Rozdział 5 - Impuls

401 20 36
                                    

Nicole rozglądała się po klubie z zaciekawieniem. Właściwie to do ostatniej chwili zastanawiała się, czy przyjść na urodziny Kobry. Jednak obiecała, a on wyraził zgodę. Naprzeciwko niej siedziała Victoria wtulona w Blaise'a. Bardzo się różniły i dopiero teraz dostrzegła te niezgodności, ale mimo to były prawdziwymi przyjaciółkami. Viki wolała spokój. Ona wręcz przeciwnie. Zwariowany związek i stanowczy facet, który nie zawsze odpuszcza przy kłótniach. Co jak co, ale akurat ona potrzebowała chłopaka, który czasami da jej do myślenia. Blaise zwykle machał ręką, co często nie było dobrym rozwiązaniem. Obok Zabiniego siedział Alan rozmawiający z Jerym. Dwa przystojniaki, ale tylko przyjaciele i nie chciała tego zmieniać. Po jej prawej stronie wygodnie usadowiła się Pansy, której komplementy prawił Scott. Dziewczyna była pełna energii i wyglądała olśniewająco po dwutygodniowych wakacjach w Egipcie. Nic dziwnego, że Zeus zaczął się nią interesować.

— O, już jesteście.

Spojrzeli w stronę głosu. Żyleta przyszedł wraz z Wdową. Oboje się do nich dosiedli.

— Długo tu czekacie? — zapytała dziewczyna.

— Dobre pół godziny — odparł Blaise.

— A to świnie. Nie powiedzieli wam, jaka jest zasada — zauważył Żyleta ze śmiechem. — Jak spóźnisz się pół godziny, to wiedz, że i tak przyjdziesz przed ekipą. Zeus, myślałem, że wiesz.

— Wiem, ale matka mnie z domu wypie*doliła, czaisz? — Chłopak zaśmiał się na te słowa. — Stwierdziła, że mam już iść, bo jak zwykle muszę wszystko robić na ostatnią chwilę. To jeszcze nic... Dzisiaj rano zwinęła mi telefon i spisała numer do Kobry. Jak się spytałem, po co, to odpowiedziała, że czego się głupio pytam, przecież ma urodziny i musi mu złożyć życzenia. Pie*dolili przez telefon dobre pół godziny.

Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.

— Słyszycie to poruszenie na sali? — spytał nagle Żyleta.

— No tak, coś się dzieje.

— Kobra przyszedł — zaśmiał się.

Wdowa i Scott zarechotali. Chwilę później do ich stolika podeszła pozostała część ekipy, oprócz solenizanta.

— Kobrę porwały jego byłe dziewczyny. Zaraz przyjdzie — zaśmiała się Gejsza, witając z nimi.

Milka i Missy wyściskały się z dziewczynami. Z tłumu wypadli Syriusz i Remus. — Gdzie on jest? — zaczęła się irytować dziewczyna.

— Jakaś blondynka molestuje go przy barze — odparł Łapa.

— Jak zwykle prostolinijny w przekazach — roześmiał się Żyleta. — Lepiej byś mu pomógł.

— A niech sam sobie radzi.

— Rodzinka — zarechotał Szatan.

— To może ja go poratuję — zachichotała Gejsza i zniknęła w tłumie.

— Ale jaja. Będziemy imprezować z naszym byłym nauczycielem — rzekł nagle Jery.

Remus uśmiechnął się wesoło.

— On wam jeszcze pokaże, jak się bawi młodzież — wystawił zęby Łapa.

— Puknij się w łeb i przestań bredzić — odparował Lunatyk.

Młodzież zarechotała.

— Mam solenizanta! — krzyknęła ze śmiechem Gejsza, lecz widzieli tylko jego rękę w jej uścisku. — Pussy, teraz on jest nasz! — dodała do tłumu z rozbawieniem.

— Już go oddaję!

Kobra wypadł z hordy ludzi z wesołością na twarzy. I wtedy spojrzenia jego i Nicole spotkały się.

Harry Potter i Diament CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz