14

905 50 3
                                    

***

Znowu miałam koszmary, ale tym razem śnił mi się Ronald, to było chyba najgorsze co mogło mi się przyśnić.

Obudziłam się i mimo, że miałam koszmar nie krzyknęłam przy przebudzeniu. Płakałam. Miałam policzki całe we łzach, tak mocno, że nawet poduszka była mokra. Ledwo się wyspałam i znowu koszmary.

Jak już się uspokoiłam, a zajęło mi to całe 10 minut, przypomniałam sobie, że mam jeszcze eliksir który od niego dostałam.

Wiem, że zażywa się go po dwie małe łyżeczki na raz, więc wystarczy mi jeszcze na kilka nocy.

Następny dzień miną mi spokojnie i przyjemnie. Na lekcjach troche rozrabiałam z Draco, ale nauczyciele przymykali na to oko. Wiedzieliśmy jednak, żeby nie przesadzać, bo nie chcieliśmy stracić punktów dla Slytherin'u.

Po lekcjach od razu poszliśmy razem z Draco i Pensy do wielkiej sali na obiad:

-Siemka. Jak wam dzień miną? - zapytał John posiadając się do nas.

-Cudownie. - odparł Smok, po czym dodał jeszcze - śmiesznie było.

- Tak. Zwłaszcza, że McGonagall zapowiedziała, że będzie nas pytać, a to wszystko przez Twojego brata i Annie. - powiedziała z oburzeniem w głosie. No cóż nie była najlepsza z transmutacji, ale co ja poradzę na to, że przy Draco nie da się być poważnym.

- No nie złość się tak. Damy radę. - Pocieszał ją młodszy blondyn. - A jeśli nie, to zawsze można się zregenerować na następny raz. Nie ma co się przejmować lekcjami z tą zieloną ropuchą. - gdy to powiedział wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Jak już się trochę opanowaliśmy rozmowa zmieniła bieg na dzisiejszy trening:

-Annie mówiła ci, że dołączy do dróżyny?

-Co!? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś!? -oburzyłam się lekko Pensy, jednak w jej głosie można było wyczuć nutkę rozbawienia.

-Bo nie mam ochoty na latanie po boisku za piłką. - odparłam patrząc morderczym wzrokiem na Johna i Draco'na.

-Dlaczego tak bardzo nie chcesz? Przecież świetnie latasz. - John zadał kolejne pytanie z delikatnym smutkiem.

-Poprostu nie chce. Sama nie do końca umiem wyjaśnić dlaczego. - tłumaczyłam się, ale chłopcy ciągle się upierali.

- Nie bój się. Nie masz czego.

- Ja się nie boję.
Po tych słowach zobaczyłam, że w naszą stronę idzie Ronald, Potter i Dyton:

- Co Weasley, podobno jesteś nową atakującą. Nie czekaj bardziej obrywającą. - Powiedział szyderczo Dadley.
-Chyba że wcześniej ucieknie i pójdzie płakać w poduszkę. - dodał wrednie rudzielec.

- A wy co? Boicie się zaczynać do takich jak wy i zaczynacie do młodszych? Ale z was tchórze. - odpowiedziałam poirytowana. Chyba pierwszy raz Ja mu się odgryzłam, a nie żaden z moich przyjaciół.

-Uhuhu, widze że nasza mała szmatka zaczyna się stawiać (Ron)

-Jak ja nazwałeś? - John wstał tak agresywnie, że nauczyciele zaczęli nas obserwować, niestety nie mogli usłuszeć niczego pośród gwaru jaki panował w wielkiej sali.

-Ejejej spokojnie. Widzę że siostra wydała się w tego skończonego idioty Malfoy'a.

-hamuj sobie Weasley. Dobrze ci radzę. (John)

- A niby co mi zrobisz? Poskarżysz się nauczycielowi? - Powiedział Ronald, a Potter i Dyton zaczęli się śmiać.

- Ja bym na waszym miejscu poszła poszukać mózgu, bo chyba gdzieś zgubiliście. - odpowiedziałam że złością w głosie.

-Ej idiotko przystpopuj troszeczkę, bo pożałujesz. (Dyton i Potter chórem)

- Spróbujcie tylko coś jej zrobić to gorzko tego pożałujesz. - odezwał się w końcu Draco.

-Aa... już się boimy - zaśmiał szyderczo Potter.

-Ale wy jesteście głupi. Chodźcie nie mam ochoty patrzeć na te śmieszne twarze, bo mi ich żal. - po tych słowach, gdy ja i moja "paczka" odchodziliśmy Ronald wyciągną swoją różdżkę i wycelował w nas. Na szczęście pierwsze zaklęcie nie trafiło, bo moja reakcja była natychmiastowa i odbiłam zaklęcie, które całe szczęście trafiło dzięki temu w ścianę. Gdy mój "kochany" braciszek chciał rzucić kolejne zaklęcie został rozbrojony przez samego dyrektora.

Wtedy chłopak zrozumiał, że popełnił najgłupszy możliwy błąd atakując nas podczas obiadu w wielkiej sali przy wszystkich uczniach i nauczycielach.

-Zapraszam Was wszystkich do mojego gabinetu. - oznajmił Dumbldore po czym dodał - wraz z opiekunami waszych domów.

Podążyliśmy wszyscy do gabinetu dyrektora. Widziałam, że John i Draco idą tam wyluzowani jak zawsze, jednak w Pensy coś się zmieniło. Mniej się sprawowała. Można nawet powiedzieć, że nie przejmowała się żadnymi konsekwencjami. W sumie nie miała czym się przejmować, w końcu nic złego nie zrobiła, ale te miesiące w Hogwarcie zmieniły ją na lepsze.

Całą drogę do gabinetu dyrektora nikt się nie odezwał. Gdy już weszliśmy musieliśmy stać, bo nie było na tyle krzeseł.

-Więc Panie Weasley dlaczego rzucał Pan zaklęcie w uczniów innego domu? - Ronald zaczął się kąpać więc John zaproponował, że opowie całość jak to było. Tak się stało, jednak Ronald wszystkiemu zaprzeczał, mimo że Potter i Dyton przyznali się. Po rozmowie
u dyrektora Gryfoni dostali tygodniowy szlaban, oprócz mojego brata. On dostał dwa tygodnie u woźnego.

Jak już mieliśmy wychodzić to Snape odezwał się swoim firmowym lodowatym tonem:

- Zapraszam jeszcze na chwilę do mojego gabinetu. - posłusznie poszliśmy za nim nie odzywając się. Szliśmy szybko, a Pansy ledwo nadążała, jednak nie poprosiła, żebyśmy zwolnili.

Gdy doszliśmy Profesor otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił nas do środka. Ja, Pansy i Draco usiedliśmy na krzesłach przy biurku, a John stał za nami i opierał się i moje krzesło rękami. Nauczyciel usiadł na przeciwko nas i od razu się odezwał:

- Jak często się z nimi kłucicie?

- Nie często, ale jak już to robimy to jest trochę agresywnie. - odpowiedział John, zanim ktokolwiek zdążył przemyśleć odpowiedź.

-Dochodzi do rękoczynów, albo rzucania zaklęć?

- Zwykle się na to zapowiada, ale w ostatniej chwili ktoś się zjawia i wszystko się uspokaja. Dzisiaj był pierwszy raz.

-Gdyby coś się działo macie do mnie od razu przyjść. Nie chce, żeby ktoś miał problemy przez gryfońską głupotę. - Powiedział oschle. - możecie już iść. Tylko ty zaczekaj. - wskazał na mnie palcem. - wszyscy na mnie popatrzyli, A ja skinełam głową na znak że zostanę.
Kiedy wszyscy już wyszli Snape zadał mi kolejne pytanie.:

- Jak traktuje Cię twój brat?

- No.. - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. - o co dokładniej chodzi?

-Groził ci przy wszystkich. Pierwszy raz?

-Grozi mi często, ale nic mi nie zrobił.

-Jeszcze. - Kiedy to powiedział przewróciła oczami, że niby nie ma się czym przejmować. No cóż, musiałam kłamać, bo rzeczywiście się to bałam. - gdyby On, albo któryś jego kolega coś ci zrobił masz do mnie od razu przyjść. Możesz już iść.

-Dowidzenia profesorze.-on jedynie skiną głową.

Jak wyszłam od razu usłyszałam głosy Draco i Johna. Poszłam w ich stronę. Gdy już stałam obok niech spytałam:

- To o której ten trening?

-Snape coś przekonał? - pytali z rozbawieniem.

-Haha nie. To zasługa Rona. Teraz musicie mu podziękować, bo pokaże mu jaką atakującą jestem.

Inna Weasley - ślizgonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz