bath

211 23 0
                                    

W drodze - jak się okazało - do domu Philpa, niewiele ja i Travis ze sobą przegadaliśmy. Za co teraz mógłbym sobie pluć w twarz, ponieważ byliśmy już pod domem starszego kolegi, a Travis ewidentnie chciał już mnie zostawić.

Staliśmy pod drzwiami już dobre kilka minut, z domu dało się usłyszeć głośną muzykę, a nam dalej nikt nie otwierał.

-Do cholery, Philip!- wykrzyknął blondyn waląc głośno w drzwi, tak głośno że aż wcześniej wołany chłopak otworzył nam je.

-Cześć Fisher! Witaj Travis, wchodźcie.- powiedział uśmiechnięty chłopak i nas zaprosił do środka.

Kiedy weszliśmy od razu każdy się rozproszył w swoje strony, a ja szukałem jedynie wzrokiem bruneta błądząc nim po twarzach innych osób.

Niestety zamiast znaleźć Johnsona, znalazłem Campbell. Wtedy poddałem się i wróciłem pod drzwi wejściowe, by szybko chwycić po telefon i napisać do chłopaka, napisałem mu krótkie i zwykle „gdzie jesteś?".

Na wiadomość nie musiałem czekać długo, bo chwile po wysłaniu dostałem odpowiedz o treści „w kiblu na górze, pale sam, przychodź", więc szybko ruszyłem na górę.

Dom Philipa - muszę przyznać, był gigantyczny, nawet w porównaniu do mojego. Jasne ściany i jasne podłogi były piękne, a małe nieliczne dodatki kolorowe tylko wszystko upiększały.

Wiele obrazów było powieszonych na ścianach przy schodach, prawdopodobnie przedstawiały małego Philipa i jego rodziców. Kobieta - pewnie jego matka - ubrana w samą czerwień i piękne korale na szyi, mężczyzna - pewnie ojciec - w dostojnym garniturze i sam mały Philip. Naprawdę piękny dom.

Kiedy dotarłem już na górę od razu skierowałem się do łazienki i wszedłem tam bez uprzedniego pukania, za co od razu się skarciłem.

-Cześć!- pomachał mi z dala brunet, na co ja ostentacyjnie odmachałem i się zaśmiałem, po czym przekręciłem kluczyk w drzwiach, by nikt nie wszedł.

-Ładnie wyglądasz.- dodał i popatrzył się na mnie z lekkim uśmiechem na ustach.

-Czemu nie jesteś na dole?- zignorowałem wypowiedź chłopaka i spytałem prosto z mostu.

-Nie chce przyjebać nikomu dzisiaj, zwłaszcza kobiecie i powalonemu, bogatemu dupkowi.- odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. Oczywiście, że chodziło o Ash i Travisa.

-Rozumiem.- odpowiedziałem siadając na dużej wannie, w której znajdowała się duża butelka wina. -Miałeś zamiar sam to wychlać?- spytałem chłopaka, patrząc się na niego jak powolnym krokiem podchodzi do mnie.

-Czekałem z tym na ciebie, najchętniej bym tu nie przychodził, ale obiecałem Philipowi, że po tej całej imprezie mu pomogę z syfem.- odpowiedział rozjaśniając wszystko.

Nie odezwałem się tylko przyglądałem się chłopakowi, co wyprawia - ten wszedł do wanny w butach, rozkładając się obok butelki.

-Właź, możemy poleżeć.- powiedział na tyle cicho, że ja sam praktycznie go nie słyszałem.

Muzyka roznosiła się po całym domu, była na tyle głośna, że nawet my z Larrym słyszeliśmy każde słowo i wszystko na tyle wyraźnie, że miałem ochotę zatkać sobie uszy rękoma.

-Jak odkręcisz kran to cię znokautuje.- powiedziałem i położyłem się na przeciwko chłopaka w wannie.

Muszę przyznać, iż łazienka też była czego sobie, może było trochę ciemno, ale raczej to nasza wina, bo światło docierało tylko z jednego okna dachowego, które było od nas dosyć oddalone, a żaden z nas nie włączył głównego światła.

-Z gwinta?- spytał brunet.

-Mówisz tak jakbym się ciebie brzydził.- odpowiedziałem, wiercąc się w miejscu.

-Może tak jest.- odpowiedział śmiejąc się lekko, na co ja tylko posłałem mu swoje żenujące spojrzenie.

Wyższy chłopak zaczął w spokoju odkręcać wino, a ja się wpatrywałem w jego każdy ruch i przysłuchiwałem się ludziom z dołu i muzyce, która dudniła.

-Trzymaj.- powiedział oddając mi wino do ręki. -Zrób pierwszy łyk, jak coś to pójdę po inne.- dodał po chwili poprawiając swoje rękawy bluzy.

Wziąłem łyka trunku i tego się nie spodziewałem, ale to było naprawdę dobre. Posłałem wyższemu chłopakowi tylko spojrzenie, na co ten odparł spojrzeniem, które mówiło „i co?"

-Genialne.- powiedziałem, kiedy odkleiłem usta od butelki i podałem ją Johnsonowi.

Obserwowałem uważnie chłopaka, jak bierze łyka i robi duże oczy. Mu też widocznie smakowało.

-Rzeczywiście, genialne...- powiedział i odłożył na róg wanny butelkę, by ta się nie wylała.

Było mi w cholerę zimno, Johnson nie zamknął okna i pewnie kaloryfer też był wyłączony. Wstałem i wyszedłem z wanny, przez co Larry patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Podszedłem do okna i je zamknąłem, po czym ruszyłem do kaloryfera, by włączyć go na dwa stopnie wyżej.

-Jak skończyłeś palić mogłeś zamknąć przynajmniej okno, siedzimy nie dość że w zimnym pomieszczeniu to jeszcze w zimnej wannie.- powiedziałem z powrotem przekładając nogę do wanny, lecz tym razem usiadłem tyłem do Larrego, by zaraz później się na nim położyć.

-Przepraszam.- odpowiedział i opatulił mnie swoimi rękoma przyciskając do swojej klatki piersiowej.

Nie odpowiedziałem nic, tylko wychyliłem się lekko z uścisku, by sięgnąć po butelkę i się napić, kiedy to uczyniłem podałem ją wyższemu za siebie.

Jak kładł butelkę na miejsce jego bluza na rękawkach się lekko podniosła, przez co można było zauważyć jego ziemistą skórę i dużego siniaka, w okolicach nadgarstka. Larry szybko położył rękę na moim brzuchu w geście przytulania mnie, lecz ja lekko się podniosłem, przez co chłopak już nie mógł mieć podbródka na mojej głowie i wyładował przez to na moim ramieniu przyglądając się co ja robię. Chwyciłem lekko jego dłoń i drugą ręką podniosłem rękaw bluzy, a tam ukazały się liczne zadrapania, zaczerwienienia i jeszcze więcej siniaków. Odchyliłem się lekko od chłopaka i usiadłem na przeciw niego w wannie z pytającym spojrzeniem, lecz ten się nie odzywał i tylko dalej patrzył na mnie z tym swoim lekkim uśmiechem na twarzy.

-Co to jest?- spytałem tym razem, biorąc przy tym kolejnego łyka wina.

-Nic takiego.- odpowiedział, a uśmiech z jego twarzy nagle znikł.

-Przestań gadać bzdury Larry, co jest?- spytałem, ale dalej była cisza. -Ojciec?- byłem pewny, że to ten skurwiel znów go krzywdzi w domu.

-Wiesz jaki on jest Sal...- zaczął Johnson, a ja czułem jak moje nerwy sięgają zenitu.

-Larry, nie pieprz, mówiłem ci wiele razy, żebyś przychodził do mnie jak znów coś się dzieje złego w twoim domu.- teraz już patrzyłem na niego błagalnym wzrokiem. Czemu on nigdy mnie nie słucha?

-Nie chciałem ci zawracać głowy moimi małymi problemami, zwłaszcza że wtedy to ty mnie potrzebowałeś przez tą całą Campbell.- czy on na serio teraz to gada?

-To nie zmienia faktu, że cię kocham i nie możesz tego ukrywać przede mną.- odpowiedziałem naprawdę już zirytowany.

-Wiem, ja ciebie też, ale ty jesteś za bardzo ważny dla mnie, żeby cie dodatkowo męczyć takimi głupotami.- dodał.

-To nie głupoty i sam o tym dobrze wiesz.- powiedziałem i chwyciłem jego twarz w obie ręce. -Następnym razem masz przyjść dobrze?- spytałem, a ten jedynie pokiwał głową na znak zrozumienia.

-Dziękuje Sal.- powiedział Larry łamiącym się głosem i przyciągnął mnie do siebie, by pocałować mnie w policzek. -Naprawdę dziękuje.- i znów wylądowaliśmy w tej samej pozycji co przedtem.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz