Rozdział 30

399 27 0
                                    

Przez pół drogi, którą przebyłam do domu Harry'ego, udało mi się nikogo nie potrącić, ani nie spowodować żadnego wypadku. Nawet dość łatwo mi się jechało, nie było tak trudno, jakby się mogło wydawało. Wystarczyło się przyzwyczaić. Zastanawiałam się tylko jak wrócę do domu. Chłopak mieszkał mi na mało znanym osiedlu.

– Nie dotykaj tego! – Dostrzegłam, że znów co jakiś czas dotykał swojej twarzy w okolicach powstałych ran. Nic sobie jednak nie zrobił z moich słów i dalej jego palce lądowały na ranach. – Czy ty w końcu to zostawisz? – Mógłby chociaż on mnie już dziś nie wkurzać. Nie było chyba aż tak trudno zrozumieć, że brudnymi rękoma wprowadziłby tam zarazki. Choć widząc co wyczyniał, odnosiłam wrażenie, iż nie miał o tym bladego pojęcia.

– Przecież nic nie robię. – Oburzył się.

– Prócz ruszania tego. – Machnęłam ręką, po czym uderzyłam nią lekko o kierownicę, stając na kolejnych światłach. – Przepraszam. – Wydusiłam z siebie widząc w jakim jest stanie.

– Daj spokój. To nie twoja wina, co najwyżej moja. – Mówił oglądając się w lusterku, które znajdowało się po wewnętrznej stronie przysłony przeciwsłonecznej. Jednakże wewnątrz siebie, wiedziałam, że to wcale nie była jego wina.

– No tak, bo przecież sam się prosiłeś o pobicie. – Ruszyłam, gdy tylko zobaczyłam zielone światło.

– Po części – odparł.

– Dlaczego wy go tak wszyscy bronicie, co?! Czego nie zrobi to i tak bierzecie winę na siebie. Sam w końcu mógłby nauczyć się brać odpowiedzialność za własne czyny!

– Spokojnie... – Harry dotknął mojego ramienia dostrzegając moje coraz to większe zdenerwowanie.

– Jestem spokojna. – Powiedziałam, wciąż nieco wkurzonym głosem. Mówienie mi bym się uspokoiła, kiedy byłam spokojna, powodowało tylko irytację.

– Widać. – Czy on miał właśnie pretensje, do mnie o to, że go stamtąd zabrałam? – Po prostu nie wiesz wszystkiego.

– To nie zmienia faktu, że zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, któremu wszystko wolno! – Harry nie odezwał się już więcej. Jedyne co zrobił to wskazał gdzie mam się zatrzymać.

– Dzięki. – Dodał, gdy oddawałam mu kluczyki od auta.

– Dasz sobie radę? – Wolałam się upewnić niż zostawić go samego na pastwę losu z myślą, że może sobie zrobić jeszcze większą krzywdę.

– Tak, nie masz się co martwić. Rodzice i tak są w pracy, pytanie czy ty sobie poradzisz. – Patrzył na mnie z dużą uwagą. Co go tak nagle naszło?

– Jakoś tak. Nie pierwszy raz, gdy muszę – powiedziałam. – Do... kiedy tam się zobaczymy. – Ruszyłam w nieznanym mi kierunku, z nadzieją odnalezienia jakiegoś przystanku, na którym będzie stawał autobus jadący w moją stronę.

– Do jutra. – Usłyszałam za sobą jego głos, który spowodował, że spojrzałam na niego.

– Pa. – Odmachałam mu i skierowałam się w stronę, którą wcześniej pokazał mi chłopak. Tym oto sposobem czekało mnie poszukiwanie po raz kolejny domu w tym wielkim mieście.

*

Jak zwykle usłyszałam natrętny dzwonek do drzwi, do którego nikomu nie było śpieszno. Tym samym ja musiałam się zebrać. Może i jakoś niezbyt mi to przeszkadzało w moim nic nie robieniu, ale myśl, że muszę przez to specjalnie pójść i sprawdzić, była wkurzająca, bo przecież kogo mogło nieść o dziesiątej w nocy do mojego domu? Wujkowie już pewnie spali, zważywszy na to, że wstają jutro z samego rana, czego im strasznie współczułam. Ja co prawda też, ale fakt, że ja o siódmej, a oni o piątej robiło swoje.

Begin Again II N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz