ROZDZIAŁ 52

3 0 0
                                    


Zoe siedziała przy jednym ze stolików Taco Bell, którego ktoś nie zdążył wyczyścić, więc znajdowały się na nim dwa papierki i okruszki po tacosach. Nie zwracała jednak na to zbytniej uwagi, tym bardziej, że i tak nie zamierzała niczego zamawiać. Czekała po prostu, aż Freddie skończy pracę. Kilka minut wcześniej zniknął gdzieś na zapleczu, więc za moment powinna go zobaczyć, idącego w jej stronę. Oparła się o krzesło, nie chcąc dotykać blatu i układała sobie w myślach rozmowę, jaką będzie musiała z nim przeprowadzić. Bawiła się więc nerwowo palcami, zastanawiając się, jak powinna zacząć to wszystko i czy w ogóle powinna. Ale skoro Freddie powiedział o nich Alanowi, a on potem jej, to nadszedł czas, żeby również się z tym zmierzyli. Nie mogło być przecież tak, żeby ich przyjaciel grał ciągle rolę pośrednika. Wydawało się to dość dziecinne. Z drugiej strony miała w sobie obawy. Czy Freddie jej nie chciał? Czy ten pocałunek naprawdę nic nie znaczył? Czy powinna obawiać się, że zostanie źle potraktowana? Od razu odrzuciła tę myśl. Nie, Freddie przecież nigdy by jej nie skrzywdził. Nie wierzyła Alanowi. Zresztą ona dobrze wiedziała, że to wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż mogło się wszystkim wydawać. On się zmieniał, a zwłaszcza przy niej. Nie wyglądał na uzależnionego od narkotyków chłopaka, których widziała w filmach. Freddie zachowywał się normalnie i była przekonana, że to kwestia czasu, aż wreszcie to rzuci i będzie zdrowy. Dlaczego Alan twierdził, że było odwrotnie?

Wzdrygnęła się, gdy wreszcie go zobaczyła. Szedł w jej stronę z plecakiem na ramieniu, znajomą czapką na głowie i dwiema mrożonymi kawami w rękach. Z daleka widziała, jak się uśmiechał. I ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla niej. Wstała, gdy był tuż obok. Jej serce znowu zaczęło walić, co tylko potwierdzało, jak bardzo była już zauroczona. Nie wiedziała nawet, kiedy to się stało.

- Trzymaj. - podał jej lodowaty napój, który przyjemnie chłodził jej palce.

- Nie musiałeś.

- Nie marudź. Mam zniżki. - puścił do niej oko, po czym oboje wyszli z knajpy, której Freddie szczerze nienawidził. Czwartkowe popołudnie na szczęście było odrobinę chłodniejsze, za sprawą wiatru, który owiewał gorącą skórę. Szli przez chwilę cicho, sącząc kawę, gdyż ich wysuszone gardła właśnie tego potrzebowały. Lodu, cukru i odrobiny kofeiny.

- To gdzie chcesz iść? - zapytał, gdy dotarli na jeden z przystanków, jak zwykle zatłoczony. Duża liczba osób była chyba jeszcze gorsza niż jego miejsce pracy.

- Może coś zjemy? - zaproponowała, ściskając się między ludźmi oczekującymi na tramwaj. Czasami Zoe naprawdę miała dość Nowego Yorku, choć nie wyobrażała sobie, że mogłaby mieszkać gdziekolwiek indziej niż tutaj.

- No dobra. - Freddie wcisnął dłonie w kieszenie zielonych spodni cargo, zdecydowanie za dużych, ale Zoe starała nie zwracać na to uwagi. Wszystko jest przecież w porządku...

- Mogą być bajgle?

- Może być co chcesz.

Oboje wsiedli do nadjeżdżającego tramwaju, który miał zabrać ich do jednej z ulubionych knajp McStay. Smith Street Bagels było dość prostym, w miarę niedrogim miejscem, gdzie można było porządnie zjeść, wypić świeży sok i nawet usiąść w spokoju. Freddie nie prostestował, był jak dziecko, szedł za nią i robił to co ona. Gdy weszli do środka, ostre, zbyt białe światła żarówek sprawiły, że Freediemu oczy na chwilę zaszły łzami. Był zbyt wrażliwy. Zoe nie dostrzegła tego. Nakazała zająć mu miejsce i wymuszając niemal na nim siłą, jakiego bajgla by chciał. Oczywiście na tamtą chwilę żadnego, gdyż żołądek chłopaka nie miał prawie w ogóle ochoty na jakiekolwiek pożywne posiłki. Freddie jednak nie chciał sprawiać nikomu przykrości, tym bardziej że przeczuwał, o czym będą tu rozmawiać. I na pewno nie będzie należało to do przyjemnych tematów.

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz