Rozdział 61. Love Is War.

137 10 51
                                    

Siedzieliśmy w jakimś zapyziałym barze na przedmieściach Leeds. Nic nie słyszałam o tym miejscu, a tym bardziej nie wiedziałam o jego istnieniu. Być może dlatego, że przed dołączeniem do LIW praktycznie w ogóle nie opuszczałam okolic Glasgow, a tym bardziej Szkocji.

Do "Curfew" zaprosiło nas LiLi z Underem na czele. 

Od tego momentu zaczynałam odczuwać ulgę związaną z tym, że nikt z nas nie dostanie jakiegoś zatrucia pokarmowego czy chociażby się nie otruje serwowanym przez barmana alkoholem. W końcu znali tę miejscówkę.

Przydrożny bar przypominał typową męską popijalnię, gdzie mężczyźni ubrani w piłkarskie koszulki, oglądali mecze piłki nożnej, chlejąc na umór piwsko smakujące jak szczyny, wydzierając się przy tym wniebogłosy.

Trwała właśnie przerwa w meczu pomiędzy Leeds United a Fulham. Oba zespoły strzeliły po jednej bramce, co oczywiście nie podobało się miejscowym. Mężczyźni prowadzili między sobą rozmowy na tyle ciche, że udawało mi się wychwycić, że na sali grał również rocka z lat siedemdziesiątych. "Stop Messin' Round" od Fleetwood Mac nie należało może do moich ulubionych kawałków, jednak wciąż było przyjemniejsze niż wrzaski podpitych facetów.

– Jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto miałby tak ciemne, wręcz czarne oczy. Wystarczyło tylko na ułamek sekundy spojrzeć się w nie, by zupełnie dla nich przepaść – mruknął Basil, po czym pociągnął spory łyk Heineken'a.

Valentine, który siedział za perkusistą na parapecie i przy otwartym oknie palił skręta, przewrócił oczami.

– Wydawała się taka mała i krucha, a jednocześnie cholernie stanowcza i odważna.

– Mówisz, że mała? – Parsknął Rory, przyciskając do ust zaciśniętą pięść. – Upewniłeś się, że ma więcej niż szesnaście lat? Bo nie chciałbym mieć za kumpla kogoś, kto startuje do czternastoletnich gówniar.

– We wrześniu skończyła szesnastkę – przeczesał palcami przydługie już czarne kosmyki. – Kurwa, ona jest w wieku mojej siostry!

Sekundę później głowa Casey'a walnęła w drewniany blat.

– I jest zajęta – Graham klepnął swojego przyjaciela w pocieszającym geście w ramię. – Pilnuj się, Bas. Nie lubimy kutasów, którzy podbijają do zajętych lasek.

– Wiem. Jest piękna, inteligentna, poza moim zasięgiem... – zaczął wymieniać.

– Zajęta... – wtrącił Moron, wyrzucając resztkę skręta za okno.

– Czyli absolutnie w moim typie – jęknął żałośnie perkusista, po czym poderwał się do góry i zmierzył gitarzystę surowym spojrzeniem. – Nie tykam się zajętych lasek, a tym bardziej takich, które są w wieku mojej siostry. Bynajmniej nie teraz, kiedy sam zaraz będę mieć dziewiętnaście lat.

– Jeszcze – uśmiechnął się wrednie Val, po czym klasnął w dłonie. – Idę się odlać.

– Dziękujemy za tę cenną informację – fuknęła Taylor, rzucając koledze z zespołu zdegustowane spojrzenie. Wskazała dłońmi na stół i talerz z frytkami. – Ja właśnie jem.

– Nie uduś się przypadkiem.

– Nie zapomnij wyjąć kutasa z gaci – odpyskowała.

Spojrzał na nią prowokująco, a na jego ustach wciąż utrzymywał się żmijowaty uśmieszek.

– Cieszę się, że tak martwisz się o mojego penisa. Wreszcie przeszło ci bycie lesbą, Ove?

– Spierdalaj do tej łazienki – warknął Douglas, opierając się przedramieniem o oparcie mojego krzesła, czym zmniejszył dzielącą nas odległość.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz