Niall był bardzo zadowolony z przyjemnie spędzonego dnia z Justine, jednakże uważał, iż zakończył się on zbyt szybko. Niestety wystarczyło, że dotarli pod swoje domy by dziewczyna szybkim krokiem wróciła do siebie. Chłopak nawet nie zarejestrował momentu, w którym się z nim pożegnała. Zastanawiał się czy w ogóle to zrobiła, lecz pytanie jej o to byłoby dziwne, więc zrezygnował.
Poprawiając wielkie pudło w dłoniach, które udało im się przyozdobić (A w zasadzie to Justine, która zaoferowała się z tym w drodze powrotnej) urodzinowym papierem i ogromną kokardką, Niall ruszył prosto do swego domu. Nie miał innego wyboru. Na ulicy zaczynał się wieczór, więc stanie samemu na przyciemnionej ulicy mogło się wydawać dziwne, szczególnie, że jedynym źródłem światła na dany moment była popsuta, migająca lampa nieopodal niego.
Mimo wieczornej pory, blondyn w samym progu mógł wyczuć zapach pieczonych ciast oraz usłyszeć rozmowę, połączoną ze śmiechem swego brata.
– Jestem! – Krzyknął na tyle głośno i wyraźnie, aby każdy kto przebywał właśnie w domu, mógł go usłyszeć. Zostawiając buty zaraz przy wejściu, wraz z dużym pudłem, które miał zamiar później zanieść do swego pokoju, ruszył prostu do kuchni, skąd dochodziły go wszelakie głosy.
– Wróciła i nasza zguba – Pierwsze co ujrzał to rozweselonego Linusa z puszką piwa w dłoni, opierającego się o blat stołu i wpatrującego w jego osobę.
– Nigdzie nie zniknąłem. – Oświadczył, omijając spekulacje Lina, podchodząc tym samym do lodówki, aby znaleźć coś chłodnego do picia. Na jego szczęście, udało mu się wynaleźć ostatnią, zagubioną wewnątrz butelkę z wodą. Wiedział w końcu, że nie miał szans na wypicie z bratem piwa, więc również z braku chęci, nie zbierał się do tego.
– To co, na urodziny małego przychodzisz ze swoją dziewczyną? – Nim blondyn zdążył dobrze przełknąć picie, na nowo usłyszał głos Linusa przez co prawie się zakrztusił.
– Nie mam dziewczyny. – Odpowiedział zgodnie z prawdą, po połknięciu wszystkiego co miał w ustach, następnie odkładając butelkę na stół, aby znów nie doszło do podobnej sytuacji.
– A nasza urocza sąsiadeczka, u której nocowałeś? – Lin ponowił z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Niall się jednak na to oburzył, zastanawiając przy tym czemu jego brat się go tak dziś uczepił i skąd wiedział, że nie spał w swoim łóżku. Choć jakby nie patrząc to pół nocy w nim spędził. Z domu wyszedł dopiero o poranku Bardzo wczesnym poranku.
– Moja – poprawił go, nie wnikając w tok myślenia starszego, gdyż jakby nie patrząc, Linus wyprowadził się już z ich domu, więc Justine nie była jego sąsiadką.
– Dobrze. – Uniósł dłonie w geście poddania. – Twoja. - Po czym zaśmiał się cicho.
– Nie masz własnego domu? – Niall postanowił dopytać, gdyż zaczynał go pomału denerwować. Zdawał sobie sprawę, iż brat specjalnie go podpuszczał i insynuował coś, co niekoniecznie było prawdą. Pamiętał jak jeszcze nie tak dawno śmiał się czy aby nie poznać go ze swoją znajomą, która przyjeżdża w ich okolice na wakacje. Niall jednak dopiero od niedawna wiedział, iż ową koleżanką była właśnie Jus i czuł, że jego brat w poprzednich latach miał rację, że może mu się spodobać.
– A owszem, mam.
– To może byś się tam tak wybrał, co? Nikt na ciebie nie czeka? Choćby żona? – Spojrzał w jego stronę, czując, że tę rundę wygrał.
– Być może. – Linus jednak odnosił inne wrażenie. Spokojnym ruchem odłożył trzymaną w dłoni puszkę na blat, po czym dopytał. – Właśnie, która jest godzina? – Oprzytomniał. Niall sądząc, że jednak pozbędzie się nieznośnego gościa, poczuł radość.
– Koło dwudziestej. – Niespodziewanie odezwał się ich ojciec, spoglądnąwszy na zegarek, na ścianie.
– E, to mam jeszcze trochę czasu. – Uspokoił się, lecz Niall stracił satysfakcję, z rzekomej wygranej. – To co, zaprosisz ją? – Nim jednak zdążył coś zrobić, Linus ponownie zaczął wypytywać brata o Justine. Ten jednak nie rozumiał po co miałby ją ciągnąć do swojego domu. W końcu to były jedynie urodziny jego bratanka.
– Dałbyś mi już dzisiaj spokój. – Chłopak czuł zmęczenie, pomimo że za dużo dziś nie robił. Wiedział jednak, że to mogła być wina porannego treningu. Dodatkowo chciał uniknąć przesłuchania.
– Jeśli ty jej nie zaprosisz to ja to zrobię. I to z przyjemnością. – Linus wyszczerzył się jeszcze mocniej.
– Nie zrobisz tego. – Te słowa raptownie obudziły młodszego. W żadnym stopniu nie miał nic złego do dziewczyny, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że jego brat go przed nią skompromituje.
– A to niby czemu? W sumie, znam ją dłużej niż ty. – Zamyślił się na chwilę by zaraz ruszyć w stronę drzwi od domu. Do ostatniej sekundy, Niall sądził, że jego brat żartował. Kiedy jedynak usłyszał, że zakładał on buty, dotarło do niego, iż serio planował do niej pójść.
– Linus! Co ty robisz? Nie wydurniaj się! – Krzyknął blondyn, lecz samo to nie wystarczyło, aby powstrzymać starszego. – Mamo! – Zwrócił się więc w stronę rodzicielki, z nadzieją, że przemówi jakoś do swojego drugiego syna i jego rozsądku. Przeliczył się.
– Oj Niall, dałbyś spokój. Niech wpadnie. Przecież jest tu zawsze mile widziana. – Yvone powiedziała spokojnie, sprzątając po pieczeniu ciast.
– Ale... – Niall zapiszczał nad wyraz nienaturalnie wysoko, machnąwszy dłonią w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu był jego brat.
Jednak jedyne co mu pozostało zrobić, to stanąć i patrzeć przez okno jak Linus próbuje przekonać Jus żeby jutro do nich przyszła. Niall był pewny, że brat zniszczy mu tym wszystko co udało mu się zrobić, a czuł, że dziewczyna zaczynała się już do niego przekonywać. Po minie szatynki widział, iż nie była przekonana co do pomysłu Linusa, dokładnie tak samo jak Niall. W ostateczności, na nieszczęście blondyna, ostatnie do udało mu się dostrzec nim odszedł od okna, to nikły uśmiech na ustach Justine i ruch warg, który mógł sugerować wyłącznie zgodzenie się.
Niall już wiedział, że przyszły poniedziałek będzie dla niego długim dniem.
CZYTASZ
Begin Again II N.H
Fanfiction"Życie może obrać różne tory. Ale tylko od Ciebie zależy, który wybierzesz."* Przez 18 lat Jus wiodła na pozór dobre życie. Do czasu... Po spotkaniu nad wyraz wkurzającego ją blondyna, zaczęło się zmieniać. Mimo ciągłego bycia myślami w przeszłości...