Rozdział 9

486 34 2
                                    

Chwilę po tym, kiedy Lou postanowiła opuścić mój dom, wreszcie zostałam sama. Choć nie miałam pewności czy to dobrze. Po jakichś dziesięciu minutach gapienia się w ściany miałam dość. Zrozumiałam, że mimo iż pragnęłam ciszy, to za nic mi ona nie służyła. Zdecydowanie za dużo wtedy myślałam. Dodatkowo, jedne z ostatnich słów Louise nie dawały mi spokoju. Doszłam do wniosku, że nie wytrzymam w tym miejscu. Wstając raptownie, poszłam na dół. To była jednak kolejna część domu, w którym nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.

W pewnej chwili, po kręceniu się wokół siebie, mój wzrok padł na pomieszczenie, gdzie znajdował się mój fortepian. Jak ten „pokój" był zazwyczaj pusty, omijając sporych gabarytów instrument, tak teraz było tam masę pudeł. Wiedziałam, że kiedyś w końcu muszę do nich siąść. Moje rzeczy mogły mi się walać po pokoju, lecz co do tych to zdawałam sobie sprawę, iż mogą przeszkadzać Samowi i Lisie. W końcu były wręcz na widoku. Dodatkowo wchodząc do domu od razu rzucały się w oczy. I fakt, że była to otwarta przestrzeń, trudniej było ukryć. No, co najwyżej z jadalni nie było ich aż tak widzieć. W zależności, gdzie się siedziało.

Od wejścia po prawej znajdował się salon i z fortepianem, aż do końca budynku zajmował całą stronę. Na lewo była jadalnia a tuż za nią kuchnia. Ona zaś była oddzielona od pomieszczenia z instrumentem jedynie niską ścianką z pozostawionym przejściem. Stając więc przed masą pudeł patrzyłam na nie przez kolejne minuty.

Jedynym, czym wyróżniały się z tego całego składowiska, były inicjały moich rodziców i brata. Na niektórych zostało napisane co znajduje się wewnątrz. Nie na wszystkich to widziałam, choć domyślałam się, że powodem tego był fakt, iż kiedy je tu przywieźli, to po prostu układali jedno obok drugiego nie przejmując się co gdzie jest. Wyjątek mogły stanowić ciężkie rzeczy. Podchodząc bliżej, uchyliłam pierwsze wieko. Ukazał mi się garnitur ojca. Czując napływające do oczu łzy, odetchnęłam głębiej przy czym rozszerzyłam oczy. Mrugając kilka razy powiekami, przetarłam twarz. Miałam świadomość tego, że im szybciej się za to wezmę, tym prędzej skończę. Ta myśl jednak za nic nie pomagała.

Mówiąc sobie, że muszę, zaczęłam szukać tych oznaczonych jakimiś rzeczami a nie ciuchami. Po przebrnięciu przez pierwsze trzy kolumny, w końcu odnalazłam to czego szukałam. Przez następne godziny, zdążyłam wypić ze trzy herbaty, pół soku jabłkowego (choć nie przepadałam) i pójść z pięć razy do toalety. Udało mi się nawet wielokrotnie podłamać tym co znalazłam. W ostateczności, przewertowałam z minimum, a przynajmniej tak mi się wydawało, pudeł z rzeczami i sporą część oznaczyłam jako do wyrzucenia. Oczywiście najpierw je pootwierałam i powyciągałam z nich wszystko, robiąc jeden wielki harmider wokół siebie, zaś później dopiero zaczęłam z powrotem przekładać. Chowałam je z ogromnym bólem w sercu. Nie chciałam, lecz miejsca na nie nie było. Z trudem, ale powybierałam jedynie te, które miały dla mnie większą wartość sentymentalną, bądź użytek domowy czy to dla mnie czy wujków. Oczywiście znalazło się też kilka takich przedmiotów, których, pomimo braku zastosowania, nie potrafiłam wyrzucić. Właśnie na nie wybrałam sobie osobne pudło i dużymi wyraźnymi literami napisałam na nim czarnym flamastrem „Nie wyrzucać". Najchętniej jednak zostawiłabym wszystko.

Zmęczona oparłam się o ścianę. Za oknem zauważyła, że jest już ciemno. Przymykając więc oczy, postanowiłam trochę odpocząć.

*

– Jus... – Usłyszałam czyjś cichy głos nade mną. – Justi... – Poczułam jak ktoś mną buja. Nie wiedząc o co chodzi, uchyliłam lekko oczy. Zmęczenie nade mną przeważało. Jakby za mgłą, spostrzegłam przed sobą wujka. Kucał przy mnie w ciemnych spodniach oraz białej koszuli, która miała rozpięte pierwsze kilka guzików i podwinięte do połowy rękawy. – No już skarbie, wstawaj. – Chwycił moje dłonie chcąc mi pomoc się podnieść. Ja jednak nie czułam się na siłach by w ogóle ruszać. Wyswobadzając ręce, przetarłam nimi twarz chcąc się choć trochę dobudzić. Mało to pomogło, ale wiedziałam już gdzie jestem. Wynikało, iż zasnęłam podczas sprzątania pudeł z Ameryki.

– Yyyy.... – Wymówiłam, nie będą pewną co chcę w ogóle powiedzieć.

– Chodź, skarbie. – Mój wujek kontynuował.

– Nie, nie... – Odkaszlnęłam powstałą w moim gardle chrypkę. – Ja muszę to posprzątać. – Już nawet zamierzałam się ruszyć do kolejnego jasno brązowego kartonu, lecz Sam mnie powstrzymał.

– Jutro to zrobisz. – Pogładził mnie po ramieniu.

– Zostało mi już tylko kilka – ciągnęłam. Po południu powiedziałam sobie, że skoro już się za to wzięłam to skończę tego samego dnia, choćby nie wiem co. Wiedziałam, iż jeśli odpuszczę to już do tego nie siądę.

– Kochanie, jest już po dwudziestej drugiej, a ty ledwo widzisz na oczy – mówił. – Musisz się przespać i to w swoim łóżku a nie na ścianie w salonie – kontynuował, a ja dopiero w tym momencie, po poruszeniu szyją, poczułam jak mnie boli od niewygodnej pozycji.

– Ale to tylko ciuchy. – Zaczęłam zaraz po tym jak rozciągnęłam nieco kark.

– Ciuchy nie ciuchy, jutro, skarbie – Wujek za nic nie dał się przekonać. Pomagając mi wstać, zaczął odprowadzać do pokoju. Nie miałam siły się z nim wykłócać więc przystałam na jego ofertę.

– A Lisa gdzie? – Spytałam, będąc już na schodach.

– Poszła na górę. – Sam odparł. – Dopiero co wróciliśmy i była zmęczona.

– Sama sobie poszła a tobie kazała się mną zająć. – Zauważyłam. I bez jego odpowiedzi wiedziałam, że taka była prawda. Ostatnimi czasy obchodzili się ze mną jak z dzieckiem. Nie zastanawiałam się jednak nad tym czy się dziwić temu czy też nie. – Muszę jeszcze do łazienki – przystanęłam na szczycie schodów, czując, że mój pęcherz jest pełny po wypiciu sporej ilości płynów.

– Dobrze, tylko zaraz po tym spać – Wujek pogroził mi palcem.

– Jasne – powiedziałam na odczepnego. Nie chciałam iść spać. Znaczy moje ciało się tego wręcz domagało, lecz głowa mówiła bym wróciła na dół i dalej segregowała rzeczy z pudeł. Domyślałam się jednak, że Sam jak na złość przyjdzie do mnie do pokoju zobaczyć czy go posłuchałam. – Gdzie wy w ogóle byliście? – Zapytałam, naciskając klamkę do łazienki.

– Załatwialiśmy ostatnie formalności z jednym wyjazdem. – Odpowiedział mi. Przyjmując jego słowa do wiadomości, odrzekłam krótkim „aha" i weszłam do pomieszczenia.

Raz dwa załatwiłam swoją potrzebę oraz przemyłam dłonie i twarz. Po wytarciu jej z kropel wody, przyjrzałam się sobie w lustrze. Wyglądałam beznadziejnie. Mimo że miałam niewielkie worki pod oczami to moja twarz wyglądała co najmniej jakbym tydzień nie spała. Powieki miałam sporo opuszczone a usta wręcz wysuszone. Na twarzy zaś dostrzegłam nowo pojawiające się niedoskonałości co oznaczało, że w najbliższym czasie nawiedzi mnie miesiączka Włosy były porozwalane w każdą możliwą stronę więc postanowiłam je lekko uklepać. Na mało mi się to jednak zdało. One wręcz wołały o solidną porcję szamponu i ciepłej wody. Odkładając ręcznik na wieszak obok lustra, skierowałam się wprost do pokoju.

Podchodząc do łóżka, odsunęłam kawałek kołdry i chwytając przydużą koszulkę z szortami, zaczęłam się przebierać. Ostatnim ruchem było zdjęcie stanika przez górę. Wiedziałam, że wujek może mi wejść w nieodpowiednim momencie więc wolałam nie ryzykować robią to wcześniej bez koszulki. Po wszystkim, kupkę ledwo co zdjętych ciuchów, zrzuciłam na podłogę nie chcą iść przez pół pokoju by odłożyć je na cokolwiek. Wiedziałam jednak, że pierwsze co będę musiała położyć przy łóżku, kiedy w końcu postanowię ogarnąć swoje meble, to jakieś krzesło bym miała, gdzie kłaść swoje szpargały. Uwinąwszy się z tym, raz dwa weszłam pod pościel i opadłam głową na poduszkę, szczelnie się okrywając.  

Begin Again II N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz