Nie przespałem ani jednej chwili w trakcie nocy. Ciągle wyczekiwałem na telefon od chłopaka w długich włosach, które zawsze były niesfornie zaplątane i zwinięte w kucyk. On jednak nie zadzwonił.
Siedziałem i siedziałem jak debil, ledwo już kontaktując tylko po to, bo myślałem że ten jednak zadzwoni, bądź chociaż napisze. Ani jedno, ani drugie się nie stało.
Cholernie się o niego martwiłem i on sam dobrze o tym wiedział... Mógł chociaż napisać głupie „siema stary jest wszystko w porządku", ale jasne - Sal cudowny przyjaciel może nie spać cała noc, bo wielki Larry Johnson nie raczy go nawet poinformować czy wszystko dobrze.
Nie chciałem już się nawet denerwować zwłaszcza iż byłem w drodze do szkoły. A właściwie już przed nią.
Powili kroczyłem, by w końcu dotyknąć klamki wielkich drzwi i ją pociągnąć w dół, żeby je otworzyć. Kiedy wszedłem do środka szkoły i przemierzałem już jakąś chwilę korytarze od razu zacząłem rozglądać się za przyjaciółmi. W szczególności za Larrym.
Mój wzrok błądził po jakiś osobach, których nawet nie znałem, bądź nie lubiłem.
Kiedy tak już dłuższą chwilę się rozglądałem w końcu odnalazłem wzrokiem mego przyjaciela.
Niewiele myśląc od razu zacząłem przedzierać się między obcymi ludźmi, by tylko do niego dotrzeć.
Chwyciłem go od tyłu za ramie i szepnąłem ciche „Larry?" i ten się odwrócił.
W tamtym momencie moje serce stanęło samoistnie, a ręce zaczęły się trząść jak poparzone. Jego cała facjata była pokaleczona... Rozwalony łuk brwiowy, rozdarte kąciki ust i kilka szram na policzku. Ten widok nie łamał serca, on je kruszył.
-Cześć Sal.- uśmiechnął się smutno wyższy chłopak.
Nie do końca wiedziałem co zrobić, udawać że nic się nie stało? Zapytać go o to? W całym tym ogłupieniu jedynie przytuliłem przyjaciela. Kiedy tylko poczułem jego ręce na swoich plecach, które jeździły od góry do dołu mojego kręgosłupa zacząłem lekko się trząść - już sam nie wiedząc od czego to dokładnie.
Normalnie pewnie miałbym gdzieś cały otaczający mnie świat, a jedyną rzeczą która miałaby dla mnie w tym momencie sens był Larry, ale coś skutecznie odwracało moją uwagę od ciepła jakim otaczał mnie brunet poprzez swoje zniszczone dłonie. Normalnie zignorowałbym to, że cały korytarz wbijał w nas niedyskretne spojrzenia.
Kilkadziesiąt śliskich, ciekawskich par oczu które wbijały się w moje plecy nagle zniknęło, jakby coś innego niż my trwający w silnym uścisku zwróciło ich uwagę silnie mocno. Zdezorientowany niespokojnie odwróciłem głowę w bok, chwiejąc się odrobinę w ramionach wyższego, który również poluzował uścisk, zjeżdżając dłońmi na moje biodra.
Wszyscy nagle zdawali się zajmować sobą, jakby chwilę temu wcale nas nie obgadywali i nie tworzyli głupich historii z naszym udziałem. Już po chwili jednak wiedziałem co jest przyczyną takiego stanu rzeczy, gdyż w tłumie dostrzegłem dobrze znanego mi blondyna miotającego złowrogimi spojrzeniami na teraz lekko zaniepokojonych i wystraszonych uczniów. W tej szkole każdy był zdradliwą, niebezpieczną i wpływową szują, ale Travis Phelps był zdecydowanie najbardziej dantejski z nas wszystkich, już nie jedna osoba wyleciała z tej placówki za jego życzeniem.
Wiedząc, że nie mamy wiele czasu do dzwonka rozpoczynającego lekcje chwyciłem Johnson'a za jedną z dłoni i już po chwili ciągnąłem go w stronę męskiej szkolnej toalety na parterze, w której znajdowało się jedyne w szkole okno bez krat. Znaczy, kraty kiedyś również tam były, ale ktoś skutecznie się ich pozbył pewnego pięknego i wysławianego dla uczniów Oklahoma Christian High School dnia. Była to jedna z dróg ucieczki ze szkoły, która uratowała życie już niejednej osobie.
CZYTASZ
Cigarettes || Sally x Larry
De TodoMiasto Edmond w wietrznym stanie Oklahoma od zawsze rządziło się swoimi prawami i kuriozalnymi zasadami. Większość uczniów uczęszczających do placówki nazwanej "Oklahoma Christian High School", szerzej znaną pod potoczną nazwą "Katol" miało wiele ok...