ROZDZIAŁ 20

7 0 0
                                    


      Alice niesamowicie cieszyła się z weekendu. Siedzenie w kancelarii zawsze są męczyło, więc gdy nadchodziła sobota, była niezmiernie uradowana. Od czasu, gdy zaczęła spotykać się z Jamesem, jeszcze bardziej. Naprawdę go kochała, choć do tej pory nie za bardzo wiedziała, jak to się stało, że zostali parą. Gdy go poznała, miała o nim dość chłodne zdanie. Byli tylko kolegami z pracy, w dodatku niemal cały czas miał taki zdołowany nastrój. Stanowił zupełne jej przeciwieństwo. Nie chciała więc zbytnio z nim rozmawiać, gdyż raczej starała się unikać takich ludzi, by ich dobijający humor nie przelał się i na nią. Aż pewnego wieczoru zebrali się w grupę i poszli na wypad do baru z kolegami z pracy. Tam dowiedziała się od jednej kobiety, że James kilka tam temu stracił w wypadku żonę i od tamtej pory mieszka i zajmuje się sam swoją kilkuletnią córeczką. Alice wtedy to bardzo rozczuliło. Może dlatego że bardzo lubiła dzieci. Uwielbiała z nimi przebywać, bawić się i śmiać razem z nimi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co czuła mała Leslie na wieść o śmierci mamy. I jak ciężko musiało być samemu Jamesowi. Od tamtej pory była dla niego zdecydowanie bardziej wyrozumiała i o wiele milsza. Zrobiło jej się go żal. Uznała też, że pewnie był wtedy bardzo samotny. Zaczęła z nim więcej rozmawiać w przerwach w pracy. Z czasem zaczęli wychodzić na kawę, potem na piwo, aż wreszcie do kina. Z upływem czasu ich znajomość kwitła, a Alice się przekonała, jak wspaniałym człowiekiem był James. Zyskała do niego szacunek jeszcze bardziej, gdy poznała Leslie. Dziewczyna o jasnych włosach i wielkich oczach w kolorze pochmurnego nieba zrobiła na niej wrażenie. Od razu się dogadały, a mała dość szybko ją polubiła. A im więcej chwil spędzały razem, tym bardziej Leslie zaczęła traktować kobietę jak własną mamę, a ona i James zeszli się. Alice była wtedy wniebowzięta. Nie dość, że poznała mężczyznę swojego życia, to jeszcze mogła opiekować się dzieckiem, które sama zawsze chciała mieć. Gdy przyjeżdżała do jego mieszkania, była czule witana przez dziewczynkę i od razu proszona o wspólną zabawę. Widziała także lekką ulgę w oczach Jamesa. Wtedy mógł nieco odetchnąć. W końcu gdy wracał do domu po ciężkiej pracy, opieka nad córką spoczywała na jego barkach. To musiało być chwilami męczące. Pewnie wielu ludzi miało by z tym problem, ale James radził sobie dobrze jako samotny ojciec, a ona była z niego cholernie dumna. Aż dowiedziała się, że ten mężczyzna, któremu tak ufała i kochała, miał syna. Syna, którego traktował zupełnie inaczej niż swoją córkę. A ona nie potrafiła pojąć, dlaczego.

      Siedziała teraz w jego małym salonie, na miękkiej kanapie z kubkiem ciepłej herbaty. Wpatrywała się ekran telewizora wiszącego na beżowej ścianie, lecz gdyby ktoś zapytał ją teraz, jaki film się wyświetlał, ona z pewnością odpowiedziałaby źle. Myślami była przy chłopaku. Czuła, że coś było z nim nie tak i dość mocno ją to niepokoiło. Już podczas Święta Dziękczynienia była mocno zaskoczona, gdy poznała Freddie'ego. Wyglądał na żywo tak inaczej. Owszem, prezentował się doroślej niż na fotografii zrobionej kilka lat temu, jednak przeraziło ją to, jak bardzo się zmienił. Był dziwnie smętny, spięty, zrezygnowany. Jego oczy nie wyrażały zupełnie nic. Alice wciąż pamiętała jego puste spojrzenie podczas kolacji. I ten brak kontaktu z Jamesem, nie mogła tego pojąć. Owszem, na tamtym etapie wiedziała, że oboje nie mieli zbytnio dobrej relacji, ale nie sądziła, że aż tak. Podczas wieczoru niemal w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Nawet na siebie nie patrzyli. Alice na początku sama próbowała zagadać chłopaka, jednak ten nie był zbyt rozmowny. Zraziło ją to nieco, jednak szybko zmieniła zdanie, widząc jego relację z dziadkami. Choć dalej dostrzegała jego lekką niechęć, poznała, że to była tylko gra. Nauczyła się tego podczas pracy jako adwokat. Nie dało jej się oszukać. Wiedziała, że Freddie tak naprawdę cieszył się z pobytu u dziadków. I mimo jego udawanej niechęci widziała jego szczery, znikły uśmiech gdy babcia była nim mocno zainteresowana. Jego potrzebę bycia kochanym nie dało się ukryć. Szokowała ją więc postawa Jamesa. Dla niego syn nie istniał. Widniała ogromna przepaść między traktowaniem przez niego Leslie a Freddie'ego. Alice oczywiście rozumiała to, że chłopak był już tak naprawdę dorosłym mężczyzną, więc to logiczne, że mógł się różnić od swojego ojca, ale żeby aż tak Jamesowi to nie pasowało? Zresztą można mieć odmienne poglądy, ale to w końcu było jego dziecko. Dziecko, któremu ewidentnie coś dolegało, a jej ukochany zdawał się zupełnie tego nie widzieć. 

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz