Krystian
Olgierd wyszedł, a ja spojrzałem tylko na zamykajace się za nim drzwi, sam już nie wiedziałem czego ja tak naprawdę chcę. Z jednej strony chciałem, żeby tutaj teraz był, potrzebowałem go jak nigdy ale z drugiej strony chciałem być sam. Byłem zły, wstałem, niewiem co we mnie wstąpiło, ale zacząłem przewracać mieszkanie do góry nogami, nie chciałem dłużej już patrzeć na te wszystkie zabawki i ubrania Adasia. To wszystko przypominało mi tą tragedię. Usłyszałem pukanie do drzwi, myślałem, że to Olgierd alebto tylko sąsiad, musiałem się go pozbyć...
- Czego pan chce!?
- mogę jakoś pomóc?
- Pomóc!? Dziecko mi zabili! Żona mnie zostawiła, a Pan pyta czy może Pan pomóc!? - spojrzał na mnie, wyglądało na to że nic nie wiedział
- Przepraszam, ale nie wiedziałem... tymbardziej może mogę jakoś pomóc?
- Nie! Niech pan już najlepiej wraca do siebie! - Wyciągnąłem z szafki butelkę wódki, wtedy wydawało mi się to najrozsądniejszym wyjściem, zacząłem pić, piłem cały czas przeglądając na telefonie zdjęcia szczęśliwej rodziny... mojej rodziny. Dlaczego ja do tego dopuściłem? Jak mogłem nie zadbać o ich bezpieczeństwo? Nie znałem odpowiedzi na te pytania, ja już nie wiedziałem nic, chciałem zniknąć. Po kilku kolejnych minutach zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością, wszystkie problemy nagle zniknęły i nawet niewiem kiedy to się stało. Kiedy szukałem kolejnej butelki wódki, zadzwonił mój telefon, to był Olgierd, nie odebrałem...bo gdybym to zrobił to on pewnie by się wszystkiego domyślił. Położyłem telefon na szafce i piłem dalej, niechciałem przestawać, czułem się dobrze, aż za dobrze. Koło północy postanowiłem się przejść, przez kilka kolejnych godzin chodziłem najpierw po parku, a potem trafiłem nad Wisłę. Była noc, cisza, nikogo nie było dookoła. Usiadłem nad brzegiem i otworzyłem butelkę wódki, zacząłem znów pić wpatrując się w płynącą wodę. Łzy płynęły mi po twarzy, nie było mi zimno mimo początku zimy...