Krew

16 4 1
                                    

Coś się zmieniło. Nie do końca był jeszcze pewien co, ale z pewnością coś było inaczej. Po chwili jego czujne uszy zidentyfikowały źródło owej zmiany. Był nim czajnik. Wydawał z siebie cichy, niewychwytywalny dla ludzkiego ucha pisk. Alaric jednak go usłyszał.

Wilkołaki, a szczególnie te aktywne, miały oprócz wielu innych charakterystycznych cech, bardzo mocno wyczulony zmysł słuchu. Słyszały dźwięki zarówno za ciche jak i za głośne dla uszu „zwykłego" człowieka. Zupełnie jak prawdziwe wilki.

Alaric z cichym westchnieniem podniósł się z wygodnego fotela. Chciał wyłączyć czajnik tuż przed tym jak woda zupełnie się zagotuje. Uważał, że kawa zalana „prawie wrzątkiem" smakowała najlepiej... No i szybciej można było ją wypić.

Po paru kolejnych minutach rutynowej krzątaniny postawił parujący kubek tuż obok przygotowanego wcześniej talerza. Bez słowa usiadł za stołem i smętnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Wydało mu się bardzo opustoszałe.

Pierwsze dwa dni nieobecności Blaise'a i Aleksa bardzo mu się spodobały. Potrzebował tych paru dni ciszy. Zwłaszcza po ostatnich awanturach i notorycznych, głośnych przekomarzaniach dwóch chłopaków. Teraz jednak, kiedy już ich nie było, mały domek wydał mu się trochę za cichy i zdecydowanie za pusty.

Tak naprawdę mężczyzna po prostu zaczynał tęsknić za swoimi dwoma, prawie dorosłymi urwisami. Sam jednak nigdy by się do tego nie przyznał. Nawet przed samym sobą. Nie, on wolał stwierdzić, że po prostu przyzwyczaił się do tego denerwującego hałasu i głupiutkich prób wyprowadzenia go z równowagi.

Nie wiedzieć czemu na jego usta wypłynął słaby uśmiech. Zauważył, że od momentu pojawienia się Aleksa obydwoje z Blaise'em jakby nieco ożyli. Owszem, i wcześniej się przekomarzali, a czasem nawet śmiali, jednak wyraźnie odczuł, że ich więź zaczynała powoli słabnąć. Chłopak coraz rzadziej bywał w domu, coraz rzadziej rozmawiali tak zupełnie serio, na poważne i nieco bardziej prywatne tematy. Potem jednak pojawił się Alex. I jakby za dotknięciem magicznej różdżki wszystko wróciło do normy. Znowu byli jak jedna, może trochę nietypowa, ale za to szczęśliwa rodzina.

Kto by pomyślał - dziwił się Alaric - jak wiele może zdziałać trochę świeżej, młodej krwi...

Znowu coś było nie tak. Tym razem jednak zmiana była o wiele trudniejsza do wychwycenia.

Mężczyzna w skupieniu natężył wszystkie swoje zmysły.

Dźwięk. Tak, to znowu był dźwięk. Tym razem jednak dochodził gdzieś, z ciemności otaczającej mały domek.

Po dłuższej chwili Alaric bezszelestnie podniósł się z krzesła, po czym równie bezgłośnie udał się do drzwi, starannie omijając wszystkie odsłonięte okna. Przy drzwiach zawahał się. Jego spojrzenie padło na wiszący nieopodal łuk. Szybko jednak odrzucił powstały w tamtym momencie pomysł. Gdyby wyciągnął rękę po znajdujący się nieco dalej kołczan, znalazłaby się ona w polu widzenia potencjalnego obserwatora patrzącego przez jedno z okien, a on nie chciał ryzykować.

Wystarczy, że zobaczą uchylone drzwi - pomyślał, stopniowo zwiększając siłę z jaką napierał na klamkę. Przez te wszystkie lata zdążył się już nauczyć paru rzeczy o pozostawaniu niezauważonym. Jedną z nich było właśnie zakładanie, że każdy ryzykowny ruch zostanie zauważony.

Drzwi puściły. Alaric bardzo ostrożnie puścił klamkę i delikatnie je popchnął. Wiedział, że mniej-więcej w połowie drogi zaskrzypią. Celowo je tak skonstruował. Swój mały domek budował bowiem w dość niespokojnych dla siebie czasach i wolał wtedy wiedzieć, gdy jakiś nieproszony gość postanowił go odwiedzić. Dźwięk miał być praktycznie niesłyszalny, tak by nie zaalarmować zwykłego łowcy, ale dotrzeć do czujnych uszu wilkołaka.

The Dark ForestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz