first meeting

294 24 0
                                    

W końcu spotkaliśmy się z pozostałą dwójką chłopaków, skręcając w jedną z mniej uczęszczanych miejskich uliczek koło szarych blokowisk na których mieszkali. Weszliśmy na teren w miarę sporego zielonego parku, w którym siedziało kilka grupek całkiem skąpo, ale ładnie i oryginalnie ubranych dziewczyn i kilka babć ze smętnymi minami, które prawdopodobnie albo w myślach wychwalały wiek emerytalny albo narzekały, że dostają tej emerytury za mało.

Przeszliśmy obok tych dwóch zupełnie innych światów i weszliśmy do kolejnego w postaci skateparku, w którym roiło się w miarę mało osób, co nie było dla nas niczym dziwnym. To miejsce nie miało jakiejś wybitnie przyjaznej atmosfery jaki i dla małych dzieci z rowerkami, jak i dla starszych nastolatków, których Travis nie lubił.

W końcu całkiem spora część Edmond chodziła właśnie do katola, do liceum, które poza wysoką renomą szczyciło się również całkiem łatwą możliwością przekupienia nauczycieli, co było zachętą dla większości uczniów. A jak wiadomo, Travis jest synem dyrektorki, więc raczej wszyscy woleli schodzić mu z drogi.

Todd dostał stypendium więc dostał się do szkoły bez problemu, a Larry ze względu na fakt, że się ze mną przyjaźnił miał cholernie ułatwioną drogę. Zwyczajnie poprosiłem mamę o to, by go poleciła i wniosła o jego uczęszczanie do tej szkoły. Larry był jedyną osobą, z którą jako dzieciak utrzymywałem pozytywny i przyjazny kontakt z moich rówieśników, również w podstawówce, więc w Liceum nie chciałem go tracić.

Weszliśmy głębiej na teren sakteparku, jednak nie zaczynając jeździć. Zamiast tego zajęliśmy miejsce na jednej z ramp, siadając i rzucając paczki naszych papierosów na jedną kupkę. Popatrzeliśmy po sobie jak na idiotów, gdy w mieszaninie fajek znalazło się pudełeczko kinderków.

-Siostra dała mi prezent.- Stwierdził Todd, jednak zaraz sięgając po dziecinne opakowanie oklejone różowymi naklejkami i owtierając je pokazał wszystkim, że w środku znajduje się równy rządek fajek, a po środku upchane są nieporęcznie dwa zielonkawe blanty. -I nie, nie mam pojęcia skąd ona to wzięła.-

-Mówisz, jakby tego nigdy na oczy nie widziała.- stwierdził Larry uśmiechając się zawadzko w przestrzeń, by potem sięgnąć po jednego papierosa z prezentu okularnika.

-Widziała, ale ona ma kurwa sześć lat Larry.- powiedział rudowłosy, opierając się o niewygodną, metalową i zimną barierkę.

Brązowowłosy wzruszył ramionami, prychając cicho pod nosem i odpalając swoją używkę różową zapalniczką należącą do Travis'a. Włosy Larrego były związane w niskiego kucyka, a on sam miał na sobie brązową koszulkę na krótki rękaw i czarne, luźne jeansy z dziurami w okolicach kolan i ud.

-Jak w ogóle mijają wam pierwsze dni szkoły?- zagadnąłem, z rozbawieniem patrząc jak brunet męczy się z zapaleniem papierosa, zapalniczka blondyna miała ewidentnie za mało gazu i nadawała się do nabicia.

Nie byliśmy w jednej klasie, nad czym bardzo ubolewałem będąc w pewien sposób odcięty od różnych sytuacji i śmiesznych akcji. Travis, Larry i Todd natomiast świetnie się bawili wykluczając mnie z ich żartów na temat tego co działo się podczas ich zajęć.

-A jak myślisz?- westchnął Travis, przecierając oczy dłońmi i hamując ziewnięcie. -Ktoś z nas już zdążył wylądować u mojej kochanej matki.-

Pokiwałem głową z dezaprobatą, spoglądając z wyrzutem na Larrego, który jednak widząc moją reakcję zmarszczył zabawnie nos w akcie oburzenia i spojrzał się wprost na rudowłosego chłopaka drapiącego się w tył głowy. Zamrugałem z niedowierzaniem kilka razy, nie mogąc zrozumieć jakim sposobem, z całej naszej gromady to właśnie Todd trafił na dywanik, będąc najprawdopodobniej najmniej konfliktowym z nas.

-Jak?- Spytałem niezbyt inteligentnie, przybierając prawdopodobnie całkiem zabawny i wyrażający konsternację wyraz twarzy.

-Cóż, tak samo jak za pierwszym razem.- Odparł Todd, ze zrezygnowaniem i irytacją w głosie wyciągając z opakowania po słodkościach jednego papierosa. Na powrót oparł się o barierki i spojrzał w ciemne niebo, jedną dłonią bawiąc się niewielkim tęczowym kolczykiem w swoim uchu.

Blondyn cicho się zaśmiał, przybierając pozycję leżącą i opierając swoją głowę o kolana Todd'a, jednocześnie podpalając jego fajkę zapalniczką poprzez uniesienie swojej dłoni do góry. Todd zaciągnął się dymem, kaszląc cicho kilka razy.

-Sal Fisher?- powiedziała niska szatynka wchodząca do sali w środku lekcji przerywając właśnie jedną z ciekawszych lekcji.

-Pakuj się i idź do gabinetu dyrektorki.- powiedziała wskazując na mnie palcem. Od razu w klasie rozległy się szepty, przez co mogłem usłyszeć, że ta niska kobieta to pedagog szkolny, który zjawia się tutaj mniej niż dwa razy na półrocze.

Niewiele myśląc zacząłem się szybko pakować, wstałem i ruszyłem z pedagogiem przez korytarze wprost do gabinetu dyrki.

Gdy wszedłem pierwsze co ujrzałem to mego przyjaciela i już od tamtego momentu wiedziałem o co chodzi.

Obok niego stał jakiś rudy chłopak, którego - z urazą czy bez - widziałem pierwszy raz, a najdalej od nich wszystkich stał jakiś blondyn, którego kojarzyłem, ale dalej nie wiedziałem kto to.

-Dzień dobry...- wymruczałem w stronę Pani dyrektor.

-Dla kogo dobry, dla tego dobry...- zaczęła lekko wzdychając - Miejmy to za sobą, nie będę dochodzić kto, co, jak i gdzie i po co... nie interesuje mnie to. Odmalujecie wszyscy wspólnie te pomazane szafki.- Powiedziała kobieta wskazując palcem na mnie i Larrego.

-A ty Todd razem z nimi.- dodała szybko.

-Mówiłem Pani, że nie sprzedawałem niczego tutaj...- zaczął rudy chłopak, lecz szybko mu przerwano.

-Nie interesuje mnie to! Dostałam informacje, że ty sprzedajesz narkotyki w szkole, więc przydadzą ci się prace społeczne... pomożesz kolegom.- od tamtej pory ten tylko stał jak wryty i słuchał.

-A ty Travis dziecko złote... będziesz ich pilnował.- powiedziała i kazała nam wyjść.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że czekają mnie najcudowniejsze prace społeczne jakie sobie mogłem wymarzyć.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz