Rozdział 36. Pomimo wszystko.

196 16 16
                                    

Srebrne szpilki należące do Very głośno odbijały się na kostce brukowej, kiedy szybkim krokiem szła przed nami. Ręce machały jej do przodu i tyłu tak, jakby należały do jakiejś szmacianej lalki. Razem z blondynem posłusznie podążaliśmy za nią, próbując zgubić jej za którymś z zakrętów. Narzucone przez różowowłosą tępo było dość szybkie, przez co moje nogi na wysokich butach ledwo co dawały radę. Prosiłam wszystkie możliwe bóstwa, by w najmniej spodziewanym przeze mnie momencie moja kostka nie przekręciła się w dziwny sposób. Nie chciałam skręcić sobie kostki, kiedy byliśmy już praktycznie na finiszu z konkursem. Zostało już tak niewiele.

Veronica zniknęła nam z pola widzenia, a potem usłyszeliśmy szczęk szklanych drzwi. Jeszcze bardziej przyśpieszyliśmy. Blondyn wyprzedził mnie, a potem usłyszałam charakterystyczny odgłos zawiasów. Chłopak wpatrywał się we mnie, przytrzymując drzwi. Niewielkim uśmiechem podziękowałam za przepuszczenie w nich i weszłam do środka, a zaraz za mną Graham. Odór gorącego powietrza wypełnionego aż po brzegi potem po raz kolejny dotarł do moich nozdrzy. Gdybym tylko miała taką możliwość, to zapewne założyłabym sobie na nos spinacz do prania.

Z głośników, które dostawiono, by było ich aż sześć, dudniła głośna muzyka. Już po tej krótkiej chwili miałam dość tego hałasu, przez który zaczynały boleć mnie uszy. Byłam pewna, że po tym balu większość z gości będzie musiała udać się do laryngologa.

– Gdzie on, do cholery, jest?! – Krzyknęła rozeźlona Butler, a jej rozbiegany wzrok w ciągu sekundy po raz kolejny okrążał salę w poszukiwaniu ciemnowłosego. – Miał przecież siedzieć przy stole i na nas czekać!

Dziewczynie ewidentnie nazbyt często włączał się tryb "nadopiekuńczej mamuśki" grupy.

– Może wyszedł do łazienki? – Zapytałam, stając na palcach. Również chciałam pomóc w poszukiwaniach niebieskookiego. Nie mógł przecież rozpłynąć się w powietrzu w ciągu kilku krótkich minut.

– Pójdę sprawdzić – wtrącił Douglas, po czym szybko zniknął w głębi korytarza obok nas.

– On się zachowuje gorzej niż trzyletnie dziecko! Mówisz mu: nie ruszaj się, a on i tak ma to w dupie! Powiedział przecież, że zaraz zaliczy zgona roku, nie mógł...

Różowowłosa panikowała, nie mogła ustać w miejscu. Jej kolano drgało pod materiałem sukienki. Jako jedyna chciałam zachować względny spokój, by panika doszczętnie nie zamieniła mojego zdrowego rozsądku w papkę.

– Stara, ochłoń. Basil to dorosły facet, da sobie radę. Zaraz pewnie się znajdzie.

– Jak jest najebany to nie myśli racjonalnie! Jest bardziej niewinny od niemowlaka! – Jęknęła zrozpaczona. Słyszałam, jak pod koniec zdania jej głos się łamie.

Jasna cholera.

Casey, co ty najlepszego zrobiłeś?

Coś było nie tak. Z Basilem, Veronicą i Douglasem. Nie chcieli mi o czymś powiedzieć albo po prostu lubili bawić się ze mną w pierdolone zgadywanki.

– Co się dzieje z Basem? – Zapytałam twardo, przekrzykując muzykę. Widząc, jak dziewczyna próbuje ociągać się z odpowiedzią, ponagliłam ją. – Casey jest teraz też moim przyjacielem. Mam prawo to wiedzieć.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie teatralne, głośne westchnięcie.

– Nie jest z nim najlepiej. Zupełnie odłącza mu się mózg, kiedy stężenie alkoholu we krwi przewyższa dwa promile. Albo jest na totalnej fali i zachowuje się jak król życia, albo jest na totalnym dnie, nie wie, kim jest, dlaczego w ogóle żyje. Z dwojga złego wolałabym w tym momencie to pierwsze – powiedziała niebieskooka, pocierając oko.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz