Rozdział 4. Wszystko miało swoje znaczenie.

303 23 16
                                    

Godzina eliminacji zbliżała się nieubłaganie. Im bliżej byliśmy występu, tym bardziej się stresowałam, byłam mniej pewna, a w mojej głowie była pustka. Żadnej melodii, chociażby zdania z tekstu, jakiegokolwiek momentu, który pozwoliłby mi wystąpić. Do tego ten pieprzony Douglas, który nigdy nie potrafił przyjść na czas! Byłam pewna, że nawet na swój pogrzeb by się spóźnił! Niczego tak bardzo nie chciałam w tym momencie, jak tego, by chłopak pojawił się za kulisami. Nie mówiłam o rzeczach niemożliwych, jak przyjściu dwie minuty wcześniej, ale na czas!

 A może on po prostu mnie wystawił? Tak, napewno mnie wystawił, to totalnie w jego stylu.

Czego ty się głupia spodziewałaś? Że nagle Douglas Graham zacznie być dla ciebie miły, zacznie z tobą współpracować i będzie zupełnie innym człowiek? Idiotka.

Ręce trzęsły mi się z nerwów. Nie dość, że miałam zupełną pustkę w głowie, to do tego blondyn mnie wystawił. Świetnie! Po prostu świetnie!

Mieliśmy numerek 46, także zostały tylko dwa występy przed naszym. Nie zdąży.

Jak tylko go spotkam, to uduszę go, przysięgam! Uduszę, poćwiartuję, jego przebrzydłe cielsko wyrzucę do śmietników, żeby bezdomne koty się pożywiły. Niech chociaż one mają z niego pożytek – mówiłam sobie w myślach.

Nagle do pomieszczenia wpadł zdyszany Douglas, a za nim wysoki brunet i różowowłosa dziewczyna.

– Czy my do cholery żyjemy w średniowieczu, że twój gołąb albo posłaniec nie zdążył przynieść mi wiadomości na czas?! Żyjemy w XXI wieku! Mógłbyś wysłać mi SMSa, że się spóźnisz, masz przecież mój numer telefonu! Ja tu od zmysłów odchodzę i mam ochotę cię poćwiartować, a ty przychodzisz sobie raptem teraz! – Krzyknęłam, wymachując rękoma. Wreszcie moje słowa wydobyły się na zewnątrz.

– Wiesz, zawsze mogę odwieźć Basila z powrotem na pociąg. Może jeszcze złapie jakiś powrotny do Liverpoolu, a Vera wrócić do siebie na chatę – warknął.

Vera Butler była niebieskooką dziewczyną, o długich różowych włosach, na których często zaplątała pojedyncze warkoczyki. Przewyższała mnie o głowę, zapewne przez te ogromne czarne glany, które wtedy ubrała. Czarny golf, koszulka z logiem zespołu AC/DC, krótka ciemna spódniczka, kabaretki i podkolanówki w bordowym kolorze. Do tego jej szczupła sylwetka. Vera wygrała życie. Niedość, że była ładna, dobrze się uczyła, była bogata, grała na wielu instrumentach, to jeszcze była lubiana przez większość naszej szkoły. Widziałam ją często, kiedy chodziła po korytarzach razem z Grahamem i jeszcze kilkoma jego kolegami. Nigdy nie podchodziłam, aby z nią pogadać, ponieważ po prostu bałam się, że wyśmieje mnie. Zawsze uważałam, że wyśmianie kogoś, kiedy jest sam, a druga osoba w grupie znajomych jest okropne.

Za dziewczyną stał chłopak z czarnymi kręconymi włosami, które wpadały mu do jego szafirowych oczu, a w nosie miał czarny kolczyk. Był odrobinę niższy od Douglasa, co i tak wciąż czyniło go wysokim. Ubrany był w ciemnogranatową bluzę z kapturem, grafitowe jeansy z różnymi dziurami i łańcuchami oraz czarne trapery. Kojarzyłam go jedynie z tego, że grał kiedyś w zespole razem z blondynem i Verą. Nie był stąd, więc dlaczego ciągnął go na głupi występik?

– Ferguson, to jest Vera Butler i Basil Casey. Pomogą nam w konkursie – oznajmił blondyn, wskazując głową na dwójkę nastolatków.

– Jasne, wszystko świetnie i pięknie, ale już mamy wpisane osoby do papierów. Jak niby wkręcimy jeszcze dwie osoby? – Zapytałam, przyglądając im się bardzo uważnie. Wszyscy byli do siebie w pewien sposób podobni. Ubierali się w podobnym stylu, grali razem w zespole. Ich charaktery mocno od siebie się nie różniły, każdy z nich na pierwszy rzut oka wydawał się zimny, oschły, niezbyt przyjemny. Z daleka biła od nich arogancja oraz duma. Owszem, sama niewiele różniłam się od nich charakterem, ale miałam wrażenie, że ludzie dowiadywali się o tym dopiero, kiedy bliżej mnie poznawali. To, kim byłam można było dostrzec dopiero po chwili, ponieważ nigdy nie wydawało mi się, bym od zawsze była zimną suką, jaką z siebie robiłam. Nie były to moje naturalne zachowania, a ja nie zawsze czuwałam nad tym, by cały czas na mojej twarzy gościła obojętność oraz lekkie zblazowanie.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz