understanding

210 18 1
                                    

Wylądowałem twarzą na gorącym asfalcie i od razu poczułem jak skóra na nosie i na mym lewym policzku się zdzira o drobne kamyczki.

Od razu wstałem do pionu i się otrzepałem z całego syfu, który był na ziemi i na moich ubraniach. Lekko przedramieniem wytarłem swój nos i policzek z krwi, ponieważ moje dłonie też były całe pokaleczone i w dodatku brudne.

-Kutas.- syknąłem w stronę Phelpsa, który wgapiał się we mnie.

-Dziwak.- odburknął blondyn.

On dobrze wiedział, że nienawidzę tego słowa. Całe życie się broniłem przez tym, by teraz usłyszeć to z ust jednej z bliższych mi osób.

-Po co to zrobiłeś?- spytałem się Travisa jednocześnie wpatrując się w moje dłonie z których schodziła skóra.

-Zapominasz Fisher do kogo mówisz...- powiedział lekko ziewając.

-Nie pieprz głupot, po co to zrobiłeś?- spytałem jeszcze raz, ale tym razem już głośniej. Całej tej szopce przyglądał się Todd, który stał jak jakaś kukiełka i wpatrywał się w nas. Ten też nie ma grama odwagi, by się wypowiedzieć.

-Dla zabawy.- odpowiedział uśmiechając się szeroko.

Nie rozumiałem jego głupich gierek i chyba nawet nie miałem zamiaru. Ten blondyn działał mi czasami na nerwy, a czasami był prze kochany. Nigdy go nie zrozumiem.

-Zabawne to było dla ciebie?- spytałem już teraz ze spokojem w głosie wiedząc, że Travis zrobił to, by tylko coś zrobić, a nie dlatego że mu podpadłem.

-Bardzo...- odpowiedział uśmiechając się szeroko. Jego debilizm był za duży, ale był to jakiś swego rodzaju nasz wspólny urok i urok naszej relacji.

-Chodź, nie możesz z takimi rękoma łazić.- powiedział blondyn otwierając butelkę wody i lekko ją wylewając na moje dłonie.

Lekko się skrzywiłem, kiedy poczułem jak całe moje dłonie zaczynają mnie piec. Był to niby znośny ból, ale jednak i tak...

-Szmaciarz.- powiedziałem tylko, gdy blondyn zaczął zakręcać butelkę i chować ją do swojej torby.

-Kretyn.- odpowiedział Phelps uśmiechając się do mnie, a ja do niego. Todd dalej stał jak wryty i nie rozumiał co się właśnie zadziało, więc posłałem mu tylko pytające spojrzenie.

-Nie rozumiem was.- powiedział rudy chłopak upuszczając przy tym deskę na ziemie i siadając na niej. -Naprawdę nic nie rozumiem.-

-Nie musisz rozumieć, ważne jest to, że tak po prostu jest.- odpowiedziałem również siadając na ziemi.

-Pogodzisz się w końcu z Larrym? Nudno tu bez tego głąba.- powiedział znów Travis.

Miał racje. Larry zawsze do naszego towarzystwa wprowadzał jakąś cudowną aurę i od razu wszystko stawało się zabawniejsze.

-Kiedyś napewno.- odpowiedziałem i spojrzałem kątem oka na blondyna, który zadał mi pytanie.

-Nie chce mi się czekać.- powiedział blondyn wyciągając przy tym telefon z tylnich kieszeni i wybierając numer.

-Co ty robisz?- spytał Todd.

-Dzwonię do niego.- odpowiedział jak gdyby nic Travis.

W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka i szybko rzuciłem się na kolana w stronę blondyna, by wyszarpać mu z rąk telefon.

„Daj to." - to było jedyne zdanie, które zdołałem wypowiedzieć więcej niż sto razy w przeciągu pięciu sekund, aż w końcu udało mi się dostać do telefonu i go wyszarpać z rąk chłopaka.

Trzymałem telefon w górze tak aby Travis nie mógł go dosięgnąć z wiadomych przyczyn. Nagle Todd zaczął pokazywać żebyśmy ucichli robiąc wiadomy gest. Obaj ucichliśmy, nawet nasze oddechy były cicho.

-Słyszycie?- powiedział Todd szepcząc na tyle cicho, że ledwo go usłyszałem wskazując przy tym na telefon, który trzymałem dalej ku górze.

Z telefonu można było usłyszeć ciche słowa jak „halo?" czy też „co jest?", od razu wziąłem telefon do ucha i się odezwałem.

-Larry?-

-Oh, czesc Sal, czemu Travis się nie odezwał?- spytał mnie długowłosy chłopak przez telefon na co ja w panice spojrzałem na chłopaków, którzy siedzieli i gestykulowali tak jakby grali w kalambury co mam odpowiedzieć.

-No...- zacząłem i już nie wiedziałem co dalej mówić. -No, tak wiesz, ja zadzwoniłem do ciebie.- wypowiedziałem patrząc się zdezorientowany na chłopaków nie wiedząc dalej co mówić.

-Ah tak? Więc co jest?- spytał.

-Chciałem cię przeprosić i zaprosić jednocześnie do parku, jesteśmy tam gdzie zawsze, narazie.- wypaplałem szybko i rozłączyłem się od razu drżącymi dłońmi.

-Bajkopisarz.- podsumował jedynie Todd.

-Co miałem niby powiedzieć? „Hej sorry, przepychaliśmy się o telefon i jakoś tak wyszło że zadzwoniliśmy przypadkiem."?- powiedziałem cały zdyszany od tego wszystkiego.

-Mogłeś i tak powiedzieć, myśle że Johnson, by bardziej w to uwierzył niż w to że chciałeś go zaprosić do parku z mojego telefonu.- powiedział dławiąc się ze śmiechu Travis.

-Dobra chłopaki, ja lecę.- powiedział Todd wstając z deski na której dopiero co siedział.

-Gdzie ty się wybierasz?- spytał Travis ciągnąć piegatego chłopaka z powrotem na ziemie, by ten usiadł.

-Źle się czuję.- odpowiedział ten drugi i wyszarpał się z uścisku Phelpsa i odszedł w pierwszą alejkę.

-Dobra, przyznaj się co mu zrobiłeś.- powiedział donośnym głosem blondyn. Strasznie naskakującym na mnie wręcz.

-Ja?- spytałem, teatralnie wymachując rękami. -Ależ nic.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Widziałem jak klatka ciemnookiego chłopaka się szybko unosi i zbyt szybko opada.

-Popraw się Sal.- wzdychnął. -Zawsze musisz coś zjebać.- odpowiedział przewracając oczami i powoli wstając. -Odezwij się do nas jak w końcu zrozumiesz, że nie musisz każdego gnoić.- powiedział otrzepując swoje spodnie.

-Nic mu nie zrobiłem. Nawet nic nie powiedziałam.-

-Za dobrze cię znam. Nie próbuj się do mnie odzywać nawet dopóki sobie nie poukładasz pewnych kwestii w głowie.- dopowiedział i szybko pobiegł do tej samej alejki do której wkroczył przedtem Todd.

Nie rozumiałem czemu akurat on był na mnie zły. Nic mu nie zrobiłem. Od kiedy niby go interesuje jakiś piegaty nerd?

Coraz bardziej chyba się zatracałem w swoich własnych czynach i w dodatku w myślach.

Oparłem lekko ręce na swoich kolanach, by troszeczkę podtrzymać głowę. Gdy tak siedziałem kilka sekund, usłyszałem głośne dosyć szuranie kamieni o asfalt. Szybko wstałem na nogi jak oparzony, bo w końcu był to środek skateparku i być może ktoś chciał pojeździć, a ja jak debil siedziałem jak kulka na środku.

Gdy tylko się odwróciłem od razu zauważyłem charakterystyczne długie brązowe włosy. Był to Larry.

Podniosłem deskę z ziemi i zacząłem lekko iść w stronę wysokiego chłopaka, mój poziom stresu był jak sinusoida. Ręce raz drżały, a na drugą sekundę były spokojne jak gdyby nic. Nic już sam nie wiedziałem. Ten moment w którym szedłem do niego dłużył się w mojej głowie w nieskończoność.

-Gdzie chłopaki...?- zapytał brunet nie wiedząc do końca, co właściwie się dzieje.

Nie odpowiedziałem mu nawet. Upuściłem deskę na ziemię z głośnym hukiem i wtuliłem się w swojego najlepszego przyjaciela.

Przecież był on dla mnie najważniejszą osobą w życiu, więc czemu to wtedy powiedziałem?

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz