Wiatr cały czas wiał, więc namęczyłem się trochę z odpaleniem używki. Larry już nie palił, co było całkiem dziwne jak na niego. Zamiast tego zwyczajnie leżał opierając się o dachówki i patrzył gdzieś w niebo, a siedziałem w oknie i paliłem, wpatrując się w niego.
Zwyczajnie wlepiałem w niego wzrok, zastanawiając się o czym może myśleć. Wyglądał bardzo spokojnie jak na siebie, jakby zupełnie nie był obecny, a jego dusza już dawno opuściła tą planetę. Od czasu do czasu przymykał na dłużej oczy, jakby zbierało mu się na sen.
Pozwoliłem sobie popatrzeć na niego jeszcze kilka dłużących się chwil, po czym odrobinę mocniejszym pociągnięciem rękawa jego bluzy zwróciłem na siebie jego uwagę. Chłopak popatrzył na mnie karcącym spojrzeniem jakbym przerwał mu w czymś bardzo ważnym, ale jednak dalej sie we mnie wpatrywał dając mi znak, żebym mówił.
-Chodźmy do środka.-westchnąłem cierpiąco i nawet nie czekając na reakcje Larrego zwyczajnie wskoczyłem do wnętrza swojego pokoju, pomagając sobie komodą dzięki której udało nam się wyjść przez okno dachowe.
Nie musiałem czekać długo na braxowowlosego, gdyż ten wskoczył do pokoju praktycznie zaraz za mną, zamykając okno swoimi długimi rękami. Serio, czułem się przy nim jak jakiś przedszkolak, do tej pory nie wiem jakim cudem był tak wysoki. Albo to ja byłem taki niski? Sam już nie wiedziałem.
Usiadłem na swoim łóżku, przecierajac swoje powieki dłońmi zwiniętymi w piąstki, może odrobinę chciało mi się spać, ale i tak nie miałem zamiaru tego robić. Zwłaszcza, że był że mną Larry, który zresztą usiadł obok mnie i oparł swoją głowę na mojej. Oboje byliśmy zmęczeni, chociaż w gruncie rzeczy nie wiedziałem nawet czym. Zrobienie jednego dobrego uczynku w ciągu dnia to chyba był mój limit, bo serio czułem się wyczerpany, a integracja z innymi ludźmi niż Larry wydawała się dla mnie teraz katorgą, dlatego cieszyłem się, że to z nim mogę teraz tu być.
Przesunęliśmy się pod ścianę, kładąc nogi na długości łóżka. Larry dalej leżał oparty o mój bok, a ja sam zresztą również nieco się w niego wtuliłem. Sam nie wiedziałem czy powinienem, po tym ostatnim pocałunku to już w ogóle nic nie wiedziałem. Pozostało mi chyba tylko żyć na bieżąco, i nie rozmyślać za bardzo nad tym co się stało i co ma się stać.
Bawiłem się rękawem jego bluzy, od czasu do czasu podciągając go do góry i zataczając opuszkiem palca kółeczka wokół jego siniaków. Czułem tak chowlrnie dziwnie ze świadomością, że to nie ja miałem kontrolę nad sytuacją Larrego, że nie mogę zrobić praktycznie nic, by mu pomóc. Byłem bezradny tak jak zawsze, kiedy przychodziło co do czego.
Potrafiłem ułożyć i ustawić swoje życie, potrafiłem pomoc sobie, ale na dłuższą metę nie potrafiłem pomóc nikomu innemu. Nawet jeśli pomagałem, to robiłem to tak płytko i tymczasowo, że aż miałem wyrzuty sumienia.
Chociażby sytuacja z Alissą, co jej po tym jednym spacerze, przez który tylko narobiłem jej nadziei na lepsze jutro? Prawdopodobnie nie zobaczy mnie przez najbliższe kilka tygodni, albo miesięcy. Nie potrafiłem zmienić jej sytuacji rodzinnej, mogłem tylko patrzeć. To samo było z Larrym, nie byłem stanie zrobić nic by ulżyć mu na dłużej i chociaż jakoś stopniowo uwolnić go od bólu.
Dopiero dotyk dużej dłoni na moim policzku jakkolwiek oderwał mnie od moich rozmyślań.
Dałem Larremu obrócić moją głowę w swoją stronę, jedynie chłonąc ciepło jego dłoni. Jego dłoń była w cholerę wielka, praktycznie pokrywała połowę mojej twarzy. Była też szorstka, pokryta w kilku miejsca drobnymi szramami.
Położył swoją drugą dłoń na mojej szyi, zaczynając ją lekko gładzić, a przez moje ciało mimowolnie przeszły zdradliwe dreszcze.
-Co robisz?- spytałem trochę zbity z tropu przez działania mojego przyjaciela. Nie do końca widziałem jak powinienem to odebrać.
Nie żeby takie działania były dla mnie czymś wyjątkowo dziwnym i nowym. W końcu znamy się przez tyle lat, już nie raz się przytulaliśmy czy bez żadnego powodu "głaskaliśmy", ale teraz i tak czułem się inaczej. W ogóle, teraz przy Larrym czułem się inaczej i byłem z tego powodu cholernie zaniepokojony.
Jakby wszytko powoli się rozpadało i zmieniało, mimo że tego nie chciałem. Jakby nagle całe moje postrzeganie wyższego się zmieniło. Niby było tak samo, ale jednocześnie było zupełnie inaczej. Może to w dalszym ciągu była wina tego głupiego pocałunku w wannie? Sam nie wiedziałem, czy to było coś co kiedykolwiek powinno się zdarzyć. Teraz autentycznie znowu się bałem, że to będzie coś co zmieni moją relacje z Larrym i moje życie na zawsze.
I to niekoniecznie na gorsze czy lepsze, bo sam nie potrafiłem niczego określić. Zwyczajnie byłem teraz trochę rozkojarzony, a dotyk Larrego wcale mi nie pomagał, zwłaszcza że pomimo tego że znałem go bardzo dobrze, teraz wydawał się wręcz palący.
-Nie wiem.- odparł po czasie wyższy, biorąc rękę z mojego policzka i zaczął bawić się pasmem moich włosów, jednocześnie dalej jeżdżąc opuszkami palców po mojej szyi.
Powoli robiło mi się duszno, jakkolwiek głupio i dennie by to nie zabrzmiało. Zwyczajnie dotyk Larrego na moim ciele teraz sprawiał, że było mi ciepło. Podejrzewałem, że nawet moja twarz jest lekko zaczerwieniona. Nigdy nie lubiłem swoich rumieńców. Przez całe swoje życie raczej byłem chorobliwie blady, ale gdy już się rumieniłem, robiłem to strasznie intensywnie, a moje policzki pokrywały się wiśniowymi wręcz plamami, i wcale nie wyglądało to uroczo, a bardziej jakbym potrzebował opieki medycznej.
Z cichym westchnieniem w końcu oparłem swoją głowę o klatkę piersiową wyższego, mimowolnie chłonąc jego zapach. Larry pachniał fajkami, co nie było żadnym zaskoczeniem, ale do tego dało się jeszcze wyczuć jakiś nikły aromat farb i tanich perfum. Będąc zupełnie szczerym, niż yt przyjemny zapach, ale z jakiego powodu i tak go lubiłem. Dobrze mi się kojarzył.
Larry ułożył się wygodniej, opierając sie bokiem o leżącą nieopodal poduszkę i pozwolił mi wtulić się w jego ciało. Dalej nie przestawał głodzić mojej skóry, teraz zachaczając jednak również o kark, a jego dłonie co jakiś czas wślizgiwały się pod ten mój nieszczęsny sweter i jeździły po moich ramionach. Ocierały się też o kręgosłup czy zataczały kuleczka palcami wokół moich pieprzyków na górnej partii pleców.
A ja po prostu leżałem, pozwalając mu na to wszytko i nie wiedząc co powinienem myśleć. W mojej głowie teraz była zupełna pustka, a ja czułem się jakbym nie był w stanie skupić się na niczym innym tylko na tym parszywym dotyku.
Do rzeczywistości powróciłem dopiero wtedy, gdy mój telefon zaczął wydawać z siebie irytujący dźwięk przychodzącego połączenia. Zrezygnowany podniosłem się do siadu, krzyżując moje nogi po turecku i spojrzałem na Larrego, wpatrującego się we mnie jak w obrazek święty. Siedział z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem na ustach i sie na mnie gapił, zatrzymując się dłużej wzrokiem na mojej szyi albo zaczerwienionych uszach. Speszony przestałem mu się przypatrywać i spojrzałem na wyświetlacz swojego dalej dzwoniącego telefonu.
Rażące światło trochę mnie oślepiło, ale i tak mogłem bez problemu przeczytać kto ośmielił się zakłócić mój spokój. Pierdol się Travis, nie mam zamiaru od ciebie odbierać, a już na pewno nie teraz.
Odrzuciłem połączenie i rzuciłem telefonem na drugi koniec łóżka, wracając spojrzeniem na Johnsona. Siedział tam gdzie wcześniej, przygryzając swoją dolną wargę.
CZYTASZ
Cigarettes || Sally x Larry
RandomMiasto Edmond w wietrznym stanie Oklahoma od zawsze rządziło się swoimi prawami i kuriozalnymi zasadami. Większość uczniów uczęszczających do placówki nazwanej "Oklahoma Christian High School", szerzej znaną pod potoczną nazwą "Katol" miało wiele ok...