Rozdział 5: Życie w dziczy-,, dam sobie radę?"

65 9 13
                                    

***

,Rdzawy!"- brzęczało w uszach ognistorudego kocura. Stał jak wryty. Nikt, NIKT! Go tak nie nazwał od czasu..... od czasu opuszczenia siedliska dwunożnych! Niemal po chwili domyślił się kto to był. To musiał być Łatek!!! Nie istniała inna możliwość. Chciał natychmiast iść, porozmawiać z Błękitną Gwiazdą. Nie znał powodu dla którego jego przyjaciel opuścił dom. Przecież nigdy nie ciągnęło go do życia w dziczy! Mieszkanie z dwunożnymi mu wystarczało.

Bez względu na konsekwencje musiał, MUSIAŁ! wymienić zdania z przywódczynią. 

Ta, jakby przeczytała jego zamiary, poprosiła go na rozmowę. Najciekawszy był fakt że obydwoje zamierzali toczyć gadanie na ten sam temat. Czy to przypadek? (Pewnie tak, ale pewności nie ma ;) )  Ognista Łapa, chciał zacząć pierwszy, ale kultura wymagała, aby starszy kot rozpoczynał. Gdy tylko podszedł, czekał aż Błękitna Gwiazda skończy, a dopiero on będzie kontynuował. Domyślał się że nie szykuje się zbytnio przyjemna rozmowa. 

-Ognista Łapo, pewnie wiesz po co Cię poprosiłam- rzekła do młodszego.

-Domyślam się. Chodzi o tego kota co tu chwilę temu był- odrzekł spokojnie.

-Zgadza się. Jednak jest pewien problem. Kiedy odchodził, usłyszałam jak zwrócił się do Ciebie po twoim starym imieniu, więc sądzę, że się znacie.- powiedziała kotka.

- Tak, kojarzę. W sensie dawno temu go poznałem. Nazywa się Łatek i mieszkał w moim sąsiedztwie. Byliśmy przyjaciółmi. To z nim rozmawiałem chwilę przed atakiem Szarej Łapy- wyjaśnił patrząc przywódczyni w oczy.

- Zastanawia mnie jednak inny fakt. Skoro ty i on to koledzy, czemu nie uciekł z Tobą?- zapytała nagle.

- Nigdy nie ciągnęło go do dziczy. Wolał wieść życie normalnego, domowego kota. Nie wiem czemu nagle zmienił zdanie- wypowiedział te słowa powoli.

- Rozumiem. Miał wizję od Klanu Gwiazdy. Nie chciałam w to uwierzyć myśląc, że próbuje się popisać, ale teraz już tak nie uważam. A naprawdę aż tak mocno zaatakował Szarą Łapę?

Do rozmowy wtrącił się zastępca.

-Tak. Przepraszam, że przeszkadzam w rozmowie.- powiedział nagle Lwie Serce- Od dawna nie widziałem tak silnego domowego kociaka. Umie też pozycję tropiącą i to niemal perfekcyjnie....

Błękitna Gwiazda się zamyśliła. 

- Poczekam z ostateczną decyzją w jego sprawie. Jeżeli prawdą jest to co mówicie, może go nawet przyjmę do klanu, ale muszę jeszcze przemyśleć wszystko w spokoju. - odparła takim tonem, sugerującym że temat jest zakończony i zniknęła w swojej jaskini.

Lwie Serce i Ognista Łapa wymienili spojrzenia, a po chwili oboje się rozeszli. Złoty kocur poszedł rozmawiać z Białą Burzą, a mały rudek udał się do Żółtego Kła. 

***

,,Jak ja sobie teraz poradzę?"- miauczałem sam do siebie.

Uciekałem. Nie wiedziałem nawet dokąd. Biegłem i biegłem, aż w końcu się zatrzymałem, gdyż poczuł inny zapach. Był to zapach kojarzący się z wodą, z czymś morskim itp. Nie domyślałem się co to za koty, ale jak na razie czułem się bezpiecznie. Poczułem się nagle senny. Położyłem się przy pierwszym, lepszym drzewie. Przymrużyłem powieki i zasnąłem. 

***

- NIE MARTW SIĘ, SPRYTNA ŁAPO! MY CIĄGLE JESTEŚMY PRZY TOBIE!

-Odczepcie się ode mnie. Przez was jestem w tym lesie. 

- TO TY PODJĄŁEŚ DECYZJĘ! UPRZEDZALIŚMY, ŻE NIE BĘDZIE ODWROTU! 

-Ale co ja mam teraz zrobić? Nie umiem ani polować, ani nic innego!

-MY CI POMOŻEMY. NAUCZYMY CIĘ POLOWAĆ I PRZEŻYĆ W DZICZY. POMOŻEMY POPRAWIĆ TWÓJ STAN FIZYCZNY I PSYCHICZNY, TAK ABYŚ MÓGŁ O SIEBIE ZADBAĆ. 

-Skąd mam wiedzieć, czy nie wystawicie mnie do wiatru? 

-NIE ZROBIMY TEGO. NIE BÓJ SIĘ. MÓWILIŚMY JUŻ. JESTEŚ NASZĄ OSTATNĄ NADZIEJĄ!!! 

-Dobrze. Ufam wam. Zacznijmy od razu. Na początku teraz, póki śpię, powiedzcie mi co mam zrobić i jak to zrobić...

***

Ocknąłem się przerażony. Rozejrzałem się wokoło. Nic się nie działo. Wiaterek delikatnie powiewał moim futerkiem. Zacząłem ćwiczyć i przyswajać sobie nabytą wiedzę.

  Trzy dni później

Kiedy słońce zachodziło, umiałem wszystko. Umiałem: pływać( chociaż nienawidzę wody, Klan Gwiazdy powiedział, abym ćwiczył tę umiejętność i walczył z lękiem), wspinać się na drzewa, polować, walczyć, opatrywać podstawowe rany, perfekcyjnie balansować, skradać się. Teraz należało tylko ćwiczyć i pogłębiać swoje nowe cechy. Byłem bardzo głodny. Cały dzień nie jadłem. Szybko złapałem mysz i ją zjadłem. Była to moja pierwsza zdobycz.( nie pytajcie czym żywiłem się wcześniej- nie mam ochoty się tym chwalić...) Podszkoliłem nie tylko fizyczną siłę, ale także psychiczną. Umiałem syczeć, przewidywać ruchy, szybko domyślać się ataku rywala itp. rzeczy. A pewnie zastanawiacie się jak ćwiczyłem walkę. Sam ze sobą? Nie.... Od czasu do czasu pojawiały się tu inne koty. Walczyłem z nimi, poprzez to dużo się uczyłem. Teraz nikt mi nie podskoczy! 

Dzięki wymarłemu klanu nauczyłem się także mniej więcej granic poszczególnego klanu, ich ilości, specjalizowanie oraz innych pojęć. Byłem teraz wolny. Jednak dalej denerwowała mnie moja obroża. Przez nią byłem pośmiewiskiem. Jeden pozytyw, że nie pachniałem już dwunożnymi. Zapach szybko mnie opuścił, co mnie bardzo satysfakcjonowało. Miałem już pomysł, jednak był on trochę ryzykowny. Podszedłem do rzeki, która stanowiła granicę klanu Rzeki i Pioruna. Bez dłuższego zastanowienia wskoczyłem do wody. Pierwsze uczucie jakie doznałem to: NA POMOC, NIENAWIDZĘ WODY!!!" lecz po chwili wszystko było już w porządku. Mój plan wypalił. Obroża sama się rozluźniła i zdołałem ją rozerwać. Wyplułem ją do wody. Byłem od niej wolny!

Po kąpieli usiadłem na zrobionym przez siebie legowisku z mchu i trawy. Zacząłem się wylizywać. Moją toaletę przerwał zapach. Oczywiście wiedziałem do kogo należał. Był to zapach Klanu Pioruna. Podczas mojego ,,szkolenia'' wyostrzyły mi się zmysły jak i wyglądałem teraz o wiele lepiej. Byłem chudszy, umięśniony, moje futro było puchate i ułożone, pazury i zęby naostrzone. Ja znajdowałem się po ich stronie, po tym jak w pierwszy dzień koty zza rzeki dały mi niezły łomot....  

Nie mogłem rozpoznać tego zapachu. Tak się składało że byłem pod wiatr, więc byłem nie wykrywalny. Wiedziałem jednak, że jeżeli za bardzo się zbliżą to wyczują moją woń. Wskoczyłem na gałąź drzewa- przynajmniej tam w pewien sposób byłem bezpieczny. 

Już z daleka byłem wstanie stwierdzić, że były to niemal dorosłe osobniki. Wyglądałem podobnie do nich. Nagle dostrzegłem delikatne błyski na moim futerku, zwłaszcza w miejscu łatek. Zdarzało się to nie raz. Za każdym razem tuż przed walką.  Pobudziło się we mnie uczucie, które kazało atakować. Powiedziałem cicho sam do siebie: ,, Łatek, jeszcze chwilę. Muszę się coś więcej dowiedzieć". Skacząc bezszelestnie po drzewach zbliżyłem się do rywali na tyle, że mogłem co nieco usłyszeć. 

-Jesteście pewni, że to stąd dobiega ten zapach?- zapytał jeden z kotów.

- Tak. Z tego co wnioskuję, nie należy do żadnego z klanów.

Po woni stwierdziłem, że były 3 koty. Jeden duży i dwa mniejsze.  Widziałem doskonale: wszystkie były dobrze zbudowane, chociaż widać było po nich zmęczenie. W mojej głowie pojawił się plan działania. Zamierzałem zaatakować jednego z małych, licząc na to że pozostałe skoczą mu na ratunek. Wpadną na mniejszego, co da mi  szanse, na zadanie więcej ran. W dodatku są wyczerpiani, co powinno ułatwić mi mój cel. Tak, już nie byłem domowym, przestraszonym kiciusiem. Byłem teraz dzikim, wolnym i niebezpiecznym kotem samotnikiem. Szykowałem się do skoku. Serce waliło mi jak oszalałe. Jeszcze sekunda... 

Wojownicy- Ścieżka Sprytnej WichuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz