head down

199 23 0
                                    

Ułożyłem się na jasnoszarej pościeli, w spokoju oddając się muzyce rozbrzmiewającej w mojej głowie. Przymknąłem oczy wyciszając niektóre z moich zmysłów. Byłem tylko ja, miękki materiał pachnący kwiatami lawendy i cynamonem, ciepło które przekazywał mi kot przez swoje rudawe, zaskakująco puszyste futerko i straszliwie głośne dźwięki odbijające się w mojej głowie, skutecznie zagłuszające mi resztę tego chorego świata. Czułem się jakbym był ślepy, a reszta moich zmysłów zastępowała mi oczy czyniąc mnie niewrażliwym na te wszystkie obrazy, które rozegrały się w szkolnych murach.

Nie chciałem myśleć o niczym. Zupełnie o niczym. Ani o szkole, ani o tym co zrobiła Ashley, o tym jak skurwiałym idiotą był czasami Travis, moich rodzicach siedzących na parterze w zupełnej niewiedzy czy o tym co będzie potem, nie chciałem myśleć nawet o Larrym. Miałem zwyczajnie dosyć wszystkiego i wszystkich, włącznie z samym sobą.

Nie wiem co powinienem ze sobą zrobić, czułem się jak zupełne dziecko pozostawione same sobie na wielkim placu zabaw. Miałem wszystko o czym mogłem tylko marzyć, ale co mi po tym było skoro czułem się zupełnie sam? To nawet nie było tak, że rzeczywiście nikogo nie miałem. Przecież ludzie otaczali mnie naokoło na jedno moje skinięcie palcem. A jednak ten mataforyczny plac zabaw tak bardzo przypominał mi też moje życie. Mimo że napakowane wszystkim co się dało, i tak puste i martwe.

Wzdrygnąłem się delikatnie, kiedy muzyka w moich uszach nagle się ściszyła, by po chwili zza słuchawek rozbrzmiał denerwujący dźwięk przychodzącego połączenia. Zdezorientowany podniosłem się do siadu, tępo wpatrując się w zdecydowanie za jasny wyświetlacz na którym wyświetlał się wizerunek Phelpsa.

Nawet nie do końca zdałem sobie sprawę z tego co robię, mimo że mój umysł chciał odrzucić połączenie, moje ciało zdawało się zupełnie ignorować ten pomysł i już po chili moje jasne dłonie przyozdobione strupami i siniakami nacisnęły zieloną, drgającą słuchawkę.

Z początku dalej panowała głucha cisza, zakłócana jedyne przez ciche szmery wydawane przez urządzenie, ale już po chwili usłyszałem tak dobrze znany mi głos.

-Sal?- Zagadnął blondyn, by upewnić się, że jestem po drugiej stronie, jednak gdy nie uzyskał odpowiedzi i tak zdecydował się mówić dalej. -Tylko przypomnieć ci chciałem, że jutro idziemy na tą domówkę, więc podejdź po mnie o dwudziestej tylko nie waż spóźnić się ani minuty, bo muszę być tam stosunkowo wcześnie.-

-Nie martw się, już przeze mnie się nigdy więcej nie spóźnisz - odparłem lekko zachrypniętym głosem, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że byłem gdziekolwiek zaproszony i umówiony - Nie pójdziemy razem na żadną domówkę.-

-Co? - Odparł widocznie zmieszany blondyn, lekko zachwianym i ściszonym tonem głosem. Doskonale słyszałem, że usiadł na czymś szeleszczącym, co prawdopodobnie było kolanami Philipa odzianego w te głupie ortalionowe spodnie, gdyż po chwili usłyszałem bardzo ciche westchnięcie, które zdecydowanie nie pochodziło z ust szarookiego.

-Spierdalaj.- Odparłem elokwentnie, nie mając za grosz ochoty tłumaczyć mu się z czegokolwiek. To nie ja powinienem to robić.

Chuj z tym. Rozłączyłem się, ciesząc się z muzyki na powrót rozbrzmiewającej w moich uszach. Uwielbiałem swoją relację z Travisem, naprawdę momentami mi się wydawało, że nawet moja przyjaźń z Larrym nie dosięga do pięt relacji z Phelpsem. Momentami byliśmy jak dwie krople wody, momentami byliśmy dwoma innymi uniwersami, raz się kochaliśmy a raz nienawidziliśmy, ale teraz nawet sam obraz blondyna przed oczami powodował u mnie odruch wymiotnych. Przesadził, pierwszy raz w życiu zrobił coś, co rzeczywiście mnie cholernie zabolało i wjebało mi się w psychikę gorzej niż mógłbym nawet sobie pomyśleć.

Pewnie będę żałował, pewnie zatęsknię za nim szybciej niż mi się wydaje. Pewnie wybaczę mu dla swojej własnej jebanej wygody i ułatwień w szkole. Pewnie znowu to ja wyjdę na tego złego.

Może on nawet nie wiedział o tym co Campbell mi zrobiła, a ja znowu oskarżyłem go o wszystkie szataństwa tej planety? Pewnie znowu przesadziłem i pewnie znowu utrudniłem sobie życie. Od zawsze przyklepywałem sobie prawo do bycia teoretycznym pokrzywdzonym, ale teraz serio się tak czułem i nie mogłem na to nic poradzić. Nawet jeśli Phelps nie chciał by doszło do czegoś takiego, to on to spowodował, a ja musiałem wylać cały żal jaki we mnie tkwił na kogoś kogo kocham. Uwielbiałem przelewać swoje problemy na moich bliskich, uwielbiałem kiedy ktoś cierpiał razem ze mną. W każdym razie Travis dostał to czego chciał, mojego bólu i dyskomfortu.

Siedziałem od kilkunastu minut prawie, że bez najmniejszego ruchu, tylko patrząc niemo przed siebie na duże lustro odbijające moją zgarbioną posturę. Nie mogłem wyostrzyć wzroku, jednie głupio poruszałem gałkami ocznymi w nadziei, że nie uronię ani jednej łzy. Nie miałem na to siły. Zignorowałem nawet Gizmo domagającego się pieszczot.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić w takiej sytuacji. Byłem taki kurwa bezradny i dziecinny. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, nie umiałem sobie poradzić sam ze sobą. Nie byłem Travisem, zeszmacenie się nie pomoże mi pozbyć się wszelkich myśli, nie byłem też Toddem żeby nauka pomogła mi zająć cały czas, ani nie byłem też Larrym, by wypalić na raz trzy pełne paczki fajek i zasnąć.

Położyłem się na powrót na łóżku, prosząc boga w którego nie wierzyłem o dawkę spokoju. Byłem wycieńczony. Zwykły dotyk rozpieprzył mnie na milion kawałeczków. Znaczy nie był on zwykły, ale wiadomo o co chodziło. Większość chłopców pewnie nawet by na to nie zareagowała, a ja? Ja zrobiłem cyrk na całą klasę, a potem jeszcze ryczałem na środku korytarza zabierając Larremu czas w którym powinien być na lekcjach.

Co ja pierdole w ogóle. Zmolestowała mnie, a ja jeszcze próbuję zrzucić winę na siebie, na Travisa i na każdego innego kto nie jest nią. Chyba zwyczajnie zacząłem się jej bać, nie wiem co zrobię jak wrócę do szkoły, nie chce jej widzieć, nie chce przebywać w tym samym budynku co ona. Nie chce nawet wiedzieć więcej o jej istnieniu. Chyba każda cząstka sympatii jaką ją darzyłem wyparowała w atmosferę i miałem szczerą nadzieję, że do mnie nie wróci w postaci jakiejś ulewy.

Czułem się jakbym zwyczajnie nią śmierdział i przesiąkł jej dotykiem. Ostatkiem sił podniosłem się z kanapy i nawet nie kwapiąc się by wziąć ubrania na zmianę udałem się stronę łazienki by wziąć bardzo gorący prysznic, albo bardzo lodowaty, jeszcze nie zdecydowałem.

Gdy byłem już w pomieszczeniu nawet się nie rozebrałem, jedyne co miałem teraz w głowie to chęć zmycia z siebie całego dnia. Włącznie z moimi ubraniami których dotykała brązowowłosa. Od razu wszedłem w kabinę, zamykając za sobą duże przeszklone przesuwane drzwi. Niemal natychmiastowo odkręciłem lodowatą wodę, tłumiąc w sobie gwałtowny krzyk jaki chciał mnie opuścić. Moje ubrania niemal natychmiastowo zrobiły się całe mokre i przyległy do mojego drżącego ciała.

Wydychałem powoli zimne powietrze zgromadzone w moich płucach, orientując się że w moim gardle powoli powstaje charakterystyczne uczucie bólu niosącego za sobą chrypę. Zrezygnowany osunąłem się po prysznicowej ścianie, uprzednio zmieniając strumień wody z zimnej na gorącą. Nie za gorącą, nie chciałem tutaj umrzeć, ale woda i tak sprawiała, że czułem przenikający ból. Moja skóra automatycznie stała się cała czerwona, gdy gorący strumień oblał moje ciało.

Powietrze automatycznie zrobiło się strasznie parne, a ja sam ledwo mogłem wziąć oddech. Powoli kręciło mi się w głowie, a skóra zdawała się już nawet nie reagować na gorącą wodę. Lepkie ubrania przyczepione do mojego ciała trochę amortyzowały ból, ale i tak czułem jak powoli opuszczają mnie resztki sił. Miałem zwyczajną ochotę zasnąć pod tym prysznicem, a już najlepiej jakimś sposobem się tutaj utopić. Mimo że zdecydowanie wolałem lodowatą wersję mojego prysznica, nie miałem siły zmieniać temperatury wody bo musiałbym się podnosić.

Usiadłem po turecku na podłodze i spuściłem głowę w dół, obserwując jak woda spływa do odpływu. Czułem się jak wrak człowieka, może to była jakaś pieprzona kara od losu za to jak bardzo chujowym człowiekiem jestem?

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz