Rozdział 42 - Egzekucja

287 17 0
                                    

Kobra wsiadł do samochodu Dzikiego jako kierowca. Właściciel auta zakwaterował się obok niego, a Snajper z tyłu. Nie zdążył nawet odpalić silnika, gdy rozległy się intensywne strzały. Pociski uderzały w auto, zbijając szyby.

— Padnij!

Pozostała ochrona Snajpera natychmiast zaczęła odpierać ataki.

— Cofamy do klubu! — przekrzyczał hałas Dziki. — Ruszaj!

Harry odpalił samochód i ruszył z piskiem opon. Zawrócił w miejscu i dodał gazu, aby mieli bliżej do drzwi klubu. Zatrzymał się gwałtownie i wraz z Dzikim, uzbrojeni po pachy, wypadli z auta. Snajper wydostał się tak, jak oni. Strzelając do napastników, ochraniali szefa, prowadząc go do drzwi. Z impetem naparli na nie i wpadli do środka wprost na ekipę. Elita stała na końcu korytarza. W drzwi zaczęły uderzać pociski, a dziewczyny pisnęły. Wrzasnęły jeszcze głośniej, kiedy wrota niespodziewanie otworzyły się z rozmachem i zaczęto do nich strzelać.

— Na salę! — wrzasnął Dziki, pchając ich w głąb korytarza i celując w stronę drzwi.

Ktoś musiał zaatakować od strony ulicy, ponieważ strzelanie w ich stronę ustało. Zadaniem Dzikiego i Kobry było ochronienie Snajpera, więc nakazali mu iść na piętro wraz z elitą i ekipą. Bezpośrednią ochronę przejęła ekipa Szefunia, która chciała się sprzeciwić, gdy dwójka chłopaków rzuciła się w stronę podwórza, gdzie rozgorzała istna rzeź. Gejsza wrzasnęła niekontrolowanie, gdy z pomieszczenia obok wynurzył się kolejny napastnik i wycelował w skroń Dzikiego. Harry przystanął gwałtownie i bez zastanowienia do niego strzelił. Ugodził go wprost w brzuch. Nie czując nic, dobił go pociskiem w serce, żeby ratować Dzikiego. Wybiegli na podwórze, nie odwracając się.

Ostry nie wiedział, kiedy uodpornił się na krew tryskającą na wszystkie strony, widok śmierci i bólu. Płonące samochody, martwi ludzie. Sam brał udział w tym horrorze. Nie miał pojęcia, ile to trwało, ale ludzi ubywało z każdą chwilą. Biegał, chował się, by nie zostać zranionym, sam ranił. Czuł adrenalinę podniesioną do najwyższego stopnia, gdy pociski przelatywały mu nad głową. Pomagał innym osobom z mafii, a oni pomagali jemu.

Wszystko wreszcie ucichło. Ulica wyglądała jak rzeka krwi i trupów. Harry'emu przewróciło się w żołądku to, co jadł kilka godzin wcześniej. Dziki był ranny w brzuch, lecz szybko mu pomogli.

— Kobra, sprawdź, co z szefem i złóż mu raport — powiedział do niego jeden z ochroniarzy, a on kiwnął głową na zgodę.

Powlekł się do klubu, z którego nikogo nie wypuszczano, aby nie narażać na niebezpieczeństwo. Ochrona Szefunia pilnowała drzwi, ale Ostry powiedział, żeby jeszcze nie otwierali wrót. Poszedł na piętro, nawet sobie nie wyobrażając, jak wygląda. Snajper krążył po pomieszczeniu, a reszta siedziała spięta lub przygotowana do ataku.

— O matko... — wydusiła słabo Viki, gdy go zobaczyła.

Miał ubranie poplamione krwią, a z ramienia ciekła mu czerwona ciecz. Broń w dłoni również nie wyglądała łagodnie, a jego zimne oczy były przerażające. Snajper spojrzał na niego pytająco, więc rzekł:

— Dwóch naszych nie żyje, czterech rannych, w tym Dziki. Już się nimi zajęli.

Szef kiwnął głową. Członkowie ekipy i elity wyglądali na spiętych. Znaleźli się tuż obok potyczek mafii. Nagle na schodach rozległy się kroki. Kobra cofnął się o metr, stając w cieniu. Pojawił się niski brunet z jakimś pakunkiem w dłoniach. To stało się tak szybko, że ledwo to dostrzegli. Paczka opadła na ziemię, a w Snajpera wycelowany był spust. Strzał.

Wszyscy zamarli. Brunet osunął się na ziemię, upuszczając broń, a z jego ciała trysnęła krew. Zapadła cisza. Każdy był w szoku.

— Trup na piętrze — rzekł Harry do mikrofonu bez cienia emocji na twarzy.

Harry Potter i Diament CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz