Prolog

626 43 24
                                    

Wiele historii znanych artystów utwierdzało mnie w przekonaniu, że człowiek musi umrzeć, by zostać znanym. Najpierw musisz zniknąć z powierzchni ziemi, stać się bytem niematerialnym, by ktoś spojrzał na twoje prace z innego punktu widzenia. Nie widział w nich tylko czyjegoś widzi-mi-się, sposobu na zabicie nudy. 

Chciałam, by ktoś docenił mnie, pókim jeszcze stąpała po tej ziemi i miała siłę, by powiedzieć coś więcej, niż “Podaj mi szklanę wody”. Moim marzeniem i celem, było uniknięcie takiego scenariusza za wszelką cenę. 

Sztuka była częścią mnie i dzięki niej wiedziałam, po co żyję. Bo bez niej tylko marnie egzystowałam. W moich żyłach zamiast krwi płynęły melodie wygrywane na pianinie przez ojca oraz cichy brzdęk strun gitary. 

Byłam muzyką, a muzyką była mną.

Odkąd tylko pamiętam, to właśnie ona towarzyszyła mi w podróży zwanej życiem.  Najpierw stała się moją najwierniejszą przyjaciółką, kochanką, bratnią duszą, a potem już całym światem. Nikt nie podejrzewał, że to, co tak bardzo kochałam, stanie się moim uzależnieniem, z którego nie dało się wyjść. Z początku niewinna, dziecięca miłość przerodziła się w niezdrową obsesję, od której matka starała się mnie dociągnąć. Bym nie stoczyła się jak mój ojciec. Bym nie skończyła jako nędzarz. 

Miałam wrażenie, że nikt oprócz taty mnie nie rozumiał i postrzegał jako szalonego dziwaka. Bo być może tak było. Ja jednak po prostu chciałam zostać kimś, o kim ludzie będą mówić, znać i podziwiać. Z początku myślano, że to tylko dziecięce marzenie. Przecież każda dziewczynka chciała zostać znaną piosenkarką. Tylko że moje ambicje przewyższały te w wielu przypadkach niemożliwe zachcianki. Byłam zdeterminowana, by walczyć o swoje zwycięstwo. W tym właśnie pomagał mi mój ukochany tata, który został mi tak brutalnie odebrany przez jego nagłą chorobę i śmierć. Wtedy poczułam, że zostałam sama z moją muzyką. Nie miałam już nikogo, kto powiedziałby mi "Uwierz w siebie tak, jak ja wierzę w ciebie. Jesteś w stanie robić to, co tak bardzo kochasz.". Zostałam kompletnie samiutka.

Jednak w końcu pojawiłeś się ty. W najmniej spodziewanym przeze mnie momencie. Kiedy moje życie po raz kolejny zaczęło się psuć, to właśnie ty mnie uratowałeś.

Gdyby nie ty, nie zaszłabym tak daleko. Wciąż tkwiłbym w martwym punkcie, zastanawiając się nad słowami matki i tym, czy rzeczywiście się nadaje. Gdyby nie twoje słowa, byłabym słaba, zlękniona, kompletnie pozbawiona mojego lichego poczucia wartości, które ty za wszelką cenę chciałeś odkopać spod gruzów mojego zniszczonego życia. Wszystko to, co dla mnie zrobiłeś, tworzyło ze mnie coraz to bardziej stabilną konstrukcję. 

Nie kłamałeś, prawda?

To nie były słowa rzucane na wiatr? One coś dla ciebie znaczyły tak, jak one dla mnie.

Gdybym się myliła, to nie pozwól, bym żyła wśród iluzji i omamów. Pozostaw mnie, bym była zdana na siebie i przyzwyczaiła się do tych kłamstw. Uratuj mnie po raz ostatni i odejdź w przeciwną stronę, uchraniając mnie od ponownego bólu. 

Zanim jednak znikniesz za horyzontem, to proszę cię po raz ostatni, zagraj melodię, która gra w naszych sercach. Wyszepcz mi do ucha tekst, który napisałeś tylko dla mnie. Po raz ostatni zagraj naszą piosenkę i odejdź tak, aby, jak najmniej mnie to bolało. Wraz ze sobą zabierz cząstkę starej mnie, by nigdy już nie przypominała mi o tym, kim dla mnie byłeś oraz kim przez ciebie się stałam.

Go away with Our Song.



~0,6k słów x

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz