Rozdział 5

648 42 5
                                    

To był dopiero mój pierwszy dzień w tej zakichanej szkole, a ja już byłam spóźniona na swoją pierwszą lekcję. Do plusów można było zaliczyć fakt, że nie szłam tam sama. Wiedziałam jednak, że tuż za progiem drzwi zapewne zgubię moją towarzyszkę, ale miałam chociaż pewność, iż nigdzie się nie zapodzieję. Chyba... Docierając z Louisą do odpowiedniej sali, żołądek zaczął mi się ściskać. Ona oczywiście nie miała większych problemów z wtargnięciem do środka jak ja. Naturalnie, nie pomyliłam się we wcześniejszych myślach. Tak jak sądziłam, uciekła mi raz dwa między ławkami, a ja zostałam sama na środku klasy. Każdy się na nie gapił. Czułam dosłownie każdą parę oczu na sobie. Na moje nieszczęście, rudowłosa zajęła miejsce przy jakimś brunecie, więc nie miałam co za nią iść. Choć to może było dobre, bo i tak głupio by mi było za nią podążać aż do samej ławki. Mogłaby się przez to nieco zdziwić. Jednakże mężczyzna, który prowadził właśnie lekcje zauważył mnie od razu, kiedy tylko wparowałyśmy do wnętrza. I jak w stosunku do Lou odwzajemnił uśmiech na powitanie, tak mi po chwili namysłu postanowił pokierować na nowe miejsce.

– Dobrze, usiądzie panienka z Horanem. To ten zbyt energiczny blondyn na końcu pod oknem. – Dodał, uśmiechając się lekko i pokazując przy tym dłonią na chłopaka. Na sam dźwięk tych słów serce mi zamarło. Stałam wpatrzona zdziwionym wzrokiem na mężczyznę, błagając w głębi siebie aby to się okazało jakimś kiepskim żartem. – No już, w drogę panienko. Ostatnia ławka czeka. – Ponaglił mnie widząc, że wciąż jestem niedaleko niego.

Czując narastające we mnie wkurzenie, przymknęłam na moment oczy a po ich ponownym otworzeniu i zobaczeniu cieszącego się blondyna, ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Idąc przez sale nie widziałam nic innego jak twarze dziewczyn, które zabiły by mnie byleby zdobyć to miejsce. A ja z ogromną przyjemnością chciałam im je oddać. To jednak było nie możliwe.

– Znów się spotykamy. – Zaczął, kiedy tylko znalazłam się przy jego ławce. Nie mając ochoty na jakiekolwiek pogaduszki z nim, usiadłam na wolnym krześle zrzucając przy tym torbę z ramienia na podłogę. – Niezdaro. – Dodał, szepcząc mi prosto do ucha, będąc tym samym zdecydowanie zbyt blisko mojej przestrzeni. Wystarczyło, że usiadłam.

– Nie nazywaj mnie tak. – Wypowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Mogłam już z pełną świadomością stwierdzić, że ten dzień jest beznadziejny. Na całe miasto, musiałam pójść akurat do tej szkoły, do której chodził on.

– Oj, nie denerwuj się tak od razu, niezdaro – po raz kolejny odwrócił się w moją stronę i przysunął za blisko. – Przecież nie zrobię krzywdy takiej ślicznej buźce jak twoja. – Dotknął mojego policzka opuszkami palców, co mnie zaskoczyło. Co to miało w ogóle znaczyć?

– Daj. Mi. Święty. Spokój. – Zaczęłam wyliczać. – Dotarło? Czy jesteś na tyle głupi, że trzeba powtórzyć drugi raz?! – Zaczynał mnie coraz bardziej wkurzać. Obrońca się, kurde, znalazł.

– Nie. – Szepnął szybko, gdy tylko nauczyciel wznowił opowiadanie o czymś. Ten chłopak nie przejmował się kompletnie niczym.

Nie miałam najmniejszej ochoty aby dalej ciągnąć tę beznadziejną wymianę zdań. Do niego najwyraźniej i tak nic nie docierało, więc nie miało to sensu. Chwyciłam swoją torbę i wyciągnąwszy z niej zeszyt z długopisem, usadowiłam się w miarę wygodnie na krześle. Choć zważywszy na to, że to była szkolna ławka, olbrzymich szans nie miałam. Po chwili zaczęłam nawet słuchać o czym nauczyciel non stop gadał. Jednakże nic nie zapamiętywałam. Jednym uchem wlatywało, a drugim uciekało. Osobnik będący po mojej lewej też mi w niczym nie pomagał. Ciągle czułam jego denerwujący wzrok na sobie. Nawet chciałam się do niego odwrócić, lecz odechciewało mi się kiedy przypominałam sobie kim jest. Niestety jemu nic nie przeszkadzało w gapieniu się na mnie. I tak przez niemalże całą lekcję.

Begin Again II N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz