Rozdział 64. Chciał to wszystko przeżywać, jakby był tam z nami.

85 5 1
                                    

Dopadłam do drzwi łazienki i kilkukrotnie walnęłam otwartą dłonią w drewnianą płytę.

Odpowiedziała mi cisza.

Ubrania, które mu zostawiłam, wciąż leżały nietknięte na podłodze, a po domu roznosił się dźwięk włączonego prysznica i uderzających o szybę kropli wody.

– Douglas! Douglas, wszystko w porządku? – Krzyknęłam spanikowana, ponownie waląc w drzwi. – Graham?! Kurwa, Graham, odezwij się!

Prąd przeszedł przez całe moje ciało i sparaliżował mnie strach. Stałam jak słup soli, a jedyny ruch, jaki byłam w stanie wykonać, było walenie do drzwi i krzyk. Inne czynności były dla mnie niemożliwe do wykonania.

– Dou, odezwij się, proszę! – Trzykrotnie uderzyłam w drzwi tym razem pięścią. – Jeśli w ciągu pięciu sekund nie otworzysz mi drzwi, to wejdę do środka!

W duchu modliłam się, by drzwi nie były zamknięte. Jednakże szanse na to były niewielkie, wręcz znikome.

Drżącą dłonią chwyciłam klamkę i nacisnęłam na nią. Ku mojemu zdziwieniu nie stawiała ona oporu, a drzwi zaczęły otwierać się do wewnątrz. Na drżących nogach zrobiłam dwa niewielkie kroki do przodu, by znaleźć się w pomieszczeniu.

W pierwszej chwili poczułam, jak na moje policzki wkrada się wstydliwy rumieniec i automatycznie zamknęłam oczy. A co, jeśli mi się coś przesłyszało? Co, jeśli mój mózg płatał mi figle, a chłopak nie słyszał mnie przez lejącą się wodę? Wpakowałam się mojemu kumplowi z zespołu do łazienki, kiedy ten brał prysznic.

Cholera.

Już miałam się cofnąć, kiedy przypominało mi się, że ten sam kumpel z zespołu, któremu właśnie wpakowałam się do łazienki, rozdziewiczył mnie.

On widział mnie nago, a ja jego. Każde z nas widziało u drugiego każdy, ale to każdy skrawek ciała. Nawet ten najbardziej intymny.

Kiedy tylko delikatnie uchyliłam powieki, poczułam, jakby ktoś uderzył mnie tępym narzędziem w tył głowy. Moje gardło zacisnęło się w ciasny supeł, a nogi zaczęły trząść się jakby były z galarety.

W lustro - a raczej w jego pozostałości - nieobecnym wzrokiem wpatrywał się Douglas. Jego mokre włosy przykleiły mu się do czoła, policzków oraz karku. Oczy miał przekrwione i lekko zasnute mgłą. Ciało pokryte było niestartymi kroplami wody, które spływały po jego ciele, urywając się i wsiąkając w ręcznik luźno obwiązany wokół bioder.

Palcami wpił się w umywalkę, po której ściance spływała krew z jego poranionych knykci.

– Douglas! – Rzuciłam się w jego stronę i natychmiast odkręciłam wodę i podstawiłam pod nią dłoń chłopaka. – Co tu się, do jasnej cholery, stało?

Nie odezwał się nawet słowem. Nie spojrzał na mnie. Wciąż wpatrywał się w potłuczone lustro.

Kiedy skończyłam obmywać mu rany, zaciągnęłam go w stronę toalety i stanowczym ruchem sprawiłam, że ten usiadł na opuszczonej klapie jak na krześle.

– Co się stało? – Zapytałam, kucając przed nim. – Powiedz mi, proszę cię.

Mocniej zacisnął szczękę.

– Douglas, porozmawiaj ze mną.

Z głośnym świstem wypuścił z nosa powietrze.

On – wychrypiał, spoglądając na mnie spod rzęs. – Widzę go.

– Gdzie? – Musnęłam palcami jego przedramię.

– Ilekroć patrzę w lustro. Za każdym razem, gdy patrzę na swoją twarz, czuję się, jakbym patrzył na tę należącą do niego, Blair.

Go away with Our Song [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz