Igraszkom nie było końca. Ciało do ciała, rozgrzane niczym najgłębszy zakątek piekła. Pot, wolno spływający wzdłuż kręgosłupa...
– Jus! Wstawaj, bo znów będziesz spóźniona! – Z wnętrza domu wydobył się kobiecy głos przez co dziewczyna raptownie straciła zakotłowaną w jej myślach wizję. Przyjemny obraz jednej z ostatnich nocy, którą spędziła ze swoim chłopakiem. Szatynka miała jednak całkowitą świadomość, że krzycząca osoba nie pozwoli sobie na to, by jej nie posłuchano więc już po chwili, wewnątrz pokoju, można było usłyszeć początek mamrotania prosto w poduszkę.
Poranek... był to moment, którego Justine nie znosiła ponad wszystko. Dziwiło ją, że ktoś w ogóle sam z siebie wstawał o wczesnej porze. Ona niekiedy i o dwunastej nie potrafiła się zwlec z łóżka a co dopiero mówić o wpół do siódmej, by zebrać się na zajęcia w szkole. Naciągając na głowę kołdrę, miała cichą nadzieję, że obroni ją przed matką i będzie mogła pospać trochę dłużej. Niezauważona przez nikogo. Tak się jednak nie stało. Już po krótkiej chwili do jej pokoju wbiegł uradowany, młodszy brat – Dave, który od razu wskoczył na jej łóżko, a następnie na nią. Pierwszą myślą dziewczyny było – Co jest? Szybko jednak zmieniła się ona w: – Co za wredne stworzenie. Wystarczyło, że poczuła jak młodsze rodzeństwo ochoczo zaczyna po niej lekko podskakiwać. Osłona z pościeli za nic nie dawała rady w ochronie.
– Dave! – Krzyknęła spod kołdry myśląc, że to jakoś zaalarmuje nicponia. – Złaź ze mnie – dodała ciszej, bardziej wtulając się w poduszkę. Czuła jednak, że za nic z niej nie zejdzie.
– Słońce świeci! – Chłopiec z wielkim entuzjazmem w głosie wykrzyczał. – Wstawaj! – Nie dał się zbyć byle rozkazem ze strony starszej siostry. Dla niej słońce to jednak nie była żadna atrakcja. Widziała je codziennie od narodzin. I mimo że wiedziała, iż brata potrafił cieszyć nawet najmniejszy szczegóły dnia to chciała się go z siebie pozbyć.
– Idź się nim cieszyć gdzie indziej. – Powiedziała i już po chwili ciężkość znikała. Zdziwiła się, że tak łatwo poszło więc odsuwając kołdrę z głowy i przewracając się na plecy, rozglądnęła się po pokoju. Odsuwając rozczochrane włosy z twarzy nie ujrzała żadnego męczącego gnoma. Była zupełna cisza. Nawet drzwi okazały się być zamknięte. Justine postanowiła więc wstać z łóżka. Była już na tyle obudzona, że dalsze leżenie w nim nie miało sensu. Ledwo opuściwszy dolną część ciała spod kołdry, od razu poczuła przeszywający chłód. To właśnie był jeden z powodów przez które nie znosiła poranków. Zimno, każdy się gdzieś śpieszył, a w zimie ciemno za oknem. Prawie jak w nocy. Stając na równe nogi, ruszyła prosto w stronę drzwi, gdzie czekała ją niemała niespodzianka, o której jeszcze nie miała pojęcia.
– Dave... – Uchylając je, zauważyła brata, który mało co na nią nie wpadł. I to z kubkiem gorącej herbaty. Udało jej się go jednak zatrzymać wysuwając dłonie w jego stronę i łapiąc nieco poniżej ramion.
– Przepraszam. – Chłopiec w trybie natychmiastowym wypowiedział słowo skruchy. Dodatkowo, przypadkowo rozlał odrobinę trunku na podłogę. Na jego szczęście, nie oblał ani siebie ani siostry.
– Nic nie szkodzi. – Jako, że żadnemu z nich nic się nie stało, Jus wzięła od brata kubek, który jej przyniósł i razem z nim ruszyła prosto na dół do kuchni.
– W końcu wstałaś! – Ledwo przekroczyła próg pomieszczenia, a marudny głos matki obił się echem w jej uszach. W głowie dziewczyny od razu wytworzyła się standardowa myśl pod kątem jej matki – Ta, ja też się cieszę, że cię widzę.
Ojciec dziewczyny, tak jak niemalże codziennie, siedział w pełni ubrany, w najlepszym garniturze jaki miał z idealnie zawiązanym krawatem, przy stole, pijąc kawę i czytając poranną gazetę, którą zawsze znajdywał pod drzwiami domu. Justine od jakiegoś czasu uważała, że znajdują się w nich jedynie bzdury i nudy. Jednakże mężczyzna o czarnych włosach i niebieskich oczach nie przejmował się tym zbyt mocno. Jego to interesowało. W końcu pracuje jako adwokat więc wiedza o bieżących wydarzeniach była u niego na porządku dziennym. Dodatkowo, nieźle potrafił wybronić swoich klientów. Jus miała pięć góra sześć lat, kiedy chodziła z nim na rozprawy. Głównie ze względu na to, że była mała i nie miał się kto nią zajmować w domu, gdy niania nie mogła przyjść. W taki sam sposób, przebywała też w szpitalu u matki. O wiele bardziej lubiła jednak siedzenie na rozprawach. Niekiedy trwały krócej, a jeśli nie to ojciec zostawiał ją ze znajomymi, którzy zabierali ją do pokoju, w którym robili sobie przerwy a tam dostawała kartki do rysowania. Zdarzało się również, że włączali jej bajki lub sekretarka zabierała ją na dwór pobawić się na placu zabaw. Z racji swojego wieku nie mogła siedzieć na każdej rozprawie. Niektóre też były ogólnie niedostępne. U matki w pracy już tak nie było. Tam o wiele bardziej się nudziła. Przez większość czasu siedziała w jej gabinecie i nie miała co robić. Nieraz dostawała kartki i kredki, ale nie miała z kim się bawić z racji tego, iż jedyne osoby, które tam widywała to pielęgniarki sprawdzające czy dalej jest na swoim miejscu, w czasie, gdy matka operowała. To również osoba, która najmniej ją wspierała w jej marzeniach. Justine od zawsze interesowała się muzyką oraz rysunkiem. I mimo że przeważała pierwsza kwestia, tak nie miała problemu z nauczeniem się podstawowych umiejętności malarskich, które traktowała jako hobby. Matka dziewczyny początkowo sądziła, że to jedynie dziecinne zachcianki, którymi charakteryzują się dzieci w takim wieku. Myliła się. Myliła i nie do końca potrafiła zaakceptować faktu, iż jej córka nie pójdzie w jej ślady i nie zostanie lekarzem lub chociaż prawnikiem jak jej mąż. Wiktor, bo właśnie tak miał na imię ojciec dziewczyny, z większą chęcią pomagał swoim dzieciom w spełnianiu ich marzeń. Był na równi dumny z syna jak i córki. Wiedział, że cokolwiek chcą robić w przyszłości to będzie to coś co sprawi im radość. Dla niego nie liczyło się iście w jego bądź swojej żony ślady. Chciał, by jego własne dzieci znalazły to co ich ukształtuje. Coś dzięki czemu będą sobą i zarazem dobrymi ludźmi. Dlatego też Jus miała z nim o wiele lepsze kontakty niż matką. To jednak powodowało kłótnie w ich domu. Tego dziewczyna nienawidziła ponad wszystko. Nie raz i nie dwa pragnęła, by w ścianach budynku zapadła cisza i spokój. Tak się jednak nigdy nie chciało stać. Niekiedy nawet przyłapywała się na tym, iż chciała rozwodu własnych rodziców, jednakże jakby to wyglądało. Byli uważani za jedną z idealnych rodzin w dzielnicy, gdzie zamieszkują więc taki obrót spraw nie wchodził w grę. Jus jednak wiedziała, że było to tylko na pokaz podczas różnego rodzaju bankietów czy spotkań z wysoko ustawionymi osobami. W rzeczywistości, kłócili się oni minimum raz w miesiącu. Dziewczyna teoretycznie była do tego przyzwyczajona, ale przejmowała się swoim młodszym bratem. Mimo wszystkiego, bolało ją to jak ich rodzice się zachowywali. Widziała jak jej matka pragnęła idealnych dzieci. Była ona również zbyt mocno zaślepiona swoją wizją przez co nie potrafiła dostrzec tego w czym rzeczywiście były dobre. A już tym bardziej co sprawiało im radość. Uważała, że skoro jej córka nie potrafiła tego co ona to nie umiała niczego. Niczego co dla Jane było wartościowe. Nie była ona również na żadnym występie Jus, ani meczu i treningu Davida. Justine z czasem przestała jej o nich mówić, lecz nie chłopiec. On pragnął, by jego mama choć raz się pojawiła. Kobieta jednak, za każdym razem, potrafiła wymyślić jakąś wymówkę. Dave pragnął uwagi a w rezultacie dostawał słowa mówiące, że nie będzie ona marnować czasu na nieistotne rzeczy. Kobieta skupiała się jedynie na tym co jej zdaniem mogło być ważne w przyszłej karierze. Piłka nożna i muzyka nie były czymś na czym jej zdaniem można było wyżyć w przyszłości. Justine nie dziwiła się swojemu bratu. Kiedy była młodsza też pragnęła uwagi ze strony matki. Z czasem zrozumiała, że jej nie dostanie. Nie w takim stopniu jakim chciała.
CZYTASZ
Begin Again II N.H
Fanfiction"Życie może obrać różne tory. Ale tylko od Ciebie zależy, który wybierzesz."* Przez 18 lat Jus wiodła na pozór dobre życie. Do czasu... Po spotkaniu nad wyraz wkurzającego ją blondyna, zaczęło się zmieniać. Mimo ciągłego bycia myślami w przeszłości...