.30.

214 5 0
                                    

Można się było domyśleć. Tego samego dnia Snape powiedział nam resztę informacji.

Uczniowie będą odprowadzani na lekcję przez nauczycieli. Nie wolno pałętać się gdzieś samemu. Samodzielne wieczorne wychodzenie jest surowo zabronione. Całkiem możliwe, że niedługo wrócimy do domów.

Wspominając te słowa pakowałam potrzebne książki do torby.

I co będziemy chodzić w parach gęsiego za nauczycielem do sali?

Będzie ciekawie. Zdeterminowana założyłam torbę na ramię i ruszyłam w stronę wyjścia z dormitorium. Już w pokoju wspólnym było można usłyszeć głośne rozmowy.
Gdy wyszłam z salonu na korytarzu mogłam zauważyć wszystkich ślizgonów. Wszyscy byli zdziwieni i krzyczeli coś między sobą.

-Co się dzieje? - spytałam Gedeona, który dziwnym trafem znalazł się obok mnie.

-Nikt nie wie co robić. Czy mamy czekać, czy iść pod sale... - powiedział Ge, który w głosie również miał nutkę bezradności.

-Gdzie jest prefek ślizgonów? - spytał głośno jeden z nich.

-Jest spetryfikowana debilu! - odpowiedział mu drugi.

-Może niech kapitan drużyny coś zadecyduje? - zaproponował ktoś.

-A co on ma do tego?!- zdziwiła się młoda ślizgonka.

Spojrzałam na Marcusa, który śmiał się cicho z głupoty reszty. Podeszłam do niego.

-I co? Co myślisz, co powinniśmy zrobić? - spytałam go.

-Nie wiem. - odpowiedział już z większą powagą.

Nagle gwar podwoił się. Wszyscy zaczęli na siebie krzyczeć i gestykulawać rękoma.

-Do dupy z tym! Powinni nas od razu wysłać do domów! - krzyknął ktoś z mojego rocznika.

-Morda kretynie! - odpowiedział mu Gedeon.

I znów. Spojrzałam to na Teofila, który starał się uspokoić swojego chłopaka, to na Marcusa, który był bezradny i próbował zrozumieć co teraz inni krzyczą.

-Cicho! - krzyknęłam w końcu donośnie.

Wszystkie oczy powędrowały na mnie.

-Poczekamy jeszcze piętnaście minut! Jeśli podczas tego czasu nikt nie przyjdzie, sami pójdziemy! - zarządziłam stanowczo, marszcząc brwi.

Podziałało. Bardzo mnie to zdziwiło. Wszyscy byli już ciszej. Jedynie parę osób rozmawiało z innymi. Wydawali się być zadowoleni z takiego kompromisu.

Poczułam czyjeś spojrzenie na sobie. Nie długo musiałam szukać. Spojrzałam na bruneta, który stał obok mnie podnosząc wysoko brwi.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

-Nie źle... - powiedział unosząc kącik ust i patrząc na mnie od góry do dołu.

-Nie przyzwyczajaj się. - prychnęłam wywracając oczami.

Ja już mam swojego kapitana drużyny, nie potrzebuję jeszcze ciebie, Flint. Mam mojego stanowczego lidera, który wie czego chce, który jest zaangażowany i jak coś robi to na 100%, dowódcę, który jest ostry, ale też, troskliwy i delikatny. Mojego Olivera. Mojego nikogo. Bo nikt o nim nie wie.

Gdy tylko pomyślałam o naszej „zakazanej“ miłości poczułam dużą potrzebę zobaczenia go tu i teraz. Chciałam namiętnie zasmakować jego brzoskwiniowych ust przepełnionych odwagą, determinacją i pewnością. Pewnością, że chce mnie. Pewnością, że to ze mną chce spędzić resztę tego świata. Wiele bym dała za taką pewność. Ja częściej gdybałam, staram się znaleźć haczyki i wady. On o tym nie myśli. Chce żyć pełnią życia ze mną.

Przygryzłam dolną wargę wyszukując w tłumie ślizgonów brązowych włosów jednak dobrze wiedząc po chwili, że tu go nie znajdę.

Nagle poczułam męską dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na nią, a po chwili na jej właściciela przez co wróciłam na ziemię. To był Marcus. Wzięłam jego dłoń do ręki i puściłam zabierając ją tym samym z mojego ramienia.

Już wiedział, że nie ma co próbować.

Po chwili przy nas pojawił się Snape.

-Najpierw odprowadzę was na śniadanie, a później poszczególni nauczyciele odprowadzą was do sal. Ustawić się parami gęsiego i nie chcę słyszeć za sobą żadnych rozmów! - zarządził nauczyciel po czym odwrócił się.

Od razu każdy dobrał się z drugą osobą i stanał za nietoperzem. Marcus był najbliżej więc to ja stanęłam obok niego.

Nagle na swojej dłoni poczułam jego rękę, która wplątała się w moje palce. Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie.

-Nie takie pary debilu! - wyszeptałam wyrywając rękę z jego uścisku.

Oj Marcusie gdybyś tylko wiedział u kogo będziesz mieć teraz problemy...

-Tylko się nie zesraj młoda.

***

Już po chwili znaleźliśmy się w wielkiej sali. Panował tam gwar i zamieszanie. Wszyscy mieli za zadanie usiąść tak jak im kazano. Parami, żadnego przesuwania się i cisza. Było to niekomfortowe. Nikt nie wiedział dokładnie co ma zrobić. Nauczyciele sami już powątpiewali, za to prefekci byli zadowoleni, że mogą pomóc. Szczególnie Percy Weasley, który co chwila ustawiał wszystkich pierwszorocznych przy stole. W końcu uspokoiliśmy się. Wszyscy siedzieli już na miejscach jedząc swoje jedzenie. Spojrzałam na stół gryfonów. Odziwo niedaleko Percy'ego siedział Oliver. Po chwili spojrzał na mnie uśmiechając się lekko. Poczułam satysfakcję z tego, że wreszcie mogę go zobaczyć. Chciałam go odwiedzić jednak niestety wiedziałam, że podczas tego niebezpieczeństwa będzie to nie możliwe. Mają wstrzymane treningi... Chcialam wiedzieć jak się czuje... Dyskretnie uśmiechnęłam się i dojrzałam w jego oczach słowa które chce mi powiedzieć. Chciał się ze mną spotkać. Jednak ja sama nie wiedziałam gdzie i jak.

Po chwili zobaczyłam jak wyjmuje zeszyt z torby i wyrywa jedną kartkę  pisząc coś na niej. Zmarszczyłam brwi jednak po chwili ponownie spojrzałam na swój talerz. Nałożyłam sobie trochę jajecznicy i dwa tosty.

Niedługo później ponownie wszystkie domy zebrały się i powędrowały z wyznaczonymi nauczycielami na lekcje. Zaczynamy eliksirami z gryfonami. Ponownie stanęliśmy w parach. Szukałam w tłumie Olivera jednak nigdzie nie mogłam go dojrzeć. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i dyskretnie wkłada do niej kawałek papieru. Spojrzałam na tę osobę dopiero gdy odeszła. Oczywiście że był to Wood z kamiennym wyrazem twarzy ukazującym powagę. Udawał, że nic się nie stało.

Powoli rozwinęłam kawałek papieru:

Spotkajmy się na boisku o 24:00. Jeśli ktoś z nas spóźni się o 20 minut oznacza, że nas przyłapano. Bądź ostrożna. Do zobaczenia.

Słodziutko... Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na Wooda który przyglądał mi się czekając na potwierdzenie. Delikatnie kwinęłam głową na znak "tak", a Wood uśmiechnął się wracając wzrokiem do nauczyciela prowadzącego na lekcje.

We Know Every Star... Mój Nikt ~Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz