ROZDZIAŁ 28

5 0 0
                                    


      Freddie nie miał pojęcia, ile minęło, odkąd Zoe odwiedziła go tuż po północy pierwszego stycznia. Dni zlewały mu się w jedną papkę. Często nie miał pojęcia, która była godzina czy konkretny dzień tygodnia. Coraz częściej zdarzało mu się zapominać, którą miał zmianę, co sprawiało, że zdarzało mu się spóźniać do pracy. Jego przełożona dość mocno go za to ochrzaniała, jednak on sam niezbyt to do siebie przyjmował. Gdyby nie potrzeba ćpania, już dawno przestałby tam pracować. Pieniądze były mu potrzebne tylko na jedną rzecz.Brał. Dużo i coraz częściej. To było oczywiste, że okłamywał Zoe. Alana także. Czuł się z tym podle, zwłaszcza, gdy widział w szarych oczach dziewczyny blask nadziei i przekonania, że jej słowa naprawdę mu pomagały.

      To nie było tak, że się nie starał. Za każdym razem zanim igła wbiła się w jego skórę, wahał się. Nie mógł pozbyć się widoku Zoe w swojej głowie. Wyobrażał sobie, jak mogłaby zareagować, gdyby widywała go w tak upokarzającej chwili. Byłaby zła jak Alan? Płakałaby? A może już nigdy więcej nie chciałaby go spotkać? Te myśli nachodziły go, gdy tylko wracał do swojego pustego, wynędzniałego mieszkania, którego szczerze nienawidził. Stęchłe powietrze, walające się rzeczy, brud i przeraźliwa ciemność sprawiały, że od razu miał ochotę sięgnąć po jakiś narkotyk. Gdy był czysty, jego myśli wracały do czasów, kiedy jego mama żyła i opiekowała się nim. Głaskała go po głowie, okrywała kocem, pocieszała, przyrządzała jego ulubione tosty z podwójnym serem, gdy był chory i ledwo mógł się ruszać. Nie wiedzieć czemu coraz bardziej za nią tęsknił. Potrzebował, by ktoś się nim zajął. Bo on sam czuł się dzieckiem. Małym i zagubionym. Potrzebował miłości i uwagi, a tylko na fazie odnosił złudne wrażenie, że dostawał to, czego chciał.

      Usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Już wcześniej przygotował sobie idealne proporcje na jeden strzał. Odkąd pierwszy raz narkotyk został mu podany za pomocą zastrzyku, już przy nim pozostał. Podobało mu się, że dzięki temu efekt działania był natychmiastowy. Od razu dostawał to, czego oczekiwał. Nie sądził nawet, że polubi się z igłą, choć za ukłuciami nigdy nie przepadał. Podwinął więc rękaw zmechaconego swetra. Od razu gdy wyprostował łokieć, gruba i fioletowa żyła wyłoniła się spod skóry. Freddie za każdym razem odnosił wrażenie, że w końcu przebije się na zewnątrz, taka była ogromna. Skrzywił się, gdy wbił się w nią szybko. Do bólu przy wkłuciu nie potrafił się przyzwyczaić i zawsze musiał ściskać mocno zęby. Na szczęście trwało to tylko chwilę. Potem po prostu przychodziło szczęście. On był szczęśliwy.

Pusta strzykawka stuknęła o podłogę, gdy ten wypuścił ją z dłoni, mruczący pod nosem z przyjemności. Wstał, sięgnął szybko po laptop, by puścić swoją ukochaną Aurorę, której głos tylko potęgował jego stan. W rytm spokojnej melodii połączonej z jej anielskim głosem przechadzał się po pokoju, kręcąc biodrami i wymachując dłońmi, wyobrażając sobie, że był w domu. Prawdziwym domu. Z mamą. Tylko gdy w jego żyłach krążyła otępiająca go substancja mógł czuć zapach jej ulubionych perfum, przypomnieć sobie barwę jej głosu czy poczuć jej czuły dotyk, gdy chował się w jej ramionach. Życie znowu stawało się proste, a jego problemy znikały. W tym dziwnym, nieco demonicznym tańcu był tak zatracony, nie zauważając nawet, że jego jeden z niewielu swetrów został poplamiony strużką krwi, która pociekła mu z nosa.


- Otwórz te cholerne drzwi!- James walił bezlitośnie w nie pięścią, mając nadzieję, że jego syn w końcu go posłucha. Freddie jednak siedział w bezruchu na swoim łóżku, w pokoju pomalowanym na niebiesko, obwieszonym przeróżnymi plakatami, głównie filmowymi. Jego ojciec dalej szarpał za klamkę, co chwilę krzycząc i mając przy tym nadzieję, że jego syn wreszcie mu otworzy. Chłopak jednak starał się ignorować jego prośby. Ostatnią rzeczą o jakiej marzył była konfrontacja z jego rodzicem. W dodatku rozzłoszczonym. Nie miał zamiaru słuchać po raz kolejny, jak bardzo się do niczego nie nadawał, że znów go zawiódł i że w jego wieku powinien być bardziej odpowiedzialny. A wszystko o ten cholerny samochód...

Dear, FreddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz