cloakroom

192 22 1
                                    

Kiedy wyszliśmy z toalety Larry złapał mnie za rękę i tak całą drogę do szatni mnie trzymał.

Jak weszliśmy razem do szatni od razu wszystkie ślepia wyładowały na nas, jednak Larry chyba wszystkich odstraszał swoim wzrokiem.

W końcu usiedliśmy na samym końcu i czekaliśmy, aż każdy wyjdzie z szatni, by zostać sam na sam.

-Nie chce mi się ćwiczyć...- mruknął Larry wstając z ławki.

-Wierzę ci, ja dzisiaj nie mam WF'u.- odetchnąłem z ulgą, a Larry w zamian pokazał mi środkowy palec.

Wymachiwał mi swoją ręką przed twarzą, więc chwyciłem go w nadgarstku i pociągnąłem do siebie tak, że chłopak wylądował prawie że cały na mnie.

-Zabić mnie chcesz? Już mamy się żegnać czy co?- spytał lekko się odchylając ode mnie i otrzepując.

-Absolutnie...- odpowiedziałem wstając i przybliżając się do chłopaka. Wkrótce zawiesiłem się na jego szyi lekko obcałowując wyższego w policzek.

-Mhm tak, tak Sal, też cię lubię, ale muszę się przebrać na WF.- odpowiedział uciekając głową wyżej, tak bym nie mógł nic zrobić.

-Nie możesz zostać?- spytałem siadając znów na ławce, oglądając co wyższy chłopak robi i jak przebiera w worku ze strojem.

-Chciałbym Sal...- odparł cicho. -Wynagrodzę ci to kiedyś.- powiedział i powoli zaczął szarpać koszulkę za kołnierzyk, by wkrótce ubrać tą na WF.

Na jego klatce piersiowej można było ujrzeć gojące się rany jak i kilka nowych siniaków. Larry dobrze widział że patrzę się na nie, ale nic nie powiedział - uśmiechnął się lekko i tyle.

Kiedy już się przebrał usiadł koło mnie i czekaliśmy wspólnie na dzwonek, kiedy już wybił, chłopak wstał.

-Będziesz czekał w szatni?- spytał i podał mi rękę, żebym również wstał.

-Mogę.- odpowiedziałem, a ten przybliżył nasze twarze do siebie, by szybko i przelotnie złożyć na moich ustach pocałunek. A zaraz po tym wyszedł z szatni.

Kiedy już miałem chwile na rozmyślenia dostałem telefon od oczywiście Travisa.

-Czego?- pierwsze słowo zaraz po odebraniu telefonu.

-Może ładniej? Nie wiem, może jakieś „cześć kolego, jak ci życie mija? Dobrze się miewasz?"- zaczął histeryzować.

-Ta jasne...- prychnąłem.

-Wracając, gdzie się podziewasz towarzyszu? Byłem u ciebie pod oknem, ale nikogo nie było, oprócz tego grubego futrzaka.- wypowiedział wszystko praktycznie na jednym tchu.

-Spieprzaj, sam jesteś gruby...- westchnąłem na głupotę mojego przyjaciela. -Jestem w szkole.- odpowiedziałem.

-Przecież my zaczynamy dzisiaj razem, chciałem trochę przed lekcjami z tobą pogadać.- powiedział ze zdziwieniem w głowie i nutką niezrozumienia całej tej sytuacji.

-Powaliło mi się i przyszedłem na ósmą...- w słuchawce słyszałem tylko zadziorny śmiech. -Co chciałeś?- spytałem w końcu.

-No pogadać, słuchasz ty mnie w ogóle? Gdzie jesteś, dawaj namiary.- rozkazał krzycząc do telefonu.

-W szatni.- odpowiedziałem krótko i się rozłączyłem.

Nie dano mi nawet przez chwile pomyśleć, bo dosłownie po kilku sekundach wparował Phelps obijając się o drzwi, prawie że je wywarzając z zawiasów.

-Głośniej się nie da?- spytałem z politowaniem w oczach.

-Sklej mordę, przyszedłem w ważnej sprawie.- usiadł koło mnie i chwycił mnie za kolano.

-Słucham.- odpowiedziałem zrzucając jego dłoń na drewnianą ławkę.

-Czemu nie mówiliście mi, że jesteś z Johnsonem?- wyparował, a ja wytrzeszczyłem oczy.

-Co?- mało inteligentnie spytałem z szeroko otwartymi oczami.

-Każdy pieprzy, że jesteś z naszym kochanym Larrym.- odpowiedział zakładając rękę na rękę.

-Nie wiem o niczym takim, żebyśmy byli razem.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Ale podoba ci się?- spytał, a ja chcąc czy nie przytaknąłem. - I ty jemu też się podobasz, nie?- i na to również przytaknąłem. -To co wy odpierdalacie?- spytał, a ja sam nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć.

-Nie wiem, nigdy nikt nie zapytał się o chodzenie czy coś.- odpowiedziałem sklejając wszystko sobie w głowie.

-Daje wam kilka dni i będziecie już razem. Musicie być, słyszysz mnie Fisher?- powiedział tak głośno, że moje bębenki miały ochotę pewnie wybuchnąć na ten jazgot.

-Tak słyszę Phelps.- powiedziałem, a Travis wstał i jak gdyby nigdy nic - wyszedł.

Po prostu wyszedł.

Niewiele myśląc znów wziąłem się do przeglądania głupot na internecie i lekkiego rozmyślania na temat mojej relacji z Larrym.

Niby przyjaźniliśmy się od mega dawna, lecz nasza relacja ostatnimi czasy bardzo się zmieniła. Larry wyznał mi swoje uczucia, a ja? No właśnie... co ja? Nic nie zrobiłem. Nie odpowiedziałem, nie zaproponowałem nic, nie odrzuciłem go też.

W tamtym momencie zrozumiałem, że nie mogę tak cały czas. Robię Johnsonowi tylko nadzieje. Muszę w końcu mu to wyznać, że też go lubię i też odwzajemniam jego uczucia.

Planując już cały skrupulatny plan, dzwonek nagle wydzwonił, a wraz z nim banda jakiś chłopków, którzy wchodzili do szatni. Między nimi wszystkimi wypatrywałem Larrego.

W końcu po kilku minutach zauważyłem jak wchodzi do szatni. Lekko się uśmiechnąłem w jego stronę na co ten podszedł z szeroko rozstawionymi ramionami, by mnie przytulić. Wstałem i podszedłem do niego, by zaraz potem  zanurkować w jego zapachu - lekkie perfumy i nikotyna - mimo wszystko uwielbiałem jego zapach, jak i samego Larrego.

Przytulaliśmy się tak z dobre kilkadziesiąt sekund, słysząc przy okazji kilka małych śmiechów czy też niezrozumiałych szeptów, mimo wszystko żadne z nas nie chciało się rozstać. Z szatni wychodziła osoba po osobie zostawiając nas w końcu samym sobie. Brunet lekko mnie puścił, na co ja odszedłem małym krokiem w tył. 

-Muszę się przebrać, wybacz.- powiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

Moje myśli, które plątały się w moim mózgu, były naprawdę trudne czasami dla mnie samego. Widzę dopiero teraz, jak bardzo kocham tego durnia, a ja zostawiłem go bez odpowiedzi. Przez te wszystkie myśli i przez to jak wtedy potraktowałem bruneta, mina mi od razu zrzedła, co raczej zauważył wyższy chłopak, kiedy ściągnął koszulkę.

Ciemnooki odłożył koszulkę na ławkę i przybliżył się do mnie, wkładając swoją rękę w moje włosy. Automatycznie położyłem głowę przy kości biodrowej i kawałku gołego podbrzusza. Chłopak nic nie mówił tylko bawił się moimi włosami, tak jakby doskonale wiedział że to doda mi otuchy.

I nie mylił się - miał racje. Johnson działał na mnie jak lekarstwo. Czasami w jego towarzystwie czułem się jakbym był bardzo na coś chory, ale po głębszych zastanowieniach, bycie zakochanym to zdecydowanie nie choroba, a jedne z lepszych uczuć na świecie.

-Co się dzieję Sal?- spytał w końcu, kiedy zauważył, że na mojej twarzy zagościł znów uśmiech, a ja sam bawię się jego drugim biodrem i lekkim wcięciem w talii.

-Nic, po prostu kocham cię bardzo.- po tych słowach strzeliłem sobie mentalnie w głowę. Powinienem zachować to na lepszy czas niż szatnia szkolna.

Brunet przestał natychmiast bawić się moimi zniszczonymi włosami i prawdopodobnie myślał, co by w tej sytuacji rzec.

Dzwonek wybrzmiał, a ja sam wstałem i przyglądałem się chłopakowi. Położyłem dłonie po dwóch stronach jego bioder i małej talii, lekko przyciągając go do siebie, składając długi i namiętny pocałunek. Zaraz po tym wyszedłem z szatni zostawiając chłopaka samego.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz