ROZDZIAŁ 34

7 0 0
                                    


      Freddie smętnie patrzył przed siebie. W jego małej kawalerce panował haos. Jakbu kiedyś było inaczej. Choć w tym przypadku, rzeczy było o wiele mniej. Mniej ciuchów, mniej sprzętów w kuchni. Laptop także zniknął. Zoe wypytywała, gdzie to wszystko się podziało. Odpowiedź była prosta. Zostało sprzedane. By zarobić cokolwiek. Ale większość z tych pieniędzy wcale nie poszła na czynsz. Suma, którą udało mi się uzbierać za pozbycie się tego wszystkiego przeznaczył na kupienie...już sam nawet nie wiedział czego. Czysty narkotyk już nie wchodził w grę, więc brał cokolwiek. Byle jak najtaniej i byle działało. Ale teraz już nie miał nic. Zużył wszystko. Jedyne, co mu pozostawało to siedzenie na łóżku, na którym spędził chyba najwięcej swojego życia i patrzenie się na ten wielki bałagan. I zadręczanie się myślami. To one były najgorsze. Sprawiały mu ogromny, nawracający ból głowy. Leki nie pomagały. Nie mógł spać, bo myślał. Był głodny. Cholernie. Żyły go swędziały. Drapał się w miejscach, gdzie skórę przecinała cienka igła. Zoe nie zwracała na niego uwagi, a Alana nie widział już jakiś czas. Oczywiście wydzwaniał, pisał. Nawet przyszedł. Freddie nie miał pojęcia skąd, ale wiedział, że to on. Nie otworzył.

Był w totalnej rozsypce emocjonalnej. Nie chciał, żeby Alan to widział. Żeby zobaczył jego zrezygnowany wzrok. Nie chciał, by się nim zajął. Choć tęsknił. Tęsknił i to mocno, ale nie mógł nic z tym zrobić. Narkotyki pomagały. Na tęsknotę także. Gdy był pod wpływem, nie potrzebował nikogo. Wystarczało mu jego towarzystwo. Wierzył, że da radę. Że nie potrzebuje nikogo. Ale to trwało krótko. Maksymalnie kilka godzin. A potem wszystko wracało. Za każdym razem było gorsze.

Teraz został bez niczego. Nie mógł zakryć myśli. Musiał z nimi siedzieć. A one były okropne. Świdrowały mu mózg. Ciało się trzęsło z pragnienia. Każda jego komórka mówiła mu, by wziął. Musi, by żyć. Ale on nie miał. Niczego.

- Nikt do ciebie nie oddzwonił? - Zoe zerknęła znad ekranu telefonu, by obrzudzić go ciekawskim spojrzeniem. Widać, że miała nadzieję. To było niesamowite i nowe dla niego. On wiedział, że nikt go nie przyjmie. Jego CV było marne, a wyrzucenie z poprzedniej pracy również nie ułatwiało. Ale dla Zoe to wcale nie było przeszkodą. Gdy Freddie pokręcił smętnie głową, ona zapewniła, że nic się nie stało i powróciła do przeszukiwania ofert pracy. Był tu praktycznie od rana. Poświęciła sobotę, by tu z nim być. Ogarnęła pokój, wyniosła śmieci, przyniosła kanapki, których on do tej pory nie ruszył. Zachowywała się prawie jak Alan. Była tylko mniej stanowcza i pewna siebie. I patrzyła na niego inaczej...

Freddie pochylił się do przodu. Zamknął oczy i położył dłoń na klatce piersiowej. Czuł, jak unosiła się niespokojnie, a serce biło mu jakby przebiegl maraton. Zdarzało się to dość często. Zwłaszcza, gdy był na głodzie. Kropelka potu pojawiła się na jego skroni, a oddech stał się mocniejszy. Nie wytrzyma. Musiał chociaż spróbować. Ale Zoe...

- Słuchaj, nie musisz tu siedzieć. Może znajdziemy coś jutro.

Ale dziewczyna dalej przeglądała telefon. Freddie czuł coraz większe zdenerwowanie. Pragnął być sam, poddać się temu wszystkiemu. Potrzebował Ellie.

- Zoe...- poruszył się lekko i przysunął do niej. Dopiero dzieląca ich kilka centymetrów odległość sprawiła, że dziewczyna spojrzała na niego. - Chcę być sam.

Zoe opuściła smartfon. Spoglądała na chłopaka, nie wiedząc co powiedzieć. Chciał, żeby przyszła. By mu pomogła. A teraz kazał jej wyjść? Jego pochmurne tęczówki pociemniały, ciało lekko się napięło.

- Ale na pewno? Słuchaj, wiem, że ciebie to męczy, ale pamiętaj, że...

- Jezu, przestań! - krzyknął, a ona podskoczyła. - Dlaczego nie możesz po prostu zostawić mnie w spokoju? Wyjdź stąd!

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz