Rozdział 56. Nie jesteś gówniana.

108 7 18
                                    

Całą drogę powrotną do samochodu spędziliśmy w kompletnej ciszy. Choć trasa nie była zbyt długa, to wlokąc się, stawiając ciężkie kroki, wydawała się trwać wieczność. Jednie wiatr szeleszczący liśćmi i miejski zgiełk zakłócały ciszę, jaka się pomiędzy nami wytworzyła.

Veronica i Basil poszli w jedną stronę, my w przeciwną. Cała nasza czwórka miała spotkać się w chatce na SS'ach.

Kątem oka spojrzałam na blondyna, który zaciskając usta w wąską linię, wpatrywał się tępo przed siebie, nie patrząc pod nogi. Miałam ochotę zadać mu tak wiele pytań... A pomimo to z mojego gardła nie wydobył się nawet najcichszy dźwięk.

Starałam się poczynić tak, jak ciemnowłosy - skupić się na czymś zupełnie innym, zmienić tor myśli. Zacząć mówić, robić, cokolwiek, byleby uciec od wydarzeń sprzed kilku minut. Tyle że ja tak nie potrafiłam. Chociaż mój wzrok wlepiony był w granatowe niebo przyozdobione mikroskopijnymi świecącymi punkcikami, w żółte światła latarni, które padało na niemalże ogołocone z liści drzewa przy chodniku, to wciąż myślałam o tym, co powiedział mi Basil. Jak naprawdę wyglądało jego życie.

Z całych swoich sił zaciskałam zęby, bylebym znów się nie rozpłakała. Nie mogłam się mazać. Nie byłam przecież beksą. Musiałam pozostać silna i twarda, na jaką się wykreowałam w oczach innych osób już wiele lat temu.

Przed nami ukazał się żółty Jeep Wrangler, którego światła zaświeciły się, kiedy chłopak odblokował go z kluczyka. Nawet się nie oglądając, wślizgnęłam się na siedzenie kierowcy. Automatycznie odwróciłam głowę w stronę okna, przyglądając się kroplom deszczu na szybie, które wciąż na niej pozostały. Usłyszałam szczęk drzwi. Douglas również znalazł się w pojeździe. Nie odpalił jednak samochodu ani nie włączył radia. Po prostu włożył kluczyk do stacyjki.

– Ferguson – zaczął niskim głosem – pasy.

– Hm? – Mruknęłam, nie kontaktując.

– Pasy. Zapnij je.

– Ach, no tak – pokiwałam szybko głową. Jedna ręka zanurzyła się w moich włosach, poprawiając je w zakłopotaniu, a druga skierowała się w stronę pasów. – Przepraszam.

– Za co? – Jego ton wskazywał na zdezorientowanie. Byłam niemalże pewna, że zrobił kwaśną minę, marszcząc przy tym nos oraz ściągając brwi. – Za to, że nie zapięłaś pasów w ciągu piętnastu sekund? Ferguson, co się dzieje?

Bez słowa pomachałam głową na boki. Przecież nic się nie stało.

– Blair Ferguson...

– Douglasie Graham – szepnęłam, odwracając się twarzą w jego stronę.

– Coś. Się. Stało.

– Nic. W porządku – wzruszyłam ramionami i sięgnęłam w stronę radia, by włączyć je. Z urządzenia od razu popłynęły dźwięki "Angel"*

– To nie było pytanie – odpowiedział spokojnie i delikatnie zaczął gładzić palcami moją dłoń, która w tamtym momencie była zaciśnięta w pięść na mojej spódnicy. – Opowiedział ci, prawda?

– Tak – powiedziałam bezgłośnie, nerwowo kiwając głową. – I czuję się tak...

– Okropnie? – Dokończył za mnie Graham. – Bezradnie. Czujesz się wdzięczna za to, że ktoś opowiedział ci najboleśniejszy fragment swojego życia. W sercu czujesz tlące się ciepło, bo ci zaufano. A z drugiej wolałabyś dostać w pysk.

– Dokładnie – nie wiedziałam, co więcej dodać. Choć chciałam zasypać go pytaniami, to nie wiedziałam, jakimi konkretnie. – Jak długo o tym wiesz?

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz