27

354 14 4
                                    

Nadszedł wieczór, a ja miałam po raz ostatni spać w komnatach profesora.
Byłam już w drodze, kiedy okropne uczucie śledzenia znów zaatakowało.
Zdecydowałam, że przed pojawieniem się u Severusa pójdę napisać do Toma.

Zboczyłam do toalety i zamknęłam się w kabinie. Tom odpisał szybko, żebym się zamaskowała i poszła do komnaty. Nie zdradzał szczegółów, ale ja już domyślałam się o co może chodzić... podejrzewam, że David który uciekł z więzienia gorszego niż azkaban mnie śledzi...

Użyłam zaklęcia kameleona, ponieważ peleryna była dobrze schowana w kryształowej komnacie i czekała na wyjątkową okazję.

Gdy dotarłam do komnaty Riddle już tam był i czekał zniecierpliwiony.

-Dzień dobry. - odezwałam się od razu po zobaczeniu go.

- Witaj moja droga. - zaczą rozkładając ręce w geście powitania mnie. - usiądź i posłuchaj uważnie. - usiadłam na kanapie, a on obok mnie. - Czy to uczucie jest silne? - spytał.

- Ostatnio nasiliło się bardzo mocno, była jedna sytuacja gdzie w Wielkiej sali było niewyobrażalnie silne.

- Hmm... są dwie możliwości moja droga, albo to Syriusz Black, albo David. Naucze cię teraz zaklęcia, które zdejmie każdy czar maskujący, jednak musisz uważać, bo jeżeli to David... - przerwał na chwile szukając odpowiedniego zdania. - od razu po zdjęciu z niego czaru, musisz uciekać do miejsca gdzie znajdziesz innego czarodzieja, najlepiej potężnego, albo w miejsce gdzie będą inni zebrani w dużej ilości. Sama nie poradzisz sobie z potęgą, którą posiada ten ... mężczyzna. Jednak jeżeli okaże się, że to Syriusz Black, przyprowadzisz go tutaj choćby nie wiem co. Dobrze?

- Oczywiście Tom. - odpowiedziałam pewnie.

- Świetnie, w takim razie weź swą różdżkę i zaczynamy. - oznajmił, a ja zrobiłam co kazał.

Niestety trochę czasu zajęło zanim nauczyłam się zaklęcia. Była prawie północ kiedy ruszyłam w strone gabinetu. Jednak tym razem miałam dobre wytłumaczenie.

×××

- Gdzie byłaś tyle czasu? Zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? - Pytał stanowczo z dużym niezadowoleniem. Za każdym razem, kiedy próbowałam coś powiedzieć i wytłumaczyć się, ten zaczynał nową przemowę, na temat zasad, ciszy nocnej, punktów, konsekwencji. Na sam koniec zapytał:

- Coś ty taka zmęczona? - w końcu zakończył i pozwolił mi się wypowiedzieć.

- Byłam w bibliotece i znalazłam takie zaklęcie : invenire exspiravit - mówiłam rzeczywiście zmęczona, rzeczywiście było po mnie słychać. Mówiłam cicho i powoli w dodatku delikatnie zachrypniętym głosem. - chciałam dowiedzieć się na jakie zaklęcia maskujące działa, jak go używać i wszystkiego.

- Po co ci ono? Powinienem o czymś wiedzieć? - pytał nadal stanowczo i ze zdenerwowaniem.

- no... - na tym skończyłam swoją jakże długą wypowiedź.

- No co? - Snape skrzyżował ręce - słucham.

- Mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Nie wiem, czy to przez te koszmary, które miałam, może coś innego. Nie wiem czy to tylko wrażenie, czy rzeczywiście tak jest. - powiedziałam w końcu że spuszczoną głową. - Może to przez to, że ciągle słyszę o Syriuszu, który uciekł z Azkabanu. - Severus zdjąć ręce z piersi i oparł się nimi o biurko.

- Powinnaś mówić mi o takich rzeczach, a to zaklęcie jest zbyt potężne i wyczerpujące jak na 11sto latkę, zwłaszcza w takiej sytuacji jak twoja. Jeżeli chcesz, mogę nauczyć cię innego, łatwiejszego, ale to dopiero za tydzień w weekend. Teraz idź śpij i ani słowa, jeśli nie chcesz mnie zdenerwować.

Po tych słowach poszłam od razu położyć się. Szybko zasnęłam.
Już było tak dobrze.. nie miałam koszmarów i nawet się wysypiałam, aż do tamtej nocy...  Jednak tym razem sen był supełnie inny:

○○
Byłam w okropnym budynku, ściany były oblepienie jakąś substancją... chyba krwią. Od samego początku się bałam.
W pomieszczeniu w którym się znalazłam nie było okien, jedynie jedną lampa naftowa z końcówką knota, nie miałam że sobą różdżki.

Zabrałam lampę i znalazłam drzwi, złapałam za klamkę, drzwi były otwarte. Szłam prosto korytarzem, aż stanęłam w szkle i przewróciłam się. Wtedy dotarło do mnie, że nie mam butów. Stopy mi krwawiły, a ja mimo to wstałam i poszłam dalej. Ból był niewyobrażalny, a sen tak świadomy, że zastanawiałam się, dlaczego ból mnie jeszcze nie obudził.
Na końcu korytarza były kraty, żadnej innej drogi noe znalazłam. Musiałam jakoś je pokonać. Za kratami dostrzegłam eliksir, ledwo widziałam napis, jednak czarami przywołałam fiolkę do siebie. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, bez różdżki. To był eliksir rozpuszczający, różnie niebespieczny co eliksir żywej śmierci.

Odsunęłam się od krat i chlusnęłam w nie eliksirem. Całe szczęście trafiłam na tyle, abym mogła przejść przez dziurę.

Nie pomyślałam jednak i podeptałam eliksir. Po przejściu kolejnego kawałka korytarza, zaczęłam czuć, jak piecze... w dodatku dostałam strzałą wlewe ramię... upadłam i leżałam w bólu.

Moje stopy... Już nie można było tak ich nazwać, nie wytrzymywałam bólu... żadne znane mi zaklęcie leczące nie zadziałało beż różdżki. Próbowałam się obudzić, jednak moje starania szły na nic. W pewnym momencie mocno szarpnęłam strzałę, która utkwiła mi w ramieniu. Obudziłam się.

Z wielkim krzykiem zerwałam się z łóżka i spadłabym z niego, gdyby Snape mnie nie złapał. Byłam przerażona i rostrzęsiona. Profesor, również przeżywał nie mały szok. Położył mnie z powrotem na łóżku i wyszedł. Po chwili wrócił z eliksirem na uspokojenie.  Wypiłam go beż sastanowienia, jednak nie działał, Severus zapalił lampkę nocną i ewidentnie zdezorientowany wyszedł po kolejny eliksir. Nie był to jednak ani eliksir na uspokojenie, który dawał mi wcześniej, ani eliksir słodkiego snu. To było coś nowego, było gorzkie i cierpkie, dostałam też sok jabłkowy na przepicie tego smaku.
Mężczyzna czekał, a ja odstawiłam fiolkę i szklankę na bok. Skuliłam się w kłębek i płakałam dalej.

- Powiesz mi, co ci się śniło? - spytał spokojnie i jakby ze współczuciem nauczyciel, a ja nie zareagowałam. Zajęłam się swoimi myślami i nie docierało do mnie nic, z tego co działo się dookoła. Severus widząc to przysiadł się bliżej i położył rękę na moje plecy.

- Annie... spokojnie, już się obudziłaś - mówił spokojnie próbując do mnie dotrzeć. - jesteś już bezpieczna, nic ci się nie stanie. - widząc, że nic to nie daje wysłał swojego patronusa do dyrektora, aby ten zjawił się jak najszybciej, a Nauczyciel przytulił mnie, dalej próbując uspokoić mnie i cały czas powtarzał, że jestem bezpieczna.

Inna Weasley - ślizgonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz