Do tej pory, siedząc na trybunach, tak samo jak ostatnim razem, nie miałam pojęcia kiedy się w ogóle zgodziłam na to, żeby tu przyjść. Okej, może i miałam z Lou tydzień by zrezygnować z tego wszystkiego, ale jakoś żadnej z nas nie przyszło to do głowy. Choć może to dlatego, że ona próbowała jakoś unikać Harry'ego, a mi było to zwyczajnie obojętne. Mecz mi w żadnym stopniu nie przeszkadzał, co więcej, cała trójka przestała się wreszcie kłócić o jakąś błahostkę. Tak oto znów siedziałam w pierwszym rzędzie, razem z Louise i Zaynem i obserwowałam pustą jeszcze murawę. Nic innego nie miałam do roboty. Lou zdążyła znaleźć sobie jakąś gierkę na telefonie, w której wybierała co chwile nowe literki, z których układała słówka. Malik za to ulotnił się, aby zapalić gdzieś na spokojnie po tym jak trener wygonił go nim jeszcze zdarzył włączyć zapalniczkę. Nie miał więc innego wyboru.
Z tego, co zdążyłam się dowiedzieć to drużyna z naszej szkoły miała grać z jakąś z mojego rodzinnego miasta. Dziwiło mnie to, z racji odległości, ale nie dopytywałam. Cieszyłam się, że w Nowym Jorku jest ich dość spora ilość i miałam dużą szansę nie spotkać kogoś z poprzedniej szkoły. Przeciwna drużyna siedziała bardziej po prawej stronie boiska, przez co nie miałam możliwości podpatrzeć kto w niej był. W poprzednich latach często bywałam na meczach swojego byłego i zdążyłam w między czasie zapamiętać kto do jakiej drużyny należał. A przynajmniej w jakiejś minimalnej części. Czasami wystarczyła jedna osoba bym wiedziała jaka szkoła tym razem grała. Tym razem jednak tak nie było. Miałam tylko nadzieję, że to nie była moja stara placówka. Tego bym chyba nie zniosła. Nikt z poprzedniego miejsca nie wiedział co się ze mną stało i było mi to na rękę. Nie po to pozbyłam się wszelkiego kontaktu z nimi, by teraz do tego wracać. Było mi tu dobrze i tak powinno pozostać. Co prawda, brakowało mi wielu rzeczy jak i osób, ale nie potrafiłabym tam wrócić. Tam miałam chłopaka, wspaniałą przyjaciółkę, znajomych i z dnia na dzień wszystko prysło. Może i nie byłam z nimi jakoś szczególnie zgrana, lecz oni mnie wtedy wyciągali z tego bagna, gdzie mieszkałam. Aczkolwiek może dobrze się stało. Po dowiedzeniu się, iż moja dawna przyjaciółeczka dorwała się do, już, mojego byłego chłopaka, nie chciałabym dalej się z nimi widywać. W końcu kto chciałby mieć tak fałszywych przyjaciół?
– Zaraz cały mecz przegapisz, jeśli dalej będziesz tak dumać. – Z moich rozmyślań wydobył mnie głos Zayna. Przechodził akurat przede mną, zajmując swoje poprzednie miejsce. W tym samym czasie zorientowałam się jak dwie drużyny, ustawiają się na boisku. – Dobrze się czujesz? – Malik, odezwał się znów. – Tak, czemu pytasz?
– No wiesz... – Zająknął się, a ja zrozumiałam, że w sumie dawno z nim nie rozmawiałam. Zresztą z Louisem też, omijając jeden moment, w którym pytałam się czy aby przypadkiem nikomu się nie wygadał o naszej wcześniejszej rozmowie.
– No tak niezbyt. – Uśmiechnęłam się znikomo. O co mu chodzi, przecież... Dźwięk gwizdka rozszedł się po boisku. Ronald.
– Wybacz, po prostu zobaczyłem go kiedy wracałem i... myślałem, że wiesz.
– Nawet nie wiem jak wygląda. – Spuściłam na chwilę głowę w dół. Jak można nie pamiętać jak wyglądała taka osoba. Mogłabym to wytłumaczyć ewentualną ciemnością, ale co by to dało. Przez ostatni tydzień, chodziłam ciągle po szkole z Lou, no chyba, że gdzieś mi znikała. A nawet jeśli, to pojawiał się ktoś z Nialla grupki. – Łaziliście za mną po szkole czy jak?! – Wybuchłam podniesionym głosem. Teraz to się wydawało być logiczne.
– Zaskoczę cię, ale wypadało to zupełnie spontanicznie. Wbrew wszystkiemu żaden z nas cię nie śledził. – Uśmiechnął się do mnie. Mimo wszystko ich ciągłe kręcenie się wokół mnie było dziwnie podejrzane.
CZYTASZ
Begin Again II N.H
Fiksi Penggemar"Życie może obrać różne tory. Ale tylko od Ciebie zależy, który wybierzesz."* Przez 18 lat Jus wiodła na pozór dobre życie. Do czasu... Po spotkaniu nad wyraz wkurzającego ją blondyna, zaczęło się zmieniać. Mimo ciągłego bycia myślami w przeszłości...