memories

221 23 0
                                    

Wyższy chłopak nic nie powiedział, tylko mnie przytulił i gładził moje plecy. Było to na tyle niekomfortowe - bo cały czas wydawało mi się jakby to była Ash - że odsunąłem się, a raczej wyrwałem z uścisku praktycznie natychmiastowo.

-Sally, co jest?- Sally, Sally, Sally to imię cały czas chodziło w mojej głowie jak wypowiada je Ash z tym uśmiechem na ustach. Nie mogłem tego znieść i tylko jeszcze bardziej rozniosłem swój płacz po korytarzu szkolnym.

-Co się dzieje? Sal powiedz proszę...- powiedział na tyle cicho wyższy chłopak, że sam ledwo go słyszałem przez siebie krztuszącego się łzami.

Zasłoniłem oczy swoimi dłońmi i usiadłem po turecku na kafelkach szkolnego korytarza, nie byłem w stanie nawet ustać.

Po chwili poczułem jak przysiada się obok mnie mój przyjaciel. On dalej był przy mnie.

-Już spokojnie Sal, mi możesz powiedzieć.- zapewnił brunet.

-Travis...- zacząłem mówić, ale jednocześnie znów krztusić się łzam. Larry na to jedynie mnie gładził po plecach. -Travis nasłał na mnie Campbell i ona...- i tutaj znów mi się głos załamał.

Nie wiedziałem jak to ująć w słowa. Molestowała mnie? Bałem się, że chłopak mnie wyśmieje i zostawi, że robię panikę z byle czego.

-Sal co ona zrobiła?- usłyszałem załamujący się głos chłopaka. I to mnie totalnie dobiło.

Podniosłem wzrok, by zobaczyć oczy bruneta i lekko otarłem oczy.

-Molestowała mnie.- powiedziałem to. Chłopak nic nie odpowiedział tylko popatrzył na mnie w szoku. -Na lekcji.- dopowiedziałem, jednak ten dalej się nie odezwał.

Ja również w ciszy wstałem z zimnych kafelek, zabierając jednocześnie torbę na ramię i cicho mówiąc do długowłosego chłopaka „chodźmy do mnie", ten wstał i dalej wmurowany szedł za mną.

Kiedy wyszliśmy ze szkoły w końcu zdobył się, by coś powiedzieć.

-Przepraszam Sal.- ciche dwa słowa, a czułem jakby wypowiedział o wiele więcej z większymi emocjami.

-To nie twoja wina Larry.- odpowiedziałem patrząc spod ukosa na chłopaka.

-Nie, mogłem się przepisać do twojej klasy, wtedy jakaś szmata, by...- i tutaj zamilkł, oboje wiedzieliśmy co chciał powiedzieć i tylko w ciszy spojrzeliśmy się na siebie ze wzorkami pełnymi wiedzy.

Będąc już w pobliżu mojego domu, więcej nie przegadaliśmy, dopiero jak przekroczyliśmy próg i upewnilismy się że moich starych nie ma, znów wyższy przemówił.

-Zapierdole Travisa.- wysyczał cicho.

-Ta jasne, spróbuj mu coś zrobić, a twoje dosyć już spieprzone życie będzie od teraz spierdolone do potęgi.- odpowiedziałem ironicznie, siadając na kanapie.

-Należy mu się.-

-Larry, już zostawmy ten temat, nie chce już o tym mówić.- odpowiedziałem dosadnie.

Przyglądałem się jak naburmuszony brunet kręci się wokół wykładziny, wiec lekko podnosząc się z kanapy chwyciłem go za ręce, by skończył już.

-Już jest dobrze, jesteśmy u mnie. Nic już się nie dzieje.- odetchnąłem. Nawet nie wiedziałem czy to bardziej ja uspokajam Larrego czy to on powinen mnie.

-Tak mi przykro Sal.- odparł wyrywając swoje dłonie z uścisku i mocno mnie przytulając do siebie.

-Wiem, wiem.- czułem niesamowitą ulgę z jednej strony, że jestem teraz tutaj z osobą, która o mnie dba i jestem bezpieczny, ale z drugiej strony cały czas gdzieś z tylu głowy miałem wrażenie, jakby zaraz znowu miało się coś takiego stać jak ta sytuacja ze szkoły.

Nie chcąc już o tym myśleć z powrotem usiadłem na kanapie, lecz tym razem z Larrym i włączyliśmy telewizje. Daremne i głupie programy dla jeszcze głupszych ludzi - brzmi jak coś czego nie możemy ominąć.

Kiedy chwile tak oglądaliśmy to show oboje na siebie popatrzyliśmy z minami, które mówiły więcej niż my sami.

-Ale gówno...- westchnął wyższy chłopak.

-Fakt.- przytaknąłem i zacząłem powoli się kłaść głową na kolanach u chłopaka.

-Te, nie za wygodnie ci?- spytał sarkastycznie stukając mnie swoimi szczupłymi palcami w głowę.

Lekko syknąłem teatralnie na ten gest chłopaka i oboje się zaśmialiśmy, po czym wróciliśmy do ponownego oglądania show.

Kiedy tak leżałem na jego kolanach, poczułem jak ten wkłada swoją dłoń w moje włosy i je lekko czochra. Muszę przyznać, iż było to bardziej niż przyjemne. Uwielbiałem takie małe gesty z jego strony. Może i nawet czułem się trochę kokietowany, ale nikt z naszej dwójki nawet nie zwracał na to uwagi, więc chyba lepiej dla mnie.

Jego palce przemieszczały się bardzo płynie i z pewną gracją - z końca mej potylicy na skroń - i tak w kółko. Chcąc nie chcąc, wtuliłem się w jego udo i powoli mrużyłem oczy jak do snu. Po pewnym czasie oczy już mi się same zamknęły i jedynie dźwięki wcześniej puszczonego show dochodziły do mnie.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

Kiedy otworzyłem oczy już wiedziałem, że Johnsona nie ma ze mną. Powoli podniosłem się łokciami z zimnej poduszki, którą najwyraźniej Larry musiał mi dać jak wychodził pod głowę. Miło z jego strony, kochany przyjaciel.

Wstałem z łóżka i zacząłem kierować się w stronę schodów na górę do mego pokoju. Po drodze standardowo minąłem kuchnie gdzie byli moi rodzice i rzuciłem tylko przelotne, ciche „Dobry wieczór", nawet nie czekałem na odpowiedź tylko od razu poszedłem na schody i do pokoju.

Kiedy tylko przekroczyłem próg swojego pokoju od razu ruszyłem w stronę dużej komody na której znajdowała się moja emp3-ka z słuchawkami.

Od razu ją wziąłem i położyłem się na łóżku, gdzie też leżał mój najlepszy przyjaciel - Gizmo. Ten mały futrzak skradł moje serce na każdej płaszczyźnie.

Cigarettes || Sally x LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz