Rozdział 33

374 25 0
                                    

– O nie, tylko nie ty! – Lou ledwo zdążyła mi otworzyć swoje jasne, drewniane drzwi od domu, a już po chwili prawie przywaliła mi nimi w twarz. Jedyne co udało mi się zobaczyć na szybko to jej wymalowaną na twarzy złość, skierowaną oczywiście w moim kierunku oraz to, że była dziś kompletnie roztrzepana.

– Czekaj. – Powiedziałem, wyciągając dłoń w stronę drzwi, by nie zamknęła mi ich przed nosem i móc choć na trochę je zatrzymać. Bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że mam o wiele więcej siły niż ta kruszyna i zdołam je zatrzymać, nim ona je do końca zatrzaśnie. Dzięki temu, mogłem dodatkowo zobaczyć jak wyglądała. Kosmyki z rudawego i niechlujnie związanego koka, wychodziły spod gumki na jej włosach, a na sobie miała zwykłą, przydługawą koszulkę i do tego ciemne dresy. – Porozmawiajmy.

– Nie mamy o czym gadać, Styles! – Wybuchła. Z nią zdecydowanie nie będzie tak łatwo jak z Horanem.

– Chyba jednak mamy. – Wcisnąłem się do wnętrza domu, od razu kierując na środek korytarz, w którym jedyne co się znajdowało to szafka na buty i przywieszona na ścianie, ciemno brązowa, wykonana z drewna listwa na kurtki, na której wisiała jedna należąca do Green. Światło było wyłączone przez co w korytarzu panował lekki mrok, lecz nie na tyle bym nie mógł widzieć dziewczyny, ani reszty przedmiotów jakimi były chociażby buty, ułożone przy półce. – Nie odzywasz się do mnie od kilku dni.

– Serio, nie masz bliższych przyjaciół, żeby ich nękać? – Syknęła w moją stronę. I weź tu z taką człowieku prowadź konwersację. Ja spokojny jak nigdy, a ona... ona jak zwykle na mnie wkurzona, nie wiadomo czemu.

– Z Horanem już wszystko sobie wyjaśniłem, więc nie.

– To może byś tak sobie do niego wrócił? – Wskazała ręką na drzwi, które już zdążyła za mną zamknąć.

– I czemu ty znów się na mnie wściekasz? – Bardzo dobrze wiedziałem, że jest teraz sama w domu, jej ojciec wracał zazwyczaj dopiero wieczorem, więc nikt nam nie mógł przeszkodzić. – Zrobiłem ci coś? – Wiedziałem, że pytanie jest nieco ironiczne, choć jakby nie patrząc to nie ja jej wyrządziłem krzywdę, tylko ona mi. Więc to ja powinienem być na nią zły i ona mnie przepraszać, a działo się na odwrót. Nic nie zrobiłem, a każdego przepraszałem.

– Nie, skądże! Święty Harold, zawsze bez winy! – Wyrzucała dłońmi w powietrzu.

– Pogadajmy spokojnie, co? – Przybliżyłem się do niej, zaczynając tym samym mówić niższym głosem. Zdawałem sobie sprawę, że to na nią działało.

– Już mówiłam, nie mamy o czym rozmawiać. – Uspokoiła nieco swój ton, zakładając przed sobą ręce.

– Wkurzasz się na mnie. – Złapałem jej twarz w swoje dłonie, sprawiając, że znalazłem się już na dostatecznie blisko aby w pełni zobaczyć jej błyskające złością oczy oraz wargę, którą teraz nerwowo przygryzała.

– Nie pierwszy raz. – Jak zwykle, nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć mi w oczy, błądząc spojrzeniem gdzieś za moim ramieniem.

– Chodzi ci o to przy szafkach? Wiesz, że nie chciałem tak na ciebie naskoczyć – pogładziłem delikatnie jej policzek. Jeden powolny ruch, a zwykle potrafił ją uspokoić. Teraz jednak przeceniłem jego działanie... Gdy bowiem chciałem ją ucałować w czoło, Lou odsunęła głowę i położyła mi dłoń na klatce, zatrzymując tym samym mój ruch. – Powinieneś już iść. – Spojrzała przez sekundę na moją twarz, po czym jak zwykle szybko odwróciła wzrok i skinęła głową na drzwi, następnie podchodząc do nich i je otwierając.

– Lou... – Wiedziałem, że nigdy nie szło mi zbyt łatwo z przeprosinami, ale żeby od razu się mnie pozbywać. Przecież jeszcze nic jej nawet nie zrobiłem! No, może poza dotknięciem.

Begin Again II N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz