Gdy już wszyscy dotarliśmy na wyznaczoną ulice tato powiedział wszystkim aby poszli z mamą po książki i kupili je również dla mnie, a on poszedł ze mną po pierwszą różdżkę. Bardzo sie cieszyłam.
-jak się wybiera różdżkę? Z kąd będe wiedziała, że jakaś do mnie pasuje?- zapytałam wchodząc do sklepu z różdżkami Olivandera.
-To różdżka wybierze ciebie, córeczko.
-Ale jak to możliwe? Przecież one nie mają myśli...
-Nikt nie wie jak to możliwe,..- wtrącił sklepikarz z siwymi włosami, gdy weszliśmy.-widze, że twoja kolejna córka jest bardzo ciekawa świata. Napewno będzie dobrą czarownicą. Czuję jej potężną aurę- dodał wyciągając jakąś różdżkę z najwyższej półki. Była ona krótka z drewna buku. Chwile później miałam ją już w ręce i nie wiedziałam zbytnio co mam robić.
-No dalej. Machnij- powiedział starzec.
Gdy machnełam zwaliłam z lady sklepowej wszystko co tam było. Przeprosiłam i szybko odłożyłam narzędzie.
-O nie... zdecydowanie nie pasuje.-
Gdy to powiedział szybko przejechał drabiną przez regały na drugi koniec sklepu. Wyją z tamtąd zupełnie inną sztuke. Od razu jak ją zobaczyłam spodobała mi się. Była długa tak jak marzyłam i z ciemnego drewna. Uwielbiam takie drewno.
Tym razem nie musiałam machać, bo z różdżki zaczeło świecić złote światło, które było bardzo piękne. Trwało to chwilę, a później koniec z końca wyleciały srebrne iskierki.
-O tak. Idealnie!- powiedział siwy mężczyzna.
-Jaki ma rdzień? -zapytał tato z niecierpliwym głosem.
-Włókno smoczego serca Arturze.-
Tata bardzo się zdziwił, bo żaden członek rodziny nie miał podobnej różdżki. Wiedział, że jestem inna niż oni, jednak nie spodziewał się takiego wyboru.
Gdy już zapłaciciśly poszliśmy dumnie po szate do szkoły. Doszliśmy szybko. Sklep był zaraz za rogiem. Gdy weszliśmy przywitał nas przystojny blondyn.
-Witaj Arturze! Miło cię tu znowu widzieć.- oznajmił z czarującym uśmiechem na twarzy.
-Mi ciebie również.- odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. - Przybyłem do ciebie, abyś uszył szatę szkolną dla mojej córki...
-To twoja córka!?- zdziwił sie mężczyzna. - Nie jest podobna do ciebie i Moly.-dodał nieco spokojniej.
To prwada. Byłam zupełnie inna: miałam brązowe włosy, błękitne oczy jako jedyna z rodziny i nieco bladszą cere niż wszyscy jej czlonkowie.
-Wiem, ale przecież nie wygląd sie liczy.-odparł tata.
-Masz racje. No dobrze chodź tutaj dziecko, musze cię zmierzyć.- powiedział wskazując dość wysoki podest, do którego podeszłam troche niepewnie. Gdy już tam stałam mężczyzna mnie zmierzył żółtą miarką krawiecką. Wiedziałam jak ona wygląda bo mama takej kiedyś używała. Podczas gdy byłam mierzona dokładnie z każdej strony dorosli rozmawiali jeszcze, jednak ich nie słuchałam, bo byłam zbyt zamyślona.-Annie...-usłyszałam lekko poirytowany ton Ojca. - ty jak zwykle w swoim świecie. Już zrobione. Możemy już dołączyć do reszty rodziny. -dodał spokojniej gdy widział że już wróciłam z głębokich marzeń.
Dołaczyliśmy do mamy i mojego rodzeństwa. Kupili już wszstko, więc mogliśmy wracać do domu.*
Byłam już gotowa i spakowana, gdy podszedł do mnie Percy i złapał za ramie odwracając lekko w swoją strone.
- Już późno. Jestes gotowa? Pomóc ci z czymś. - zapytał mój najstarszy z mieszkających jeszcze w domu brat z troską w głosie. Byla już 22, a ja zwykle o tej porze już dawno śpię.
-Tak jestem gotowa, braciszku. Dziekuje.
-Połóż się już rano trzeba wcześniej wstać i wyruszyć na pociąg.
-Dobrze nie martw się. Już się kłade. - odparłam przytulając barata.
*
Następnego dnia rzeczywiście wstaliśmy bardzo wcześnie, bo o w pół do szóstej. O szóstej stałam już na nogach gotowa.
Nim się obejrzałam byłam już na peronie, znaczy wydawało mi sie że mineło zaledwie pół godziny, a była już 8:50.-Szybko dzieci!! Percy idziesz pierwszy! - krzykną tata.
Percy szybko wbiegł w ściane, a ja nie do końca wiedziałam jak to się stało. Byłam tutaj pierwszy raz.-Teraz ty Annie..- usłyszałam od mamy.
-Ale... jak..- powiedziałam bardzo cicho
i troche niepewnie.-Nie bój się.. poprostu wbiegnij w ściane.
Nie zaprzecze że bardzo sie bałam, że coś się stanie, ale zrobiłam to i lada moment byłam już na peronie. Odłożyłam bagarze w wyznaczone przez tate miejsce i weszłam do piciągu. Usiadłam w pierwszym wolnym przedziale jaki zobaczyłam, jednak nie byłam długo sama.
- Cześć! Moge sie dosiąść? - Zapytała piękna brązowowłosa dziewczyna.
-Pewnie. Siadaj. - odparłam. Nie byłam bardziej towarzyska niż moje rodzeństwo, Ale byłoby niegrzecznie odmówić.
- Jetem Natalie, Natalie Margot, a ty? Jak sie nazywasz? - zapytała usmiechając się.
- Annie Weasley.
- Naprawde? Znam twoją siostre. Przyjaźni się z moim bratem Marcelem. Nie wyglądasz do niej ani troche podobnie.
- wszyscy mi to mówią - zaśmiałam się -jestem zupełnie inna niż moja rodzina. Nie tylko z wyglądu.- dodałam
-Widać. Jesteś bardziej otwarta. Twoja siostra prawie się nie odzywa, jakby nie umiałam mówić.
- tak... - westchnełam lekko - do jakiego domu chciałabyś trafić? -zapytałam
- Do Ravenclav tak jak moja mama, a ty?
-Ja chciałabym do Gryffindor'u tak jak reszta mojej rodziny.
-Wybacz, ale nie lubię gryfonów. Niektórzy są bardziej wredni od ślizgonów.
- Ja tam nie wiem... wszystko się jeszcze zobaczy gdy zaczniemy nauke.
-Masz racje. - Po chwili wszedł do nas jakiś chłopak. Blondyn.
-Moge?- zapytał oziębłym głosem.
-Pewnie, siadaj- powieddziała Natalie.
Przystojny chłopak przedstawił się. To był Draco Malfoy. Tata mówił mi, abym trzymała się z daleka od tej rodziny, ale chłopak był naprawde miły i dobrze mi się z nim rozmawiało.
Podróż zleciała nam bardzo szybko.Gdy już dojeżdżaljśmy przyszedł do nas Percy i powiedział abyśmy założyli czarne szaty bo jesteśmy już prawie na miejscu. Był bardzo zniesmaczony, gdy zobaczył z kim rozmawiam z wielkim uśmiechem na twarzy. Nienawidził żadnego Malfoy'a znał jednego o imieniu John.
John Malfoy. 14-sto letni, wysoki blondyn. Bardzo wyrafinowany dżentelmen, który nie pozwoli obrażać żadnej kobiety, ani dziewczyny w swoim towarzystwie.
Nienawidzi mojej rodziny tak bardzo jak jego rodzice i Draco. Ja jestem wyjątkiem.Podobno był bardzo złośliwy.
Gdy dotarliśmy ja peron wszyscy byli już przebrani.-Pierwszoroczni za mną! - usłyszałam jakiegoś mężczyzne.
-To Hagrid. Gajowy Hogwartu. - powiedział Dracoz gdy wysiadaliśmy - Tata i John dużo mi mówili o nim. Podobno jest strasznie obleśny. -ostatnie zdanie powiedział mi na ucho.
- A może poprostu jest gnomem któremu nie udał się kiedyś eliksir wielosokowy -szepnełam Draco do ucha. Uśmiechną się wrednie i spojrzał na mnie z satysfakcją.
Wielki Hagrid zaprowadził nas do łodzi. Tylko pierwszorkczni nimi pływali. Ja wsiadłam do łodzi z Daconem, bo mnie o to poprosił. Natalie usiadła z jakąś inną dziewczyną, która poznała w wakacje.
Gdy bylismy już w Hogwarcie, tuż przed wielka salą podeszła do nas Jakaś nauczycielka.
- Bardzo proszę o cisze. -powiedziała spokojnie kobieta.
- To profesor McGonagall, wygląda troche jak ropucha. - szepną mi prosto do ucha blondyn, tak żeby nikt oprócz mnie nie usłyszał. Nie odpowiedziałam niczego, ale uśmiechnełam się lekko gdy to usłyszałam. Moje rodzeństwo pewnie od razu by mu wypomniało chamstwo, ale nie ja. Ja wziełam to za żart i mimo że był niezbyt miły, to rozbawił mnie.
Gdy skończyła swoją przemowe weszliśmy na wielką sale. Przed stołem nauczycielskim stało krzesło, do którego byliśmy wywoływani po kolei. Natalie trafiła do Reawenclow, tak jak sobie zapragnęła. Draco ledwie usiadł na krześle już usłyszał że trafia do slythein'u.
Potem było jeszcze kilka innych osób.
CZYTASZ
Inna Weasley - ślizgonka
Short Story(Na początku troche nudnoz ale potem się rozkręci...obiecuje) Kolejne dziecko z rodziny Wealsey kończy 11 lat i trafia do Hogwartu. Jest najmłodsza z całego rodzeństwa. Miomo tego że wszyscy członkowie jej rodziny trafiali do Gryffindoru ona tra...