Rozdział 44. Jedno "kocham cię" załatwiłoby wszystko!

189 14 25
                                    

Siedziałam oparta o zimną ścianę na korytarzu na oddziale onkologicznym, zastanawiając się, czy to, co robię ma w ogóle jakiś sens? Nie wiedziałam, czy byłam gotowa tego dnia na tę rozmowę. Czy w ogóle będę?

Zbyt często dawałam ponieść się emocjom, które przysłaniały mi nawet okruchy zdrowego rozsądku i racjonalnego myślenia. Obiecałam sobie, że już tutaj nie wrócę, a jednak po raz kolejny to zrobiłam.

Nawet sama nie potrafiłam dotrzymać danego samej sobie słowa. To było cholernie żałosne.

Z drugiej strony, jednak miała nadzieję, że pierwsza od ponad dwóch lat szczera rozmowa z Sebastianem przyniesie jakiś pozytywny dla mnie skutek. Musiałam się dowiedzieć prawdy. Należała mi się.

Zebrałam z płytek swoje zmarznięte ciało i ruszyłam w stronę przeszklonych drzwi do sali, w której niegdyś leżał mój ojciec, a potem mój były chłopak. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam za klamkę. Do moich nozdrzy dotarł ten charakterystyczny zapach szpitalnych chemikaliów oraz środków do dezynfekcji. Na karku włoski stanęły mi dęba, kiedy przypomniało mi się, że Douglas już kilkanaście dni wcześniej pachniał jak szpital. Nawet tego jego wstrętne, duszące perfumy nie mogły zabić tego smrodu.

Jaka ja byłam głupia – strzeliłam sobie mentalnie w czoło. – Tak niewiele było potrzebne, by złożyć wszystko w logiczną całość, dzięki której uniknęłabym tylu nieprzyjemności, jakie wyniknęły między mną a młodszym z braci Graham.

Weszłam w głąb sali. Jedno łóżko było puste, na drugim zaś leżała trupio wyglądająca postać. W żadnym stopniu nie przypuszczałabym, że ten leżący na łóżku kościotrup z pożółkniętą skórą były chłopakiem, który jeszcze nie tak dawno temu żył pełnią życia, by spełniać swoje marzenia. Swoim mętnym wzrokiem wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że po moich plecach przeszły dreszcze. Zamknął notes, który leżał na jego kolanach i zrzucił go na podłogę.

– Co ty tutaj robisz?

Szczerze? To już nie miałam bladego pojęcia.

– Przyszłam – odchrząknęłam, by oczyścić gardło.

– Powiedział ci – oznajmił, drapiąc się po łysym czole.

– W pewnym sensie – charakter naszej konwersacji niezwykle mnie denerwował. Co jakiś czas przerywaliśmy ciszę krótkimi, sztywnymi zdaniami. To było cholernie żałosne. – Co to jest?

Kiedy wskazałam na niego palcem, ten tylko przewrócił oczami.

– A czego możesz się spodziewać po oddziale onkologicznym? Zawału serca? – Wzruszył ramionami i założył ręce na piersi, próbując strugać z siebie ważniaka.

– Co to za rak? – Ja również skrzyżowałam ramiona. Próbowałam przybrać tę samą pozę, by wyrazić, że w sumie to w ogóle to mnie nie rusza. Po prostu stoję sobie na luzie. – Odpowiedz.

Na wydane przeze mnie polecenie chłopak uniósł do góry łuki brwiowe, aż skóra na czole się pomarszczyła.

– Jeśli mi sam tego nie powiesz, to zajrzę w kartę, która wisi przy twoim łóżku. Wyczytam z niej dosłownie wszystko i stan twojego zdrowia nie będzie już twoją tajemnicą.

– Nowotwór złośliwy wątroby – odwrócił wzrok i zaczął wgapiać się w białą ścianę.

Na moment mnie zamurowało. Nie mogłam ruszyć żadną kończyną. W ustach nagle potwornie mi zaschło, a w uszach zaczęło piszczeć.

– Miałeś przeszczep wątroby, prawda? – Spytałam, skacząc wzrokiem po przeróżnych przedmiotach, byleby nie spojrzeć mu w oczy. – Jeszcze nie wszystko stracone. Możesz przeżyć nawet pięć lat, a to...

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz