowe, nie licz na nic więcej". Zatem znowu rozpoczął się pełen szarości dzień, na który nie miałam ani krzty siły, mimo że nie spałam tak dobrze od dawna.

Gdybym spała tak dobrze codziennie, czułabym się całkowicie spełniona.

Tego dnia z Bajim udało nam się cudem uniknąć spóźnienia na lekcje. Do dziś nie mogę zapomnieć tych niewyobrażalnie zdziwionych min uczniów w klasie i nauczycielki geografii, która wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Mikey z Drakenem przyszli dopiero na trzecią lekcję, nie zważając na konsekwencje swoich ciągłych nieobecności.

- Mam nadzieję, że wiecie, że za mniej, niż pięćdziesiąt procent frekwencji wylatujecie ze szkoły, co nie? - zapytałam ich podczas drugiego śniadania na długiej przerwie.

- Idiotom nie wciska się mądrości, bo nie zrozumieją, Misaki - zaśmiał się głośno Baji. Moment później dostrzegłam rzuconą przez Mikeya frytkę lądującą na  środku twarzy bruneta, tuż na nosie.  Prychnęłam rozbawiona, zakrywając usta ręką.

- Powiedział wielki geniusz - spojrzał na niego z góry Draken - To był nasz ostatni tydzień? - Tak ich wyrzucają? Nie spodziewałam się, chociaż nie powinno mnie to dziwić po ich sposobie chodzenia, a raczej unikania lekcji.

- Ostatni tydzień czego? - dopytałam, żeby się upewnić - Już was wyrzucili? 

- Nie, nie  - machnął teatralnie ręką - Chodziło mi o to, że w następnym tygodniu musimy już przyjść na te nieszczęsne trzy lekcje, inaczej nas wywalą. Dopiero wtedy - podkreślił zdecydowanie dwa ostatnie  słowa.

- Rozumiem... - Draken zaskoczył mnie swoją analizą - Czyli od początku liczyłeś wszystkie godziny.. - wskazałam palcem na jego osobę.

- Może od razu tego nie widać, ale Kenchin do wszystkiego się przykłada - odezwał się nagle Mikey - Odkąd dorastał w burdelu... - Że co, proszę?

 Chyba jest aż za bardzo dojrzały, ale obawiam się, że w złym tego słowa sensie...

- Mikey! - uderzył go w brzuch rozjuszony Draken - Naprawdę nie wiesz, kiedy się zamknąć, do cholery! - nieprzejęty blondyn złapał się za brzuch, zginając się w pół od swojego nieopanowanego śmiechu. 

- Nie denerwuj się - prychnął Mikey, jakby wcześniejsze uderzenie było dla niego ledwie draśnięciem. - Widzisz  jak twój wybuch przykuł uwagę innych? Wszyscy się na nas gapią - wydął policzki i z wyrzutem spojrzał na Drakena. Ten w odpowiedzi z łatwością powalił krzesło razem z Mikeyem i zaraz potem mogliśmy usłyszeć trzask, którego hałaśliwy dźwięk objął całą stołówkę. Musiałam powstrzymać mój odruch wybuchnięcia śmiechem.

Oni są niedorzeczni.

Niedorzeczni to za mało powiedziane.

W kolejnej chwili dotarło do mnie, w jakim kierunku zaczęły zmierzać moje myśli. Niemalże natychmiast mój uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. 

A world devoid of coloursOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz