Gejsza opierała głowę o ramię Kobry, który trzymał w ustach papierosa, patrząc na kartkę leżącą na stoliku.
— To nie jest śmieszne — powiedział cicho Yom, zerkając w to samo miejsce.
Treść tekstu mówiła sama za siebie: Lepiej nie wychodź z domu, bo możesz wpaść pod koła samochodu, Kobra. Kopertę z takim przesłaniem w środku Harry dostał od Monici, która powiedziała, że znalazła to na barze. Litery były wycięte z gazety.
— Ktoś cię chyba nie lubi — mruknął Żyleta. — Próba morderstwa i list z pogróżkami. Ten ktoś może tu być, a my nawet nie wiemy, jak wygląda.
— Może powinieneś na razie się wycofać? — spytała cicho Gejsza.
— Nie będę uziemiony przez jakiegoś psychola — wymamrotał.
— A co, jeśli następnym razem nie spudłuje? — rzekł Szatan z obawą. — To nie są przelewki. Chodzi o życie, Kobra.
— Siedzenie w domu tego nie rozwiąże.
— Czemu ty jesteś taki uparty? — westchnęła z kolei Missy.
Kobra uśmiechnął się lekko, gasząc niedopałek w popielniczce.
— Kto nie ryzykuje, ten nie ma — podsumował.
— Taa... I niedługo nie będziesz miał życia — prychnął Łapa.
— Nie przesadzajcie. Snajper w końcu dorwie tego czubka.
Nie wiedzieli, jak mu przemówić do rozsądku. Chłopak był uparty jak osioł i nie przejmował się, że ktoś czyha na jego życie i to nie był Voldemort. Sprawa była coraz poważniejsza.
— Od kiedy się tu zjawiłeś, zawsze miałeś w tyłku, że może cię spotkać jakieś niebezpieczeństwo — westchnął Szefunio.
Ostry uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Normalnie czubek do potęgi entej — stwierdził Draco, widząc jego reakcję.
— A co się będę przejmował jakimś fagasem, który nawet nie umie dobrze wycelować, a uważa się za profesjonalistę.
Parsknęli śmiechem. Udało mu się trochę rozładować atmosferę, a po chwili zręcznie zszedł na całkiem inny temat.
— Tak właściwie to kto pierwszy trafił do ekipy? Żyleta czy Gejsza? — zapytała w pewnej chwili Milka Szefunia.
— Trudno to określić — odpowiedział mężczyzna. — Żyleta zawsze kręcił się przy parku i raz po raz wymienialiśmy jakieś słowa. Gejsza przypałętała się nagle. Zwerbowałem ich mniej więcej w tym samym czasie. Gdybym miał określić, kto pierwszy oficjalnie, to Żyleta.
— Lubię, jak opowiadasz — rzekła Alison, siadając blisko niego i dodała z błyszczącymi oczami: — Opowiedz, jak powstała ekipa.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło, gdy wszyscy przenieśli na niego spojrzenia, by posłuchać.
— Nie wiem, kiedy powstała ekipa. Nie było to oficjalnie ogłoszone. Sami ją stworzyliście, dzieciaki. Ludzie przychodzili i odchodzili. Dopiero wy zostaliście tak nazwani, gdy było was czterech: Żyleta, Gejsza, Wujek Szatan i Yom. Wtedy zaczęło się mówić o ekipie, bo byliście zgraną grupą i wszystko robiliście razem. Żyleta... Mały, czteroletni kurdupel, który przylepił się jak rzep do psiego ogona.
Wszyscy zaśmiali się na takie określenie, a chłopak mruknął z rozbawieniem:
— No co? Zawsze cię lubiłem.
— Latał po parku, żeby nie siedzieć w domu. Niekiedy przypadkiem się spotykaliśmy. Pierwszy raz...?
— Wyrżnąłem nosem w ziemię, jak spadłem z huśtawki — zarechotał chłopak. — Pamiętam jak dziś.
CZYTASZ
Harry Potter i Diament Ciemności
FantasiDRUGA CZĘŚĆ Książka nie jest moja. Nie posiadam do niej praw autorskich. Nie mniej jednak jest ona dostępna tylko na blogu (link na końcu) wiem jednak że nie każdy lubi formę czytania na blogu i woli wattpad, dlatego też udostępniam to tutaj. http:...