ROZDZIAŁ 24

7 0 0
                                    


     Alan kiedy dotarł na uczelnię, był ledwo przytomny. Torba przepełniona przyborami wraz z laptopem makabrycznie obijała mu się o biodro, a wielka, czarna tuba wypełniona brystolami przechylała go na lewą stronę. Gdy znalazł się w środku Brooklyn Collage, lekcje rysunku z panią Summers trwały od dobrych 20 minut. Przez ciężar wszystkich rzeczy i brak snu, zdobył się tylko na lekki trucht, co i tak było sporym wyczynem. Sala znajdowała się na pierwszym piętrze, przez co chłopak musiał wspinać się po schodach. Cały drżał, a gdy stawiał nogi na kolejne stopnie, torba prawie spadła mu z ramienia, przez co przeklął cicho. Całą noc spędził na robieniu projektów, pilnowaniu Freddie'ego i zamartwianiu się, w czym stawał się coraz lepszy. Gdy dziś się pożegnali, jego przyjaciel wyglądał jeszcze gorzej. Oboje praktycznie się nie odzywali. Alan zaproponował, że go podwiezie, przy okazji upewniając się, iż Ellie i Tommy zdążyli opuścić mieszkanie. Freddie jednak nie chciał o tym słyszeć. Stwierdził, że bez problemu się przejdzie, po czym po prostu wcisnął ręce w kieszenie starej kurtki, poprawił włosy i ruszył w swoją stronę.

Miał wyrzuty sumienia, gdy przypomniał sobie, jaką urządził awanturę. Nie powinien do tego dopuścił, stracić nad sobą panowania i pozwolić, by słowa z jego ust płynęły bez wcześniejszej analizy. Jego wrzaski z pewnością i tak nic nie wniosły, a on czuł, jakby nie miał nad sobą kontroli. Nienawidził tego.

      Panna Summers, przemiła i wiecznie rozpromieniona, drobna kobieta po trzydziestce nie była wściekła, gdy Alan wreszcie dotarł do sali. Mógłby nawet przyjść pod sam koniec zajęć, a ona i tak nie ukazałaby odrobiny złości. On natomiast czuł się okropnie z tym, że się spóźnił. Ludzie z jego grupy także byli ogromnie zdziwieni, każdy obrzucał go zaskoczonym spojrzeniem. On szybko zajął miejsce, podpasował pod siebie sztalugę i przez koniec zajęć starał się nadgonić zaległy materiał, próbując nie patrzeć ludziom w oczy i robić swoje, a gdy zajęcia wreszcie dobiegły końca, spakował się najszybciej jak to możliwe i ruszył w stronę Grega, który nawet nie zdążył zwinąć swojej pracy. Nie był jednak zbytnio ucieszony, gdy McAllister podszedł bliżej.

- Co jest?- Greg zerknął na niego posępnie. - Wyglądasz jak żywy trup.

- Mam dla ciebie...

- Co ci odjebało wczoraj wieczorem? Carol była wściekła, że nagle sobie poszliście.

Alan westchnął tylko, nie spodziewając się, że jego kolega powróci do wczorajszych wydarzeń, od których on chciał się jak najszybciej uwolnić. Przypominanie sobie tego strachu, rozczarowanej Carol i zapłakanej Zoe nie dawał mu spokoju, ale Greg nie miał zamiaru odpuszczać, mimo iż Alan nie wyglądał na kogoś, kto chce ciągnąć temat.

- Słuchaj, to naprawdę nie jest twoja sprawa...

- Zachowałeś się jak dupek, poważnie.

- Wiem o tym, jasne?

- Mnie i Bruce'a to nie rusza, ale chyba powinieneś z nią porozmawiać, zamiast tutaj stać i mnie wkurwiać...- warknął ostro, wrzucając piórnik przepełniony ołówkami do plecaka, po czym zajął się zdejmowaniem klipsów ze sztalugi. Udało mi się też zerknąć zza Alana, by przyjrzeć się Carol, która z pewnością usłyszała każde ich słowo. Greg zgarnął wszystkie obierki do małego pojemnika i ruszył do kosza na śmieci, przedzierając się przez innych studentów, Alan natomiast podążył za nim, wcześniej odstawiwszy torbę.

- Po chuj za mną leziesz?- wysoki chłopak wyrzucił pozostałości po ołówkach, coraz bardziej popadając w irytację.

- Zrobiłem to, projekty, jeśli chodzi o zadanie do Northa. Wszystko ci prześlę jeszcze dzisiaj. Miałem kilka pomysłów, wybierz jakiś. Oczywiście możesz je pozmieniać, ale...

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz