Rozdział 47. Zakochana złośnica.

144 11 27
                                    

Śmiech Basila rozniósł się po całym mieszkaniu. Obijał się o ściany i trafiał do moich uszu. Odrywając się od Douglasa, na ustach poczułam chłód, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałam. Z prędkością światła odsunęłam się od blondyna i oparłam się o blat, stając obok niego. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na moich przyjaciół, którzy z wymownymi uśmieszkami powoli, praktycznie niezauważalnie kręcili głowami.

– Chyba nie będę oczekiwać żadnych wyjaśnień – parsknęła Veronica, rozpinając swoją czarną bluzę ze szkieletem.

– Nawet byś ich nie otrzymała – wzruszyłam ramionami, próbując przybrać pokerową minę.

– Tej sytuacji nie da się już wytłumaczyć, moja droga – oznajmił Bas, przedrzeźniając moje ruchy. Przez ułamek sekundy stał poważny, a potem ponownie zaczął chichotać pod nosem.

Popatrzyłam na Grahama, szukając w nim wsparcia. Nie wstydziłam się ani nie żałowałam tego, że całowałam się z Douglasem, bo to było niesamowite uczucie. Jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwałam aż tak intensywnych motyli w brzuchu. Po prostu czułam się trochę dziwnie przed naszymi znajomymi. Oni nie wiedzieli tyle, co my o nas. Chyba przestało być tajemnicą to, że z Grahamem nie byliśmy już wrogami. Lubiliśmy się, a naszą drogę dokładnie obserwowali nasi przyjaciele. Okłamywanie ich, że wszystko wciąż jest takie samo, jak na początku miesiąca nie miało najmniejszego sensu. I tak by nie uwierzyli.

A Douglas po prostu stał z przylepionym do twarzy uśmiechem.

Och, ty tak serio?

To oznacza, Blair, że ty też musisz zacząć się uśmiechać – pomyślałam, po czym zaczęłam unosić delikatnie kąciki ust do góry.

– Jak długo? – Spytała Vera, siadając na jednym z krzeseł barowych.

– Co "jak długo"? – Zmarszczył brwi ciemnooki.

– Jak długo ze sobą kręcicie? To aż takie ciężkie do wywnioskowania, Dou? – Basil, starał się hamować swoje głupie uśmieszki, jednak cholernie ciężko mu to wychodziło.

– My ze sobą nie kręcimy – powiedziałam twardo i odwróciłam się do nich tyłem, by zalać kubki gorącą wodą, która właśnie się zagotowała.

– Jednorazowa akcja – dopowiedział Douglas.

W ciągu tej godziny.

Ta, no jasne – mruknęła różowowłosa. – Wierzę, bo muszę.

– Herbaty? – Zagadnęłam, zmieniając temat i wskazując na czajnik, z którego buchała para.

– Ja zawsze chętnie skorzystam – zawołał Casey i podszedł do jednej z szafek kuchennych, by wyciągnąć z niej kubek z logiem Batmana. – I żeby była jasność, tą herbatą wcale nie odciągnęłaś nas od wcześniejszego tematu. Co więcej, my i tak wiemy wszystko doskonale dobrze i wy okłamujecie nie nas, a samych siebie.

– Basil, zobacz czy cię nie ma w salonie, co? – Zagadnął blondyn.

– Pierdol się – ciemnowłosy wystawił w stronę swojego przyjaciela środkowy palec.

– Ty również – ze sztucznym uśmiechem odwzajemnił się mu tym samym.

Potem chłopcy zaczęli przegrzebywać każdą kuchenną szafkę. Co jakiś czas wyciągali z nich przekąski albo miski. Oczywiście przy każdej otworzonej paczce, Casey musiał podkradać kilka precelków, cukierków oraz żelków. 

– Czyja dzisiaj kolej na wybieranie filmów? – Wybełkotał niebieskooki, wrzucając sobie do ust garść kwaśnych Skittlesów.

– Moja! – Zeskoczyła ze stołka Butler. 

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz