gesture

197 20 0
                                    

Ten malutki gest Larrego nie zdawał mi się przeszkadzać, mógłbym nawet rzec, że był całkiem przyjemny.

Przez te kilka godzin, które przesiedzieliśmy w wannie skończyło nam się wino, więc zaproponowałem, że to ja pójdę na dół w poszukiwaniu czegoś.

Kiedy wyszedłem z łazienki do moich nozdrzy od razu doszedł zapach spoconych ludzi i alkoholu. Zszedłem powoli na dól, a tam roiło się wiele ludzi. Od razu w tym całym tłumie mogłem zauważyć Todda, który chyba niezbyt wiedział co ze sobą zrobić, więc stwierdziłem że pokieruje się do rudowłosego.

-Cześć Todd.- powiedziałem do niego, na co ten jedynie się do mnie uśmiechnął jak głupi i rzucił mi się na szyje, tego to się akurat nie spodziewałem zwłaszcza po tym co mu powiedziałem.

-Chciałem cię przeprosić.- powiedziałem mu wprost do ucha, przez za głośnych ludzi i za głośną muzykę, która mnie zagłuszała.

-Nic nie szkodzi Sally, nie gniewam się.- wykrzyczał prawie że chłopak i oderwał się od mojej szyi.

Kiedy trochę się lepiej mu przyjrzałem, od razu zauważyłem co było powodem jego humoru - duże źrenice, zaczerwienione oczy i widoczne żyłki, nieschodzący uśmiech z twarzy - Todd był znów naćpany, albo za dużo zjarał.

-Baw się dobrze.- odpowiedziałem wymuszając uśmiech do chłopaka i odszedłem od niego w poszukiwaniu czegoś do picia.

Przepychałem się między wieloma ludźmi, którzy byli już nachlani w trzy dupy i nawet im to już nie robiło różnicy czy ktoś ich pcha czy prosi o przesunięcie się.

Kiedy byłem już blisko stołu z alkoholem wpadłem na jakąś dziewczynę całą ubraną na fioletowo, jak się okazało była to Ashley.

-O cześć Sally...- posiedziała ciemnowłosa.

Od razu poczułem jak mój żołądek się kurczy i zaczyna mi się chcieć wymiotować. Dziewczyna podeszła do mnie i chwyciła za ramie, na co znieruchomiałem w pierwszej chwili, lecz sekundę później się wyrwałem. Olałem cały ten alkohol i wybiegłem z domu.

Czemu to tak bardzo mnie prześladuje? Już to się więcej nie zdarzy przecież. Jestem tak dziecinny. Nie umiem sobie z niczym sam poradzić. Czuje do tej pory na sobie jej brudny dotyk i nie umiem sobie z tym poradzić. Nawet nie wiedząc kiedy poczułem jak łzy zaczynają mi spływać po twarzy. Znów byłem tylko pokrzywdzonym dzieciakiem, który znów nie wiedział co robić. Niewiele myśląc wybrałem numer do Larrego trzęsącymi się rękoma.

-Sal?- odebrał i pierwszy zaczął rozmowę.

-Wyjdź z domu, nie mam zamiaru tam siedzieć... proszę.- powiedziałem łamiącym się głosem i szybko się rozłączyłem siadając na brudnym ceglanym chodniku przed domem.

Na dworze było wyjątkowo ciepło, nawet siedzenie na zimniejszych odrobine cegłach mi nie przeszkadzało. Po chwili czekania usłyszałem jak drzwi się otwierają z hukiem, a z nich wybiega przerażony Larry, który szybkim krokiem do mnie zmierza. Wstałem z chodnika otrzepując przy tym swoje czarne spodnie. Kiedy tylko wstałem od razu poczułem jak Johnson przylega do mego ciała i mnie całego opatula, kładąc przy tym swoją rękę na mojej głowie.

-Chodźmy, nie chce już tu być.- powiedziałem prosto w zagłębienie szyi wyższego chłopca.

-Co się stało?- spytał nagle Larry, odchylając się ode mnie i ruszając powoli w stronę naszego kochanego parku.

-Nie, nic takiego...- zacząłem mówić i przecierać oczy z zdenerwowania, jak mam w zwyczaju. - Po prostu...- w tamtej chwili poczułem jak Johnson mnie prześwietla swoim wzrokiem. -Stchórzyłem, Larry, tak potężnie stchórzyłem...- powiedziałem znów łamiącym się głosem.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz