– O nie, tylko nie ty! – Lou ledwo zdążyła mi otworzyć swoje jasne, drewniane drzwi od domu, a już po chwili prawie przywaliła mi nimi w twarz. Jedyne co udało mi się zobaczyć na szybko to jej wymalowaną na twarzy złość, skierowaną oczywiście w moim kierunku oraz to, że była dziś kompletnie roztrzepana.
– Czekaj. – Powiedziałem, wyciągając dłoń w stronę drzwi, by nie zamknęła mi ich przed nosem i móc choć na trochę je zatrzymać. Bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że mam o wiele więcej siły niż ta kruszyna i zdołam je zatrzymać, nim ona je do końca zatrzaśnie. Dzięki temu, mogłem dodatkowo zobaczyć jak wyglądała. Kosmyki z rudawego i niechlujnie związanego koka, wychodziły spod gumki na jej włosach, a na sobie miała zwykłą, przydługawą koszulkę i do tego ciemne dresy. – Porozmawiajmy.
– Nie mamy o czym gadać, Styles! – Wybuchła. Z nią zdecydowanie nie będzie tak łatwo jak z Horanem.
– Chyba jednak mamy. – Wcisnąłem się do wnętrza domu, od razu kierując na środek korytarz, w którym jedyne co się znajdowało to szafka na buty i przywieszona na ścianie, ciemno brązowa, wykonana z drewna listwa na kurtki, na której wisiała jedna należąca do Green. Światło było wyłączone przez co w korytarzu panował lekki mrok, lecz nie na tyle bym nie mógł widzieć dziewczyny, ani reszty przedmiotów jakimi były chociażby buty, ułożone przy półce. – Nie odzywasz się do mnie od kilku dni.
– Serio, nie masz bliższych przyjaciół, żeby ich nękać? – Syknęła w moją stronę. I weź tu z taką człowieku prowadź konwersację. Ja spokojny jak nigdy, a ona... ona jak zwykle na mnie wkurzona, nie wiadomo czemu.
– Z Horanem już wszystko sobie wyjaśniłem, więc nie.
– To może byś tak sobie do niego wrócił? – Wskazała ręką na drzwi, które już zdążyła za mną zamknąć.
– I czemu ty znów się na mnie wściekasz? – Bardzo dobrze wiedziałem, że jest teraz sama w domu, jej ojciec wracał zazwyczaj dopiero wieczorem, więc nikt nam nie mógł przeszkodzić. – Zrobiłem ci coś? – Wiedziałem, że pytanie jest nieco ironiczne, choć jakby nie patrząc to nie ja jej wyrządziłem krzywdę, tylko ona mi. Więc to ja powinienem być na nią zły i ona mnie przepraszać, a działo się na odwrót. Nic nie zrobiłem, a każdego przepraszałem.
– Nie, skądże! Święty Harold, zawsze bez winy! – Wyrzucała dłońmi w powietrzu.
– Pogadajmy spokojnie, co? – Przybliżyłem się do niej, zaczynając tym samym mówić niższym głosem. Zdawałem sobie sprawę, że to na nią działało.
– Już mówiłam, nie mamy o czym rozmawiać. – Uspokoiła nieco swój ton, zakładając przed sobą ręce.
– Wkurzasz się na mnie. – Złapałem jej twarz w swoje dłonie, sprawiając, że znalazłem się już na dostatecznie blisko aby w pełni zobaczyć jej błyskające złością oczy oraz wargę, którą teraz nerwowo przygryzała.
– Nie pierwszy raz. – Jak zwykle, nie miała na tyle odwagi, by spojrzeć mi w oczy, błądząc spojrzeniem gdzieś za moim ramieniem.
– Chodzi ci o to przy szafkach? Wiesz, że nie chciałem tak na ciebie naskoczyć – pogładziłem delikatnie jej policzek. Jeden powolny ruch, a zwykle potrafił ją uspokoić. Teraz jednak przeceniłem jego działanie... Gdy bowiem chciałem ją ucałować w czoło, Lou odsunęła głowę i położyła mi dłoń na klatce, zatrzymując tym samym mój ruch. – Powinieneś już iść. – Spojrzała przez sekundę na moją twarz, po czym jak zwykle szybko odwróciła wzrok i skinęła głową na drzwi, następnie podchodząc do nich i je otwierając.
– Lou... – Wiedziałem, że nigdy nie szło mi zbyt łatwo z przeprosinami, ale żeby od razu się mnie pozbywać. Przecież jeszcze nic jej nawet nie zrobiłem! No, może poza dotknięciem.
CZYTASZ
Begin Again II N.H
Fanfiction"Życie może obrać różne tory. Ale tylko od Ciebie zależy, który wybierzesz."* Przez 18 lat Jus wiodła na pozór dobre życie. Do czasu... Po spotkaniu nad wyraz wkurzającego ją blondyna, zaczęło się zmieniać. Mimo ciągłego bycia myślami w przeszłości...