bruises

187 24 0
                                    

Cały szkolny dzień mijał bardzo spokojnie, a zarazem emocjonalnie. Lekcje i drobne pocałunki między samymi lekcjami wymieniały się nawzajem przez co na niektórych przedmiotach ledwo co myślałem.

Mimo denerwujących lekcji, która na ten moment zagłuszała mi myśli w głowie na temat bruneta, byłem bardzo spokojny w tym wszystkim. Spierzchnięte usta i głód nikotynowy dawał się we znaki. Chemia to mimo wszystko nienajlepsza lekcja do opuszczania na kilka minut, by zapalić w szkolnej toalecie. Przez te kilka minut może się więcej wydarzyć niż można by się spodziewać - Larry chyba sam coś o tym wie.

Nigdy tak mocno nie wyczekiwałem dzwonka, zawsze przesiadywałem lekcje i samo wszystko leciało, a teraz - chęć znów porozmawiania z brunetem, przytulenia go, wspólne zapalenie papierosa - to wszystko coraz bardziej zdawało się być silniejsze ode mnie samego. Sam nie wiem czy to dobrze, ale wiem że bardzo mi się to podoba. Aż za bardzo.

Lekkie potupywanie nogą, stukanie o blat małej, wyniszczonej ławeczki palcami, wzrok latający po całej klasie i po wszytskich ludziach w niej, małe podglądywanie młodszej klasy, która miała WF na dworze zza okna. To wszystko wydawało się wcześniej abstrakcyjne dla mnie - pilny uczeń, zawsze skupiony - teraz nagle nie umie wysiedzieć w miejscu i czeka na zmiłowanie, aż dzwonek zabrzmi, a co najlepsze - wcale nie było po mnie tego widać, ktoś mógłby nawet rzec ze jestem oazą spokoju... no może oprócz tych rąk wiecznie stukających i depczących zniszczona wykładzinę nóg pod ławka.

To brzmi jak jakaś choroba, ale nią nie jest. Co ten cholerny brunet ze mną zrobił?

Myśląc tak w kółko i w kółko, w końcu zadzwonił dzwonek. Wziąłem wszytsko do ręki, zarzuciłem torbę na ramie i nawet mie racząc schować rzeczy do torby wybiegłem z tym wsyztskim w rękach i otwartą w pół torba. Szukałem wzrokiem gdzieś wysokiego chłopaka, ale jdynie kogo zobaczyłem to Travisa.

Jeżeli chodzi o moja relacje z Travisem to sam nie wiem co myśleć. Mam mu coś niby za złe, ale to nie jego wina, jest chujem, ale prseciez ja tez jestem. Trudno cos tu ugrać.

Znów przyspieszyłem kroku między korytarzami szukając dalej Johnsona. włożyłem w końcu książki do torby i wyciągnąłem z niej telefon poddając się grze w chowanego. Szybko napisałem „gdzie jesteś?", gdyż kolejna lekcja już miała się zacząć, a zwłaszcza mi nie wypada jej przegapić.

Kiedy tylko telefon zawibrował s mojej ręce od razu odczytałem na wyswietlaczu krotkie i zwięzłe „szatnia". Szybko ruszyłem do szatni na wf - muszę przyznać byłem zdziwiony gdyż Larry nigdy nie wspominał ze ma wf z młodsza klasa.

KIedy już stanąłem przed drzeiami szatni lekko przeczesalem włosy i odgarnalem kilka kosmyków z twarzy na bok i wparowalem do środka.

Było tam wiele chłopaków, jedni starsi drudzy młodsi, jednych kojarzyłem, a innych zdawało mi się pierwszy raz widzieć. Ignorując wszytskie ciekawskie spojrzenia ruszyłem do Larrego, który już czekał na mnie na końcu szatni.

-Jak wf?- spytałem siadając koło bruneta.

-Daj spokoj, ta młodsza klasa to jakis wybryk natury.- parsknął przeczesując swoje włosy.

Uśmiechnąłem się lekko na to zdanie i nie odpowiedziałem tylko lustrowalem chłopaka z góry do dołu.

-Czego?- powiedział niby zadziornie, ale jednak z uśmieszkiem na twarzy.

-Zaraz dzwonek, a ty siedzisz dalej w ubraniach z wf'u. Przebieraj sie, nie możesz znów odpuścić chemii.- odpowiedziałem dobrze wiedząc ze zawsze po mojej klasie, chemię ma klasa Larrego.

-Wole tutaj zezgonować w obciachowej bluzie i spodenkach na wf.- odpowiedział wstając i rozciągając swoje długie ręce ku gorze.

Chcąc czy tez nie, zlustrowalem jego nogi, które jak i ręce - były posiniaczone, tylko ze nogi o wiele bardziej. Od razu rozszerzyłem oczy, co Larry raczej zauważył.

-Nie gap się, chce się przebrać.- powiedział teatralnie wyższy chłopak i zrzucił mi na twarz swoją bluzę.

Kiedy ściągnąłem bluzę z twarzy Larry już prawie był ubrany, jedynie podciągnął z ud swoje spodnie, a co najlepsze wszyscy z szatni już dawno zniknęli. A ja tego nawet nie zauważyłem.

-Był już dzwonek?- spytałem niedowierzając, że mogłem być tak skupiony na brunecie, że nawet nie zauważyłem stado bachorów wychodzących z jednego powiedzenia, w którym ja sam się znajdowałem.

-Nie raczej.- odpowiedział niepewnie poprawiając swój pasek w spodniach. -Aż tak ci się spieszy?- spytał siadając blisko kolo mnie.

Nie żeby mi to przeszkadzało, coraz bardziej zaczyna mi się podobać bliskość Johnsona. Może aż za bardzo.

-Niby tak.- odpowiedziałem odwracając głowę w jego stronę.

-Rozumiem.- odpowiedział i już nic nie dodał, tylko zgarnął z mojego czoła kilka kosmyków włosów, które niepotrzebnie się tam pałętały.

Oczywiście taką przyjemność musiało coś przerwać i był to okrutny dzwonek. Jednak ja dalej czekałem, aż to Larry się ruszy, a on dalej bawił się moimi włosami, jeżdżąc swoimi palcami po mojej całej twarzy. Nie powiem - zirytowało mnie to. Lekko się podniosłem poprawiając torbę na ramieniu i w przelocie szybko pocałowałem chłopaka i jeszcze szybciej wyszedłem z szatni zostawiajac go samego.

Teraz tylko przeżyć kolejną lekcję i do domu.

Szedłem dosyć szybko zaglądając do wszytskich klas w poszukiwaniu znajomej twarzy, aż w końcu znalazłem się pod ostatnią klasą która znajduje się na parterze. Wszedłem i już mogłem ujrzeć kilka znajomych twarzy. Mimo tego że lekcje biologii ma moja klasa łączona z jeszcze inną równoległą, to do tej pory nie znam, ani nie kojarzę chociaż jednej twarzy z tej drugiej klasy.

Usiadłem jak zwykle na końcu klasy, stawiając torbę na drugim krześle i czekałem na profesora, który jak zwykle się spóźniał. Gdyby on tylko usłyszał jaki harmider tu panuje...

Kiedy wyciągałem podręcznik z torby zauważyłem wielki cień nade mną, którego nie było sposób nie zauważyć, wiec od razu spojrzałem w gore.

Nade mną stał jakiś chłopaka z klasy równoległej, którego zdawało mi się widzieć pierwszy raz, chociaż mój rozsądek mówił iż na pewno go widziałem, bo chodzimy razem na lekcje biologii.

-Tak?- spytałem siadając prosto na swoim krześle.

-Mogę?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Mimo wszystko wziąłem torbę z krzesła i postawiłem ją koło ściany na której teraz już lekko się opierałem.

-Jestem Rob, Robert Silva.- zaczął chłopak podając mi rękę. Nie odwzajemniłem uścisku, ba, nawet nie podałem mu ręki.

-Okej?- powiedziałem, lecz bardziej spytałem.

-Słuchaj, znasz Todda, nie?-

-No, znam.- odpowiedziałem nie wiedząc o co chodzi temu całemu Robertowi.

-Zakładamy się z chłopakami co on takiego przećpał, wiesz może coś? Gramy o dwie dyszki.- powiedział chłopak, a ja siedziałem jak wryty.

Może i byłem bezduszny, ale nie aż tak.

-Spierdalaj.- warknąłem cicho, a chłopak uniósł w geście obrony dwie dłonie. Kiedy już wstawał z krzesła, było widać że chce czegoś jeszcze.

-To prawda, że pieprzysz Johnsona?- i w tej chwili nie wiedziałem już nawet co odpowiedzieć na tę głupotę.

Wstałem z krzesła, biorąc przy tym wszytsko co miałem i wyszedłem z klasy po drodze mijając profesora, który od razu z ryjem do mnie podszedł, na co ja kulturalnie powiedziałem, że jestem zwolniony.

Mentalność nauczycieli - „jestem zwolniony" i oni nawet później nie weryfikują czy to prawda. Zawsze działa.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz