Rozdział 57. Łączyła ich silna więź.

71 4 2
                                    

Do: Douglas

Śpisz?

Jest po grubo po pierwszej. Oczywiście, że śpisz.

Każdy normalny człowiek o tej godzinie by spał.

Ale ja nie jestem normalna.

I ty też nie jesteś normalny. Nikt o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się na taką umowę.

No, ale sam się zgodziłeś, więc wiesz...

Jeśli nie śpisz...

Na pewno już nie śpisz. Moje wiadomości pewnie cię obudziły.

Cóż... Mam to w dupie.

Jeśli nie śpisz, zadzwoń do mnie, okej? Chciałabym trochę poćwiczyć. Potrzebuję kilku rad.

Od: Douglas

Ćwiczyć o drugiej w nocy?

Ale ja też nie jestem normalny. Nie obudziłaś mnie. Jeszcze nie położyłem się spać.

Jeszcze nie masz dość, po dzisiejszej, a raczej wczorajszej próbie?

Do: Douglas

Może odrobinę...

Z błąkającym się na mojej twarzy uśmiechem, upiłam spory łyk herbaty i z hukiem odstawiłam kubek na blat kuchenny. Nasza próba przebiegła - na swój specyficzny sposób - w normalnej formie. Trochę na siebie pokrzyczeliśmy, pomarudziliśmy. Ja kilka razy oburzyłam się na blondyna, a on na mnie, rzucając w moją stronę złośliwy żarcik. Normalka. Basil popajacował, dogryzał Grahamowi, broniąc mnie. Veronica starała się zachować względny porządek, prosząc, a nawet czasami błagając, byśmy się uspokoili i kontynuowali próbę. Wykonywała wszystko to, co każda matka grupy.

Tylko że nasza trójka była nieznośnymi, pyskatymi gnojami, którzy nie dość, że byli nieposłuszni to jeszcze kłótliwi i agresywni. No, bynajmniej ja, ponieważ w trakcie ćwiczenia piosenki "Are You Gonna Go My Way" brązowooki przyczepił się do mnie, że źle uderzam w tamburyn i jeśli tego nie słyszę, to ewidentnie słoń nadepnął mi na ucho. Ja tak nie uważałam, dlatego rzuciłam w gitarzystę swoim instrumentem, karząc mu się pierdolić.

Mój telefon leżący na blacie nagle się rozświetlił, a na ekranie pojawiło się powiadomienie o przychodzącym połączeniu wideo od Douglasa. Szybko wygładziłam rękoma swoją koszulkę, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę. Nagle całą powierzchnię ekranu zajmował blondyn z włosami związanymi w niewielką pętelkę oraz grafitowym podkoszulku.

– Hej Ferguson – wymruczał, przystawiając sobie do ust biały kubek z parującą w środku cieczą. – Już się stęskniłaś?

– Oczywiście, umierałam z tęsknoty – prychnęłam, trzepocząc oczami. – Co dobrego masz w kubku?

– Nic, co mogło być dobre – westchnął, słabo się uśmiechając. – Zwykła, czarna kawa, bo nie każdy ma takie supermoce, jak ty i jest w stanie normalnie funkcjonować po niecałych dwóch godzinach snu.

Przez krótki moment milczałam, słysząc jedynie kroki chłopaka na schodach.

– Wiesz, jeśli jesteś zmęczony, to możemy przełożyć to na jutro albo coś... – oznajmiłam cicho, kierując się z kubkiem herbaty w stronę pianina, przy którym miałam już rozłożone kartki z nutami.

– Nie – pokręcił głową i na chwilę zniknął z kadru. Drzwi zaskrzypiały i ciemnooki musiał właśnie wejść do swojego pokoju. 

– Nie chcę przeszkadzać...

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz