Wytłumaczenie się Veronice i Basilowi nie mogło być przecież takie trudne. Spieprzyliśmy i to oboje, więc musieliśmy ponieść tego konsekwencje. Ja musiałam ponieść je już wtedy. Musiałam powiedzieć im, o co między nami poszło i dlaczego Graham nie był już częścią mojego LIW. To był chyba pierwszy raz, kiedy nie chciało mi się już kłamać. Byłam już tym zdecydowanie zmęczona. Wędrówka przez las, kiedy mroźny, październikowy wiatr smagał moje policzki, widocznie dobrze mi zrobił. Świeże powietrze oczyściło mój umysł i dzięki temu, udało mi się podjąć dobrą decyzję. Chyba. Wilgotne od deszczu, który padał o poranku, liście przyjemnie dla ucha chlupotały pod moimi glanami. Już z oddali widziałam światło, które paliło się w starym domku. Mimo wszystko nie mogłam doczekać się kolejnej próby, na której mieliśmy ćwiczyć nowy utwór, od którego w pewnej części zależało, czy przejdziemy dalej. Gdyby nie przeraźliwe zimno, uznałabym, że droga do miejscówki LIW była naprawdę bardzo przyjemna. Cóż, do czasu. Moje rozkoszowanie się samotnością zostało przerwane przez ujrzenie blondyna, którego w ostatnim czasie wyjątkowo nie chciałam widzieć.
Jego wysokie i smukłe ciało odziane w ciemne i skórzane ubrania, było tyłem dociśnięte do chropowatego i porośniętego mchem starego drzewa. Jego głowa odziana w czarną beanie, spod której wystawały rozwiane kręcone, blond kosmyki była zwieszona. Opierał się zgarbiony i ściskał naprzemiennie swoje dłonie w nadgarstkach. Zachowywał się dość dziwnie, nawet jak na niego. Postanowiłam podejść do niego i sprawdzić, czy wszystko w porządku, chociaż jego zachowanie na to ewidentnie nie wskazywało. Dopiero podchodząc do niego na odległość trzech metrów, zauważyłam, że czarny futerał na gitarę był rzucony w stertę liści kilkadziesiąt centymetrów od niego.
– Graham? Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, stając metr od niego. Podniósł wzrok, a jego twarz była przeraźliwie blada. – Co się stało?
Chłopak z cichym westchnięciem schował ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki pilotki i ponownie wbił wzrok w mokre liście.
– Odezwij się, bo zestresowałam się – zarządziłam, patrząc na niego groźnym wzrokiem. – Graham, do cholery!
– Uspokój się, chce pobyć sam.
– Dlaczego przyszedłeś tutaj? – Chyba zabrzmiałam z lekka pretensjonalnie, ponieważ blondyn posłał mi zdezorientowane spojrzenie. Nie chciałam, by to tak zabrzmiało. – To znaczy... Po co?
Czemu, do cholery, nie potrafiłam się wysłowić?!
– Przyszedłem na próbę – wychrypiał, a moje serce zabiło mocniej.
– Jak to? – Wydukałam. Dlaczego? Po tym wszystkim, co mu zrobiłam, on wciąż kurczowo się mnie trzymał. Nie rozumiałam tego.
– Ferguson, ja dotrzymuje słowa. Nasza umowa miała się skończyć razem z naszym odpadnięciem, a nie jakimś twoim fochem. Znam cię nie od dziś i wiem, jak się zachowujesz. To, że jesteś porywcza i nie umiesz czasami ugryźć się w język, to nie jest żadną nowością. Wybaczam ci – zaśmiał się lekko, spoglądając na mnie spod swoich długich, czarnych rzęs.
Poczułam nieprzyjemny przewrót w brzuchu oraz gulę, która nagle pojawiła się w moim gardle. Coś złego działo się z moim ciałem i musiałam temu jak najszybciej zapobiec.
Przyszedł, pomimo że nie czuł się dobrze.
– Nie potrzebuję twojego wybaczenia ani twojej litości – założyłam ręce na piersi, próbując udawać obrażoną. – Jeśli myślisz, że zgodzę się na to, a ty później na każdym kroku będziesz mi to wypominać, to odpuść i spadaj.
Podniosłam z ziemi ciemny, materiałowy futerał i postawiłam go obok chłopaka.
– Nie będę, obiecuję – uśmiechnął się słabo. Był tak cholernie blady, że aż mnie to przerażało.
CZYTASZ
Go away with Our Song [wolno pisane]
Teen FictionBlair Ferguson zapragnęła spełniać swoje marzenia. Chciała udowodnić sobie oraz innym, że jest warta więcej, niż mogłoby się wydawać. Nic nie mogło jej zniechęcić a tym bardziej powstrzymać. Była nawet w stanie zmanipulować i zawrzeć układ z chłopak...