Rozdział 51. Moja miłość nie jest warta twojego czasu.

136 10 44
                                    

Uczenie się w nocy było niezwykle przyjemne. Mogłam wyłączyć główne światło, a zapalić lampki rozwieszone na ścianie, które świeciły żółtym światłem. Na biurku oraz półce z książkami i innymi duperelami rozpaliłam zapachowe świeczki, przez co mój pokój wypełniony był mieszanką przeróżnych zapachów. Od jabłkowego ciasta, dyni z cynamonem, przez czekoladowe ciasteczka, aż po owoce leśne i wanilię.

Wdychałam do swoich płuc to powietrze tak intensywnie, że aż w pewnym momencie zaczęłam się nim dusić. Wtedy byłam zmuszona zgasić kilka z nich.

Pomiędzy podręcznikami do matematyki, biologii, angielskiego i fizyki stał mój ulubiony kubek - ten w kształcie głowy Jack'a z "Miasteczka Halloween". W środku znajdował się Earl Grey z plasterkami jabłka oraz goździkami.

Gorący prysznic oraz mój gruby, biały sweter nie wystarczyły, by porządnie mnie rozgrzać po totalnym przemoknięciu.

Zawzięcie wpatrywałam się w laptopa, w którym jakiś gość z Indii tłumaczył mój ostatni temat z matmy. Nie wiedziałam, czy ja byłam taka tępa, że nie rozumiałam zupełnie tego, co mówił na lekcji nauczyciel, czy może to z osobą wykładającą był jakiś problem, skoro potrzebowałam filmików z YouTube'a.

Obstawiałam bardziej to drugie.

Jako, iż nie potrafiłam skupić uwagi na jednej konkretnej rzeczy, to w tle na Spotify leciała muzyka. 

Chyba to wpływało na efektywność mojej pracy. A raczej jej brak.

Gwałtownie potarłam twarz, by spróbować się wybudzić ze snu, który mnie ogarniał. To był właśnie minus uczenia się w nocy. Cały ten spokojny klimacik i nastrój pryskały, kiedy po raz enty ziewnęłam.

No dalej, nie usypiaj. Została ci jeszcze kupa roboty – próbowałam się zmobilizować do działania.

Wtedy po raz kolejny ziewnęłam.

Odsunęłam na bok wszystkie książki i zeszyty aż o mało nie przewróciłam kubka. Ułożyłam głowę na chłodnym drewnie, uważając by kropelki wody z moich umytych włosów, nie poplamiły kartek.

Zatrzymałam tutorial - zostało mi jeszcze czternaście minut.

Spojrzałam na zegar, który wyświetlał się w rogu ekranu laptopa.

Sześć minut po północy.

Zamknę oczy tylko na chwilę. Na krótką chwilę – postanowiłam. – Pięć minut relaksu na zregenerowanie się i wrócę do odrabiania matmy.

Koło mojego ucha zawibrował telefon. Pewnie to budzik, który nastawiłam – pomyślałam i po omacku próbowałam zlokalizować telefon, by go wyłączyć. Dość nieudolnie złapałam telefon i ściskając go w dłoniach, przybliżyłam go do twarzy. Od razu zostałam oślepiona przez jasność ekranu.

– Boże – jęknęłam, zasłaniając oczy. Na oślep zastopowałam budzik. Przeciągnęłam się z lekkim jęknięciem i odrzuciłam komórkę na bok. – Jeszcze minutka.

Pięć sekund ciszy.

Dziesięć sekund ciszy.

Dwanaście sekund ciszy.

Ja chyba w ogóle nie nastawiałam budzika.

– Ej, Ferguson? Jesteś tam? – Zdawało mi się, że słyszę głos Douglasa.

Ale na pewno musiało mi się przesłyszeć. To pewnie moja głowa wariowała. Ostatnio zbyt dużo czasu spędzałam z blondynem. Dodatkowo byłam przemęczona.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz