ROZDZIAŁ 50

2 0 0
                                    


- To wpadniesz? Wracam już z roboty. - powiedział zmęczony Freddie z telefonu leżącego na biurku, podczas gdy Alan co chwilę podchodził do lustra z kolejną koszulą i przykładał ją do nagiego torsu. Nie miał pojęcia, co powinien założyć, dzisiejszego dnia nic mu nie pasowało, a chciał wyglądać bardzo dobrze. Do tego jego włosy uznały, że to będzie świetny moment, aby układać się zupełnie nie po jego myśli, więc poirytowany próbował okiełznąć je albo grzebieniem, albo odrobiną lakieru. Nic nie pomagało. Przeklął pod nosem, bo gdyby tego było mało, uderzył się biodrem o kant biurka.

- Mogę na chwilę, a co? - zapytał, odkładając ciemną koszulą z długim rękawem. Było zdecydowanie za gorąco na taką ilość materiału. Musiał znaleźć coś bardziej przewiewnego, gdyż aktualnie w Nowym Yorku panowały okropne temperatury. On jak i Carol przeżyli niemały szok po powrocie ze Szkocji, gdyż przez ostatnie dwa tygodnie obcowali z nieco chłodniejszą i wietrzną pogodą. Brooklyn przywitał ich natomiast skwarem, brudem i stłoczonymi ulicami, co jeszcze bardziej podwyższało stopnie.

- Nie tęsknisz za mną? - Freddie zaśmiał się, a Alan przewrócił oczami. Musiał znaleźć dezodorant, inaczej wyjdzie z kina cały mokry. A to ostatnie, czego by sobie życzył. - Myślałem, że spotkamy się od razu jak wrócisz.

- Carol zaprosiła mnie do rodziców. Chcieli się dowiedzieć, jak minęły wakacje. - oznajmił, po czym zabrał telefon i udał się do łazienki, aby przepłukać twarz zimną wodą i użyć jak największej ilości dezodorantu.

- Jakby nie mogli po prostu zadzwonić.

- To był drugi raz, kiedy mnie widzieli. Musieli mnie sprawdzić. - sapnął, po raz setny przeczesując włosy, ale nic to nie dało. Poddał się więc i ponownie udał się do pokoju.

- To będziesz czy nie? Muszę pogadać.

- A coś się stało? - Alan zamarł na chwilę przed szafą. Odniósł wrażenie, jakby głos Freddie'go nieco przygasł.

- To już musi się coś stać, żebyśmy porozmawiali? - zapytał sarkastycznie, ale nie udało mi się przykryć zmiennego nastroju. Alan westchnął.

- No dobra. Będę u ciebie za dwadzieścia minut. - powiedziawszy to, rozłączył się, założył lnianą, kremową koszulę z krótkim rękawem, którą wsunął do lejących, czarnych spodni. Rozpiął pod szyją kilka guzików, aby móc bardziej się ochłodzić, sięgnął po kluczyki do auta i wyszedł z mieszkania, próbując zrzucić z siebie uczucie niepokoju.

Nie musiał długo czekać. Freddie wysłuchiwał dźwięku dzwonka, a kiedy się doczekał, od razu dobiegł do drzwi i czekał przy nich na przyjście przyjaciela. Nie widzieli się tylko kilkanaście dni, ale on odniósł wrażenie, jakby zawalił się cały świat i tylko Alan mógł to naprawić. Unikał konaktu z Zoe po tym, co między nimi zaszło. Obawiał się jej rodziców. A przede wszystkim czuł, jakby coś powoli wysysało jego resztki sił. Alan był jedyną osobą, z którą porozmawia o tym całym gównie. Wreszcie winda cicho pisnęła, a z niej wyszedł McAllister, mocno wyperfumowany, chowający telefon do kieszeni.

- Cześć - powiedział, a Freddie niemal natymiacht objął swojego przyjaciela, nie zważając na gryzące perfumy czy lekki szok, jaki zapewne wywołał swoim niespodziewanym gestem.

- Wchodź. - burknął, nim McAllister zdołał cokolwiek z siebie wydusić.

- Dobrze cię widzieć, stary.

- Słuchaj, czy ty... Jezus Maria! - krzyknął Alan, gdy znaleźli się w środku. Zamrugał intensywnie, gdyż w kawalerce panował półmrok, mimo że było zaledwie po piętnastej. Wszystkie rolety były zasłoniętę, niedopuszczające ani jednego promienia słońca. Było duszno i nieprzyjemnie, w powietrzu unosił się smród zgnilizny. Wszędzie leżały ciuchy. Na łóżku, na podłodze, na parapecie. Szafka nocna leżała przewrócona, jedna z jej szuflad została wściekle wyrwana. Szafa stojąca naprzeciwko miała otwarte drzwi, jednak większość rzeczy znajdująca się zwykle w środku, teraz walała się po całej kawalerce. Obok łóżka znajdował się także karton po pizzy z niedojedzonym kawałkiem, który zaczął intensywnie pleśnieć. Alan wszedł dalej i omal nie dostał zawałau, gdy nadepnął na puszkę po piwie. Zerknął pod nogi, było ich mnóstwo. Dostrzegł nawet, że w jednym miejscu podłoga była lepka od wylanego alkoholu.

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz