~"Jak wcześniej powiedziałem, zmiany wymagają czasu, ale serca ludzi są jak chorągiewki. Ludzie to istoty, które żyją pod wpływem emocji i uczuć, a nic tak nie oddziałuje na ludzkie emocje jak śmierć". William James Moriarty, "Yuukoku no Moriarty"~
04.08.2022
Pov. Mikey
- Nie! - krzyknąłem, rozumiejąc sytuację, jednak było już za późno. Mimo że brunet odruchowo odsunął się od Kazutory, po chwili padł na ziemię, trzymając się za dolną część brzucha. Wiedziałem, że skazał się na śmierć.... - Baji! - już się do niego wyrywałem, kiedy moją uwagę zwróciła nagle przytomna Misaki, która wykorzystała moment nieuwagi Hanmy, wcisnęła jego nogę w ziemię i uwolniła się z morderczego uścisku. Teraz tylko stała przygarbiona, ze spuszczoną nieruchomo ranną ręką, ledwo oddychając z nieobecnym wzrokiem badającym otoczenie. Przerzuciła przerażony wzrok na leżącego na ziemi Bajiego, a po chwili na mnie, po czym na zdezorientowanego uderzeniem Shujiego.
- Idź do Bajiego - wyszeptała te słowa tak cicho, że bez mojego skupienia, sam nie zrozumiałbym ich przekazu. Po przekazaniu mi polecenia chwiejnym krokiem zaczęła zbliżać się do Hanmy.
Poczekaj na mnie tylko chwilę...
- Baji! - krzyknąłem ponownie, pochylając się nad ciałem mojego przyjaciela. Przyłożyłem rękę do jego zakrwawionego brzucha, żeby skontrolować stan chłopaka. Zbadawszy tętno, nieznacznie się skrzywiłem. Nie było dobrze. Wręcz tragicznie. Przez to, że brunet zrobił unik, nóż wbił się najprawdopodobniej w jeden z jego narządów, w którym doszło do krwotoku. Wiedziałem, że nie przeżyje do przyjazdu karetki, jednak próbowałem usilnie odpychać tą logiczną myśl - Cholera.....
- Mikey...- usłyszałem słaby głos Bajiego przy lewym uchu - Przepraszam, że spieprzyłem, ale Kazutora.... - zaniósł się kaszlem, który poskutkował wypluciem krwi na ziemię. Przytrzymałem go, żeby się nie zakrztusił - Kazutora nie zabił Schinichiro - moje źrenice momentalnie się rozszerzyły - A przynajmniej chcę w to wierzyć.... - dodał, ledwo oddychając - Wierzmy w to, Mikey, okej?... - znowu atak kaszlu. Do kącików moich oczu napłynęły łzy, jednak za wszelką cenę starałem powstrzymać się od płaczu. Musiałem pozostać dla niego silny.
- Chifuyu! - ryknąłem na zielonookiego chłopaka, który wyrósł obok mnie jak spod ziemi. Najwyraźniej byłem zbyt rozkojarzony, żeby przejmować się otoczeniem znajdującym się poza brunetem - Na co czekasz?! Wzywaj pogotowie! - przestraszony chłopak trzęsącymi się rękami wyjął telefon i próbował wstukać numer ratunkowy. Wiedziałem, że to na nic. Wiedziałem, że Baji wkrótce umrze, a oddechy, które teraz brał, należały do jego ostatnich. Nagle poczułem czyjeś szarpnięcie na moim lewym rękawie.
- Przekaż Misaki... - wziął kilka chaotycznych głębokich wdechów - Że przepraszam, że oceniłem ją, nie znając jej charakteru.... - kilka samotnych kropel spłynęło po moich policzkach. Gdzie, do cholery, była teraz Misaki? Zamglonym wzrokiem próbowałem ją odszukać, jednak zdało się to na nic - Mam nadzieję, że będzie kiedyś w stanie zaufać komuś bezgranicznie.... - dodał, a ja tylko przycisnąłem go do mojego ciała i zamknąłem w szczelnym uścisku. W odpowiedzi usłyszałem słabe prychnięcie rozbawienia tak, jakby brunet właśnie nie umierał i miał wystarczającą siłę na wyśmiewanie mnie - Świetnie się bawiłem..... - zmarszczyłem brwi - Świetnie bawiłem się, będąc w Toman..... - usłyszałem głęboki wdech, a po nim nic. Żadnych oznak życia od Bajiego.
Odsunąłem jego ciało od siebie i dopiero wtedy zorientowałem się, że jest ono zwiotczałe. To mogło oznaczać tylko jedno.....
- Baji? - potrząsnąłem nim lekko, licząc na to, że na moje zawołanie się obudzi - Słyszysz mnie? - zapytałem drżącym tonem. Po chwili poczułem uścisk na ramieniu. Moje zdezorientowanie było tak wielkie, że przez chwilę uwierzyłem, że brunet magicznie powstał z martwych.
CZYTASZ
A world devoid of colours
FanfictionMisaki Mei z przyczyn osobistych pewnego dnia zmuszona jest wyjechać do Tokio, gdzie ma nadzieję na zaczęcie od nowa i wymazanie swoich wcześniejszych postępków. Mieszkanie musi dzielić z Bajim - synem znajomych jej zmarłych rodziców, więc już pierw...