Rozdział 42

360 24 0
                                    

O dziwo, mimo wcześniejszej niechęci, zaczynały mi się podobać te całe zajęcia artystyczne. Miałam tu swój własny kąt inaczej zwaną szkolną ławką. I co prawda dzieliłam go razem z Zaynem, ale nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie mocno. On w sumie zazwyczaj siedział cicho, opierając się częściowo o ścianę i zajmował swoją kartką. Czasami się do mnie odezwał, lecz to były czysto sporadyczne pogawędki na temat naszych prac i nic więcej. Obydwoje woleliśmy ciszę podczas rysowania. Pewnie to dlatego tak dobrze mi się przebywało w tamtym miejscu. Z czasem nawet i te nagannie wpatrujące się dziewczyny w chłopaka obok mnie, przestały mi przeszkadzać. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić. W sumie i tak bym nic nie zdziałała mówiąc im by sobie odpuściły. Nie marnując więc swojego czasu, wzięłam jedną z kartek rozłożonych na osobnym stole na początku sali i siadając na swoje miejsce wzięłam się za wyznaczone zadanie, które zresztą wylosowałam.

Dzisiaj każdy miał co innego do przygotowania. Wchodząc do sali, wybierało się jedną z odwróconych kartek i to co było na danej z nich ukazane, miało się znaleźć i na naszych. Oczywiście, nie miała to być idealna kopia. Można było pozmieniać co nieco, lecz na tyle by nie zmieniło to danego przesłania. W moim przypadku nie miałam jednak zbyt dużego pola do popisu. Jabłko... Z nim raczej nie ma co innego zrobić jak wręcz kopię oryginału. W prawdzie niby mogłam dorysować coś więcej, ale niezbyt miałam ochotę na eksperymentowanie. Na moje szczęście, kartka przedstawiała kolorowy obraz zrobiony najprawdopodobniej farbami, a że ja preferowałam technikę szkicu, to mogłam ten fakt uznać za moją twórczą zmianę. Prawdę mówiąc to nie miałam kompletnie ochoty na robienie dzisiaj czegokolwiek. Po odbębnionej pracy, można było sobie pójść w cholerę, a to była akurat moja ostatnia lekcja więc w sumie znikłabym wcześniej. A może i przy okazji nikt by sobie nie przypomniał od Horanów, że miałam przyjść na urodziny do synka Linusa.

– Jesteś nieobecna. – Z mojego monotonnego zajęcia wybudził mnie głos słyszany gdzieś nieopodal mnie.

– Hym? – Odwróciłam się jak z automatu w stronę dźwięku czyiś słów. Już na samym początku, pierwsze co ujrzałam to twarz Zayna wpatrującego się badawczo w moją.

– Mówię, że jesteś nieobecna. Kreślisz tą kreskę już dobre paręnaście minut. – Ruchem dłoni wskazał na kartkę znajdującą się tuż pod moją na szkolnej ławce. – Jak na moje, mocniejszej już jej nie zrobisz. – Mogłam przysiąc, że uśmiechnął się minimalnie, lecz nie na długo. Jedyne co byłam w stanie zrobić to zmarszczyć brwi w chwili, gdy dostrzegłam mój bohomaz.

To nawet nie przypominało w żadnym stopniu tego co miałam dzisiaj zrobić. Na kartce znajdował się jeden okrąg od którego miałam zacząć dokładniejsze szkicowanie, lecz zamiast tego wyszło, że zaczęłam twardo trzeć po jednej stronie tak, że było już zupełnie czarne, a w dłoni wcale nie trzymałam aż tak miękkiego ołówka. Zrezygnowana, z ciężkim westchnięciem odłożyłam moje narzędzie zbrodni i łapiąc za papier, zgniotłam go w małą kulkę i ruszyłam po kolejną, by zacząć po raz kolejny. Niestety, jak się okazało i na tej próbie poległam. Tym razem podczas ponownego wstania, narobiłam większego hałasu przez co kilka osób spojrzało w moją stronę. Zirytowana, z powrotem usiadłam na swoim miejscu z nową kartką.

– Co wylosowałaś? – Ledwo przyłożyłam ołówek do papieru, a już usłyszałam głos nauczyciela, który zapewne już od dłuższego czasu mi się przyglądał. Spowodowało to nic innego jak złamanie rysika.

– Jabłko. – Powiedziałam, starając się jak mogłam, w miarę spokojnie.

– Tylko? – Spytał z jakby zaskoczonym tonem.

– Taak. – Próbowała z całych sił nie połamać ołówka po raz kolejny, mówiąc przez zaciśnięte zęby.

– Minęło już pół lekcji. – I połamałam.

Begin Again II N.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz