PROLOG

24 0 0
                                    


      Nastolatek siedział zniecierpliwiony, upijając łyk kolejnego piwa. Jego przyjaciel spóźniał się już dobre piętnaście minut. Coraz bardziej zastanawiał się, czy aby przypadkiem nie powinien wrócić do domu.  Spoglądał na otaczające go zielone drzewa i krzewy. Odgłos miasta nie pozwalał mu całkowicie się odprężyć. W olbrzymim Brooklynie nie dało się na dobre odciąć od ulicznego hałasu. Mimo wszystko miał nadzieję, że był w miarę dobrze skryty, gdyż nie chciał, aby ktokolwiek przyłapał go na spożywaniu alkoholu. Do pełnoletności brakowało mu niecałych trzech lat.

- Gdzie ty jesteś.- burknął sam do siebie, jakby oczekując odpowiedzi od nieobecnego jeszcze przyjaciela. Nigdy nie rozumiał, dlaczego on wiecznie się spóźniał. On sam, jako osoba szanująca czas innych osób, nie mógłby za każdym razem pozwalać, aby ktoś na niego czekał. Na całe szczęście wreszcie ujrzał znajomą sylwetkę chłopaka, więc z ulgą mógł otworzyć drugie piwo i wręczyć przybyszowi.

- Mam nadzieję, że nie siedzisz tu długo.- blondyn usadowił się na trawie, rzucając obok plecak, z którym z jakichś powodów, nigdy się nie rozstawał. Odebrał butelkę, wziął łyk, jednak gdy tylko poczuł w ustach gorzki smak napoju, od razu się skrzywił.

- Ja pierdole, stary.- mruknął, ocierając usta. Wiedział, że mimo obrzydliwego smaku i tak wypije do końca, aczkolwiek musiał oznajmić swoje niezadowolenie. Czarnowłosy zaśmiał się tylko, klepiąc go plecach. On nic nie odpowiedział. Wiedział nie od dziś, że jego kumpel uwielbiał rozmawiać o problemach właśnie przy spożywaniu procentów, a on był zmuszony podzielać z nim to hobby.

- Powiedz lepiej, o co chodzi. Dzwoniąc, byłeś nieźle wkurwiony.

- Chodzi o mojego ojca. Jak zwykle musieliśmy się posprzeczać.- blondyn poprawił ręką niesforne kosmyki, starając się tym samym nieco opanować.

- Poszło o studia?

- Tak. Ma wielki o to problem. Nie podoba mu się, że chcę pracować w policji. Uważa, że się do tego nie nadaję. Jakby, kurwa, bardziej mnie znał niż ja.- sapnął, biorąc kolejny łyk. Piwo nagle przestało być takie gorzkie.

- Jakoś mnie to nie dziwi. James zawsze lubił wpierdalać się w twoje życie.- brunet spojrzał przed siebie.- A twoja mama? Chyba jest po twojej stronie?

- Tak...jasne, że tak.- nastolatek uśmiechnął się pod nosem. Fakt, jego stosunki z ojcem nie należały do najprzyjemniejszych. Często dochodziło do kłótni, awantur, prób ułożenia mu życia bez zapytania się go o zdanie. Od początku zdawał sobie sprawę z tego, że ojciec nie będzie zadowolony z planów syna. Uznawał, że lepiej wybrać bardziej opłacalny zawód. Pragnął, aby poszedł bardziej w jego ślady, aby móc później pracować z nim w tej samej kancelarii. By mieć wiecznie na niego oko. Natomiast matka nie była aż taka surowa. Ona doskonale wiedziała, w czym jej syn chciał się spełniać i nie zamierzała absolutnie mu w tym przeszkadzać. Jednak stanowczość Jamesa stanowiła ogromną przeszkodę. Chłopak bał się, że tym razem znowu wola jego ojca będzie na pierwszym miejscu. 

- Na pewno przekona twojego starego. On nie może wiecznie dyrygować twoim życiem. Nie jesteś już przecież jebanym dzieciakiem.

- Gdybym nim nie był, chyba mógłbym normalnie się napić browarka, co?-  oboje cicho się roześmiali, po czym nie wrócili już do rozmowy o rodzicach. Oboje woleli skupić się na czymś innym. W końcu pogoda dopisywała, zaczynały się wakacje, a oni już niedługo mieli rozpocząć nowy etap w życiu. Brooklyn College czekało na nich otwarcie, tym samym oferując zupełnie nowe, samodzielne życie. Dwójka przyjaciół wręcz nie mogła się doczekać przygód, jakie na nich czekały oraz nowych znajomości. Jednakże z tego wszystkiego najbardziej radowała ich świadomość, że będą mogli uczestniczyć w tym razem. Tak, jak to było do tej pory. 

- Nie mogę uwierzyć, że wreszcie mogę zacząć studiować. - brunet położył się całkowicie na miękkiej trawie, pozwalając, aby promienie słońca centralnie muskały jego twarz. Westchnął cicho, wyobrażając sobie pierwszy dzień studiów.

- Trochę to przerażające, Alan, nie sądzisz? Jeszcze niedawno bawiliśmy się w Power Rangers w przedszkolu, a teraz nagle jesteśmy prawie dorośli.

- Aż tak boisz się dorosłości?

- Boję się, że wyrwiesz jakąś laskę i zostanę sam.- jasnowłosy zaśmiał się, a jego przyjaciel momentalnie podniósł się na łokciach.

- Sugerujesz, że to ja pierwszy się będę bawić w związki?- zapytał, przy okazji zgarniając loki z czoła. Już dawno powinien pójść do fryzjera, jego mama ciągle mu o tym przypominała.

- A nie? Oboje wiemy, że jesteś przystojniejszy ode mnie. Burza włosów, metr osiemdziesiąt i to pociągające spojrzenie...- blondyn nie był w stanie dokończyć, widząc zażenowaną minę Alana.

- Ale pierdolisz głupoty, Fredds. Jedno piwo to zdecydowanie za dużo na ten twój słaby łeb.- potrząsnął głową, jednak jego kompan już nie odpowiedział. Wpatrywał się przed siebie, również dając się ponieść myślom. Podkurczył nogi pod siebie i objął je ramionami. Przyjaciel postanowił nie przerywać tej ciszy, przyłączając się do dumania. Radość i ekscytacja jednak nadal ich rozpierała od środka. Oboje przyrzekli sobie, że to miał być ich najlepszy czas w życiu. 

      Właśnie z takim nastawieniem Alan budził się każdego ranka, odliczając dni do końca wakacji. Wierzył w ich obietnicę i nawet nie brał pod uwagę, iż coś mogło zmienić ich plany. Po prostu nie było miejsca na inny bieg wydarzeń. Jednakże zaledwie tydzień później po szczęśliwym spotkaniu w nowojorskim parku jeden telefon od przyjaciela zniszczył wszystkie ich marzenia dotyczące najbliższych miesięcy.

- Halo?- Alan przyłożył telefon do ucha, przecierając zaspane oczy. Nie było późno, jednakże po całym dniu pracy w restauracji chłopak jedyne o czym marzył to pójść spać. Nikt jednak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, a po drugiej stronie słuchawki dało się słyszeć cichy szloch. - Fredds? Fredds, co się stało?- zaniepokojony usadowił się na łóżku, czując narastający niepokój. Zniecierpliwiony czekał, aż przyjaciel wreszcie udzieli mu odpowiedzi na zadane pytanie.

- Moja mama miała wypadek.- wydusił z siebie chłopak, a Alan niemal poczuł, jak całe jego ciało doznało lekkiego paraliżu. Przez kilkanaście sekund analizował w głowie słowa znajomego, a gdy wreszcie dotarł do niego ich sens, zerwał się niespodziewanie, jakby mięciutka kołdra zamieniła się w rozżarzone węgle.

- Tylko spokojnie, zaraz po ciebie przyjadę. Jesteś w domu? Zostań tam, spróbuj się uspokoić. Będę za 5 minut. Pojedziemy do szpitala, dowiedz się, gdzie ją zabrali. Co z twoim tatą i Leslie? Są z tobą? Twój ojciec wie, w jakim ona jest stanie? Jeśli nie, dowiemy się, bez obaw...- Alan przez cały czas zasypywał przyjaciela słowami otuchy, starając się w międzyczasie doprowadzić do porządku. Fredds nadal się nie odzywał, tylko płakał cicho, nie reagując na żadne ze słów. Gdy Alan wreszcie dostał się do kluczy swojego auta, chłopak po drugiej stronie słuchawki zdołał się odezwać.

- Ona nie żyje, rozumiesz? Ona nie żyje.- wydukał z siebie resztami sił, a brunet nagle poczuł, jak całe jego ciało zwiotczało. Kluczyki wyślizgnęły mu się z dłoni i głośno upadły na podłogę, przez chwilę zagłuszając płacz w słuchawce telefonu. Już wtedy Alan wiedział, że z tymi słowami w ich życiu nastąpi wiele zmian, na które obaj nie byli przygotowani. Szczęśliwe rozpoczęcie nauki wtedy wydawało się niemożliwe. Wiedział, iż teraz wszystko co powinien robić, to pomóc przyjacielowi przejść przez niespodziewaną stratę, której nikt się nie spodziewał. W tamtym momencie miał jeszcze jednak nadzieję, że mimo wszystko jego Fredds podniesie się i przejdzie przez to piekło, aby wrócić na właściwe tory i móc kontynuować ich wspólny plan wejścia w dorosłość. Nie sądził jednak, jak bardzo się wtedy mylił, jak śmierć Claire Bleemstone wpłynie na przyjaciela. Alan na uczelnię musiał pójść sam. Sam również musiał zorganizować całe swoje życie. Wynająć pokój, odnaleźć się w college'u, poznać ludzi. Nie mógł uwierzyć, jak wszystko się zmieniło, przecież zaplanowali to zupełnie inaczej. Mieli być w końcu szczęśliwi, spełniać się w swoich pasjach, a także odciąć się od dotychczasowego życia. Tymczasem udało się to tylko jednemu z nich.


Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz