Rozdział 43. Mój plac zabaw.

165 12 14
                                    

Będę czekać, aż zbierzesz siły na rozmowę. Nie chcę w taki sposób tego kończyć. W razie czego wiesz, gdzie mieszkam.

Najnowszego SMSa od blondyna czytałam już chyba piętnasty raz i powoli zaczynałam znać go na pamięć. Pomimo to nie rozumiałam jego słów, jakby były one co najmniej napisane po łacinie. Albo po prostu nie chciałam ich zrozumieć.

Od: Vera

JAK MI ZARAZ, KURWA, NIE ODPISZESZ, TO CI ZROBIĘ TAKĄ JAZDĘ, ŻE TWÓJ DOM BĘDZIE NADAWAŁ SIĘ JUŻ JEDYNIE DO ROZBIÓRKI!!!

KOCHAM CIĘ, LASKA, ALE JESZCZE NIC MNIE TAK NIE WKURWIŁO. NAWET CASEY.

ALBO ZADZWOŃ.

Proszę.

Razem z Basilem się martwimy.

Blair??

Do: Vera

Daj mi dziesięć minut, okej? Tylko wyjdę z domu, bo nie chce rozmawiać o tym w  obecności mamy.

Z prędkością światła włożyłam na siebie czarną bluzę z kapturem i pierwsze lepsze jeansy, które nie wyglądały, jakby przeżuł je pies. Swoje potargane włosy związałam w niski, niedbały supeł. Do kieszeni wsadziłam paczkę papierosów i kartę miejską.  Wyszłam z pokoju, by w korytarzu założyć trampki i kurtkę.

– Wychodzę! Nie wiem, kiedy wrócę! – Krzyknęłam w stronę kuchni.

– A sprawdzian z matmy?

– Jest za jakieś dwa tygodnie! – Przyznałam się do kłamstwa i wybiegłam na zewnątrz.

Wszędzie było pełno kałuży, a z drzew skapywały resztki deszczu. Nie była to najprzyjemniejsza pogoda do spędzania czasu na dworze, ale potrzebowałam świeżego powietrza.

Nie miałam pojęcia, gdzie pójść. Wydawało mi się, że każde z miejsc dobrych do rozmowy przez telefon będzie pełne ludzi, a ich niekoniecznie chciałam wtedy widzieć. Do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Słuszne było moje założenie, że mój plac zabaw będzie pusty. Chwyciłam za klamkę furtki, jednak ta ani drgnęła.

– No chyba żartujesz sobie! – Spojrzałam w górę na chmury. – Muszę tutaj wejść.

Z całej siły pchnęłam ją jeszcze raz do przodu, aż rdza odskoczyła od metalu. Potem jedynie cicho zaskrzypiała, pozwalając mi dostać się do środka. Długa, żółta trawa moczyła mi nogawki spodni oraz buty. Starłam się robić jak największe kroki, by dostać się do altanki w kształcie lokomotywy. Dość wiele ryzykowałam, ponieważ wyglądała na porządnie przeżartą przez korniki. Obawiałam się, że kiedy tam usiądę, to wszystko zawali mi się na głowę. Zaryzykowałam. Nic na szczęście się nie stało. Włączyłam telefon, a następnie w spisie kontaktów wyszukałam numer różowowłosej. Nacisnęłam ikonkę słuchawki. Nie minęło nawet pięć sekund, a Butler odebrała połączenie. To było natychmiastowe. Wiedziałam, że dziewczyna szybko odbierze, jednak nie wiedziałam, że będzie to kwestia kilku sekund.

– Możesz włączyć FaceTime? Tak wygodniej mi się rozmawia, wiesz, to taka namiastka rozmowy face to face.

– Bez problemu.

Nacisnęłam na ekran telefonu w odpowiednim miejscu i już po krótkiej chwili moje oczy ujrzały Verę oraz Basila, którzy siedzieli przy biurku w jej pokoju. Cóż, domyślałam się, że była to sypialnia dziewczyny, ponieważ powątpiewałam w to, by Casey mógł mieć zawieszoną nad łóżkiem flagę lesbijek.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz